Po dwóch latach niemieccy hard & heavy rockowcy powracają z nowym albumem. Tym razem bez żadnej ciekawej własnej interpretacji znanej kompozycji – troszkę szkoda, bo ich wersja „Paid my dues” była sympatyczna. Co mamy tym razem? 12 nie za długich kompozycji. Z przytupem. Czyli jak macie gdzieś zakrytego podkurzonego choppera, lub go właśnie nabyliście w OCC, chyba czas wybrać się na przejażdżkę. Niemiecki hard rock to specyficzna branża, zespołów dużo a i grają jakoś tak jednostajnie. Znaczy na tyle że wiemy że to hard rock, wiemy mniej więcej co to za zespół i czemu brzmi ciągle tak samo od ponad 30 lat ...Czyli ostre riffy, wyraźne klawisze, chórki pozostałych muzyków, twardy ale melodyjny głos wokalisty w końcu dużo melodyjnego grania z gitarą na przodzie i ostrymi solówkami. Takie Bon Jovi/Van Hallen 25 lat później.

Co może się podobać? No grają tak samo jak na Helluva Time, z małymi smaczkami:niskie riffy w Justice In Deserved, wejście chórkiem w Going Under, przebojowością w See The Light czy spokojnymi momentami z akustyką doładowaną riffami w My Eanger's Red. Swoją drogą ciekawą kompozycją, podobnie zresztą jak Heavenly Devotion, która w konstrukcji czy długości przypomina bardziej klasyczne „twarde” hity. Ale moim faworytem na tym krążku jest Hellucinate. Dobre klawiszowe wejście i mocno podciągnięty riff i stopniowe budowanie napięcia aby poluzować przed refrenem, mocno melodyjnym zresztą. No ale na koniec zostało coś dla zasłuchanych w prog-metalowych brzmieniach. Muzycy dołożyli troszkę sampli i album kończą rozbudowaną kompozycją Crush That Fear. Jak przystało na gatunek postarali się o zmienną dynamikę i zróżnicowaną melodię, dochodzą partie śpiewane chórkiem w tle i mocniej spod tła wybrzmiewają klawisze.

Zespół bez Michaela Bormanna nie brzmi już tak samo. Ale słychać zmianę brzmienia gitary, za sprawą nowego szwedzkiego rozgrywającego Petera Östrosa, który dołączył po poprzedniej płycie Helluva Time zastępując w tej roli Barisha Kepica . Trudno się specjalnie zachwycać tą produkcją, album nagrany jest poprawnie, z pewną gracją i folklorem przystającymi temu konkretnemu stylowi. Ale podczas odsłuchu noga sama włącza się w rytm, na liczniku wskazówka jednostajnie podnosi, idealna na długie wojaże. Nic tylko wiatr we włosy i w długą. Ale poprzednia produkcja jakoś bardziej mi się podobała.