ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Point Of View ─ Disillusioned w serwisie ArtRock.pl

Point Of View — Disillusioned

 
wydawnictwo: selfmade 2007
 
1. Disillusioned 2. Bleak 3. Reborn 4. Asylum 5. Mercy Killing 6. Shame 7. Point in Time 8. Out of The Blue
 
Całkowity czas: 49:23
skład:
Łukasz Ferenc – perkusja/ Bartek Kurkowski - śpiew & gitara/ Tomasz Grabowski - gitara,/ Andrzej Frołow - instrumenty klawiszowe/ Kacper Chrząszczewski –bas
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,1
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,2
Album jakich wiele, poprawny.
,4
Dobra, godna uwagi produkcja.
,2
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,2
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,9
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,6
Arcydzieło.
,10

Łącznie 36, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
26.10.2007
(Recenzent)

Point Of View — Disillusioned

 

 Jakiś czas temu (chyba już ze dwa lata będzie) recenzując demówkę Point of View napisałem, że chociaż materiał na niej zawarty jest dość przeciętny, to jednak jest w tym coś, zespół ma potencjał i rokuje na przyszłość. Nie pomyliłem się. W tym roku  własnym sumptem wydali swój debiutancki album. A co najważniejsze jest to dobra płyta.

 Od czasu dema “Inside Me” Point of View przebyli dość długą drogę – od metalu z elementami prog-rocka do prog-rocka z elementami metalu. Tak zwany prog-metyl to działka nad wyraz mocno wyeksploatowana i raczej trudno wydłubać tam coś ciekawego. Na szczęście POV w miarę zręcznie prog-metalowe mielizny ominęli i zaproponowali materiał na tyle atrakcyjny, że nawet ja na nim ucho zawiesiłem z przyjemnością. Oczywiście, że nie ma co szukać w tych kompozycjach Bóg wie czego nowego. Jednak nie jest to tak bardzo typowy prog-metal, bo nieco więcej niż średnia gatunkowa zorientowany na klasycznego prog-rocka. Bardziej jest to “umetalowiony” prog-rock.

 Pierwsze cztery utwory są dobre. Prezentują podobny, stosunkowo wysoki poziom, szczególnie mogą podobać się “Reborn”(świetna partia fortepianu w części środkowej) i ballada “Asylum”, chociaż podobnych typu “wokal i fortepian” słyszało się na tuziny. Druga część płyty jest nieco słabsza - “Mercy Killing” sypie się w szczegółach, a “Point in Time” jest nieco chaotyczny. Co do “Shame” to jeszcze inna sprawa – na początku można odnieść wrażenie, że każdy gra sobie i to co innego, trudno doszukać się w tym jakiegoś ładu, ale w pewnym momencie wszyscy się razem spotykają i robi się z tego jeden z ciekawszych utworów na tym krążku.

Cichym (?) bohaterem “Disillusioned” jest grający na instrumentach klawiszowych Andrzej Frołow, który najpewniej ma coś wspólnego z wykształceniem muzycznym (czyżbym również wyczuwał lekką nutkę jazzu?). Ten klasycyzujący fortepian w wielu miejscach robi na prawdę wspaniałą robotę. Taki muzyk w zespole to skarb. Trzeba go hołubić i dopieszczać. Fundować browar i panienki. Natomiast dużo gorzej jest z perkusją – za lekko nagrana, momentami brzmi to jak popierdywanie w plastikowe wiadro. Na stacjonarnym sprzęcie nie jest to zbyt odczuwalne, ale już na discmanie – tak. Ja wiem, że małe douszne słuchaweczki, a konkretne kolumny to dwie różne sprawy – tyle tylko, że różnica jest bardzo duża, znacznie większą niż przy innych płytach. Ta perkusja, słuchana na discmanie po prostu drażni. Inna sprawa to gra perkusisty – technicznie jest dobry, ale nie zawsze potrafi “wejść” w to co gra zespół. Łupie sobie nowocześnie, po metalowemu, bez timingu, często schowany za gadżetami – na przykład te galopady w “Reborn”. Niby tak się teraz gra, ale w przypadku POV, który to zespół nawet do prog metalu ustawia się nieco bokiem, jest nie do końca uzasadnione. A wydaje mi się, ze muzyka POV wymaga raczej od bębniarza bardziej klasycznie rockowego grania, można powiedzieć bardziej hard-rockowego. Bardziej Ian Paice, albo Cozy Powell, niż Mike Portnoy. Zresztą czasem sekcja POV (na szczęście rzadko) czasami próbuje grać jak ta w Dream Theater – czyli basowy bardziej patrzy na gitarzystę, niż na perkusistę. W DT daje to taki efekt, że w ostrzejszych, bardziej dynamicznych , utworach, że Portnoy wydaje się być cały czas nieco spóźniony w stosunku do reszty i musi ze swoimi garami gonić zespół. O Dream Theater wspominam nieprzypadkowo, bo to też jest ważna inspiracja dla muzyków zespołu, chyba równie ważna, jak Fish-Marillion . Dzięki temu łaskawszemu spojrzeniu na bardziej progresywną stronę muzyki, praktycznie nie ma na tym albumie bezproduktywnego quasi-metalowego hałasu, w którym sporo prog-metalowców się lubuje. Grania o niczym, jazdy na czas, na “Disillusioned” też się nie stwierdza. Wokalista lubi Jamesa La Brie, ale natura obdarzyła go głosem nieco podobnym do Stuarta Nicholsona z Galahad. I czasami można się prawie przekonać, co by było gdyby Stu jednak dostał tą robotę w Marillion.

 Od czasów demówki “Inside Me” zespół bardzo się rozwinął. Ale dalej uważam, że swoich możliwości do końca jeszcze nie wykorzystał. Tu jednak już zaczynają się ograniczenia techniczne. Jak na debiut wydany własnym sumptem, to “Disillusioned” może być, ale następna płyta powinna być nagrana w bardzo dobrym studiu i zrealizowana przez bardzo dobrego producenta. Ta muzyka wymaga jak najlepszej oprawy. Szkoda jej na tanie, prowincjonalne studio. A co z “Disillusioned”? Za dwa lata wydadzą remajstera z bonusowymi nagraniami koncertowymi. I już w ogóle będzie dobrze.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.