ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Genesis ─ Wind And Wuthering w serwisie ArtRock.pl

Genesis — Wind And Wuthering

 
wydawnictwo: Virgin Records 1976
 
1. Eleventh Earl Of Mar [7:39] 2. One For The Vine [9:56] 3. Your Own Special Way [6:15] 4. Wot Gorilla? [3:12] 5. All In A Mouse's Night [6:35] 6. Blood On The Rooftops [5:20] 7. Unquiet Slumbers For The Sleepers... [2:24] 8. ...In That Quiet Earth [4:47] 9. Afterglow [4:10]
 
skład:
Tony Banks: Steinway grand piano, ARP 2600 and Pro-Soloist synths, Hammond organ, mellotron, Roland string synth, rhodes Phil Collins: Voices, drums, cymbals, percussion Steve Hackett: Electric guitars, nylon classical, 12-string guitars, kalimba, auto-harp Mike Rutherford: 4, 6, & 8 string basses, electric and 12-string acoustic guitars, bass
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Dobra, godna uwagi produkcja.
,1
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,4
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,10
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,24
Arcydzieło.
,240

Łącznie 280, ocena: Arcydzieło.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
20.12.2007
(Recenzent)

Genesis — Wind And Wuthering

Słońce świeciło od paru godzin,
I pokryło ziemię warstwą złota.
A nastroje się zmieniły, od kiedy przestało padać,
I choć sakiewka jest  pusta, to jednak nie wszystko.
 
Bo Jedenasty Hrabia Mar,
Nie mógł wysłać wszystkich w bój.
 
I któżby pomyślał, że ten niewinny w sumie tekst opisujący dawne dzieje będzie można zastosować do dzisiejszej sytuacji. Przeżyliśmy ostatnio swoistą Wojnę Chudych z Grubymi, zakończoną zmianą warty na większości stanowisk politycznych w kraju. I nastroje zmieniły się, mimo, że sakiewka jest pusta. Czy to spowoduje zmiany bardziej konkretne? Takie, po których będzie nam żyło się lepiej? Nie wiem.
 
Zresztą, jakby na to spojrzeć zupełnie obiektywnie, to te parę rymów opisuje dziś i wczoraj z równą siłą. I nie ma się co dziwić – bo Genesis, pisząc w 1976 roku Eleventh Earl Of Mar nawiązywali w dwojaki sposób do historii. Do tej najbliższej, z końca lat sześćdziesiątych i początku siedemdziesiątych, w których królowały złożone, wielowątkowe kompozycje muzyczne, określane przez krytyków i dziennikarzy muzycznych mianem rocka progresywnego. I to tej historii sprzed lat, w której prym wiedzie historia opowiadana przez wokalistę. O Jedenastym Hrabim Mar, znanym historykom pod nazwiskiem Johna Erskina. Ale to już opowieść na zupełnie inny czas.
 
Muzycznie – nagranie to jest idealnym utworem otwierającym. Ani zbyt wolny, ani zbyt szybki. Lekko połamany rytmicznie, z klawiszowymi pasażami, imitującymi wręcz doskonale symfoniczny rozmach. Wyraźne nawiązania do muzyki klasycznej, połączone z rockową werwą gitarzysty (Steve Hackett chyba w najlepszej formie od lat) – oto całe piękno tego prawie ośmiominutowego dzieła. Wyraźny sygnał, że A Trick Of A Tail to nie był wybryk „nowego Genesis” tylko świetna kontynuacja kierunku wyznaczonego przez lat jeszcze w słynnym, pięcioosobowym składzie.
 
Najbardziej na płycie zachwyca drugie na płycie nagranie. Jest to zarazem najdłuższy kawałek na krążku. One For The Vine. Pełny biblijnych skojarzeń tekst utworu koresponduje znowu z charakterystycznym dla muzyki progresywnej ładunkiem ekspresji. Skomplikowana struktura rytmiczna, wsparta syntezatorowym tłem najwyższego sortu, ozdobiona pieszczącymi ucho nutami elektrycznego fortepianu. Oto Genesis, do jakiego przywykliśmy przed laty. Niezmienne, niekoniecznie progresywne, ale ostatecznie nie ma to żadnego znaczenia. Bo w końcu liczy się to, czy nagrania z Wind And Wuthering wywołują pozytywne emocje. Drażnią duszę. Wywołują dreszcze na karku i nie dają o sobie zapomnieć przez długie chwile po wysłuchaniu albumu. A to przecież nie wszystko.
 
Kielich wina i szklanka piwa, jest już późno.
A moje miasto niestety ponure jest…
 
Wbrew zapowiedziom wokalisty moje miasto zmienia się. I to chyba na lepsze. Ulice bardziej kolorowe, budynki przestają przypominać socrealistyczne potwory z balkonami z żelbetonu. Ludzie, mimo, że bardziej zagonieni, wyglądają lepiej, niż przed laty. To Blood Of The Rooftops – porywający kawałek. Niby taki trochę w stylu Entangled z poprzedniego albumu, ale jednak zupełnie inny. Akustyczna gitara, delikatnością dorównująca w nim folk-rockowym arcydziełom kreśli niesamowity początek, akompaniując znakomicie (jak zwykle zresztą) śpiewającemu Collinsowi. A w finale, gdy cały zespół rozwinie skrzydła, monumentalne, pełne patosu brzmienie wstrząśnie wami z siłą trzęsienia ziemi. Czarowne kilka minut. Aż człowiek nie chce, by ta muzyka kiedykolwiek się skończyła.
 
A przecież Wind And Wuthering to również wyborna instrumentalna (w większości) mini suita, składająca się z nagrań Unquiet Slumbers For The Sleepers... połączonego z …In That Quiet Earth. To równie znakomity melodyjny All In A Mouse’s Night, z tekstem pisanym z punktu widzenia myszy. Jest również bardzo collinsowy (moim zdaniem zapowiadającym czasy jego kariery solowej) Your Own Special Way. I finał, Afterglow, pojawiający się wraz z ostatnimi dźwiękami In That Quiet Earth.
 
I wszędzie będę twojego głosu,
Błądząc po dziwnych ścieżkach, tak jak ta
W świecie, który tak dobrze znam.
 Nie mam już nic, więc oddaję ci siebie.
A wszystko w co wierzyłem przedtem, zanika.
A ja wciąż tęsknię...
 
Od niedawna płyta ta jest dostępna w wersji SACD/DVD. Trochę to trwało, zanim ponownie mogliśmy posłuchać nagrań Genesis, tym razem w systemie dźwięku wielokanałowego. Jak to brzmi? Cóż, pięknie. Bo przecież Genesis to fantastyczne brzmienie dwunastostrunowych gitar. To stanowiące wzorzec dla wielu naśladowców kompozycje wielowątkowe, których bogactwo aranżacji do teraz budzi zdumienie. To wydanie, zawierające materiał podstawowy na płycie SACD, uzupełniono płytą DVD, która oprócz wersji wielokanałowej nagranej m.in. w systemie DTS, zawiera również dodatki. A wśród nich m.in. fragment koncertu Genesis z tamtego okresu, może w nienajlepszej jakości (bo przyzwyczajeni do wypasionych wydawnictw koncertowych ostatnich lat moglibyśmy kręcić nosem na jakość obrazu i zwykły dźwięk stereo) mimo wszystko chwytający za serce romantycznym nastrojem i liryką wykonania. Choćby zatem z tego względu należy sięgnąć po te nagrania.  

Klasyka rocka progresywnego nie zasługuje na inną ocenę. A to porywający album. Bezwzględnie, część Kanonu, którego wstyd nie mieć. Polecam.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.