ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Dream Theater ─ When Dream And Day Reunite w serwisie ArtRock.pl

Dream Theater — When Dream And Day Reunite

 
wydawnictwo: YtseJam Records 2005
 
1. A Fortune In Lies /2.Status Seeker /3.Ytse Jam /4.The Killing Hand /5.Light Fuse And Get Away /6.Afterlife /7.The Ones Who Help To Set The Sun /8.Only A Matter Of Time/ 9. To Live Forever (encore) /10. Metropolis (encore). Bonus Features: 1. Audio Commentary by Dream Theater/2.WDADU Rehearsal and Sound Check Footage/3. I Can Remember When... - a 70 minute documentary from the Portnoy Archives looking back at the original WDADU album.
 
skład:
James LaBrie- vocals/ John Petrucci – guitars, backing vocals/ Jordan Rudess – keyboards/ John Myung – bass/ Mike Portnoy – drums, backing vocals/ Special Guests: Charlie Dominici – vocals/ Derek Sherinian – keyboards
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Dobra, godna uwagi produkcja.
,7
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,5
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,6
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,4
Arcydzieło.
,5

Łącznie 29, ocena: Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Ocena: 6 Dobra, godna uwagi produkcja.
20.06.2007
(Gość)

Dream Theater — When Dream And Day Reunite

W 1989 roku o zapełnieniu takich sal, jak ja w Los Angeles (w której to jubileuszowe wydarzenie miało miejsce) Dream Theater mogli tylko pomarzyć. Znani w najbliższej okolicy Nowego Jorku byli zespołem na dorobku. Pierwszy album grupy do dzisiejszego dnia  jest traktowany przez fanów nieco „po macoszemu”. Tak swoją drogą, zastanawiam się czemu nikt z redakcji Artrock.pl nie pokusił się o recenzję tego niedocenionego albumu „klasyków progresywnego metalu”. Moim zdaniem niesłusznie pomijamy w zestawieniach debiut Drimów. Owszem trudno jest z perspektywy lat zaakceptować za mikrofonem Charliego Dominiciego (któremu po nagraniu albumu podziękowano). Czasami można się uśmiechnąć pod nosem wertując książeczkę do oryginalnej płyty (popatrzcie na fryzury, ciuchy, pozy). A i patrząc z perspektywy czasu produkcja tego albumu odbiegała od standardów.  Ale jednak coś w tym albumie przyciąga do dnia dzisiejszego. Z pewnością dźwięki, które znamy do dziś, brzmią nieco archaicznie, a czas z nimi obszedł się dość brutalnie (zwłaszcza na tle nowych kompozycji Drimów). Nie mniej jednak,  mam  wielki sentyment do WDADU.  Sami muzycy Dream Theater od czasu do czasu, utwory z  debiutu wykonują podczas koncertów.
 
6 marca 2004 roku miał miejsce koncert jubileuszowy, poświęcony piętnastej rocznicy wydania debiutanckiego albumu Dream Theater. Do udziału w koncercie zaproszono wszystkich byłych muzyków Teatru Marzeń. Zaproszenie przyjęli Derek Sherinian oraz Charcie Dominici. Szkoda, że zabrakło Kevina Moore’a (nie był zainteresowany) – człowieka, którego klawisze odcisnęły silne piętno na „oryginalnym” WDADU. Jaki jest ten koncert? Nie ukrywam, że nierówny. Show został perfekcyjnie zaplanowany, zagrany przeważnie porywająco i słabo zaśpiewany (niestety). Materiał muzyczny znamy od lat. Niewiele znajdziemy odstępstw od kanonicznych wykonań utworów DT. Fajnie wypadło The Killing Hand z świetną hammondowską partią klawiszy graną przez Rudessa i zupełnie nowymi solami gitary Petrucciego (takimi bardziej floydowskimi). Afterlife, cóż jest to wersja o wiele słabsza, niż ta zawarta na Score. Ytse Jam – jak zwykle porywające (oczyma wyobraźni widzę śliniących się na widok cyrkowych popisów, młodych adeptów instrumentów). Only A Matter of Time – spuśćmy zasłonę milczenia na temat wokalnych wycieczek Jamesa Labrie. Położył wokalnie ten naprawdę znakomity utwór. The Ones Who Help To Set The Sun w nieco unowocześnionej wersji nie do końca mi podpasował. Zresztą słychać, że muzycy nie grali tego utworu od lat. Zabrzmiał nieco „płasko” i bezbarwnie (a przecież na debiucie Drimów  jest jednym z „gwoździ programu”). A Fortune in Lies otwierające koncert niewiele straciło ze swojej siły rażenia i nadal brzmi pięknie. Nie mniej jednak odnoszę wrażenie, że te utwory bardzo się zestarzały, brzmią archaicznie, oldskulowo wręcz. Fajnie, że panowie nie wstydzą się tego, co kiedyś grali. To okolicznościowe wydawnictwo jest, jak już wspomniałam bardzo nierówne. Być może na percepcję tego koncertu wpłynęła kiepska tego dnia kondycja wokalna Jamesa LaBrie. „Serek” od czasu do czasu zaliczał spektakularne fałsze i wokalne wpadki. Miał ewidentne problemy z wyciąganiem „górek” oraz intonacją  i chyba tego dnia był najsłabszym ogniwem zespołu. Zresztą słychać to wyraźnie w zagranym na bis Metropolis pt.1. W tym utworze lekcji niezłej wokalistyki udziela LaBriemu Charlie Dominici. To zdecydowanie „jego” popis! Metropolis uzyskało dzięki jego śpiewowi zupełnie nową jakość. Mnie się ta blisko 15-minutowa wersja na dwa głosy spodobała. Bo była jednorazowa. I nie do podrobienia – pomimo ewidentnych niedoskonałości.
 
Jak na nieoficjalne DVD całość została sfilmowana bardzo porządnie, dźwięk też jest niczego sobie.
 
Materiał dodatkowy zawarty na DVD ma w większości wartość dokumentalną i sentymentalną. Archiwalne filmy, fragmenty koncertów, wypowiedzi na temat albumu to naprawdę fajna sprawa. Młodzi wówczas muzycy opowiadali o poszczególnych utworach zawartych na debiutanckiej płycie. Czasami te ich wypowiedzi są bardzo naciągane, jakby chcieli dodać sobie wieku i powagi. Oglądając Dream Theater A.D. 1989 nie mogłam w niektórych momentach powstrzymać się od śmiechu. Filmy i nagrania są wprawdzie jakości w większości wypadków skandalicznej i nieakceptowanej, ale łza się w oku kręci, kiedy oglądam Petrucciego w białych trampkach, Portnoya, który nie zagaduje otoczenia, nieco zawiniętego i wyobcowanego Moore’a i ożywionego (nieprawdopodobne!) Myunga.
 
Pomimo tych ewidentnych niedoskonałości …Reunite to ciekawe wydawnictwo skierowane nie tylko do fanów zespołu. To nic, że po raz kolejny YtseJam Records wyciągnęło ode mnie kasę. W sumie czemu nie? Razem z When Dream And Day Reunite, otrzymałam w przesyłce Drimową wersję Ciemnej Strony Księżyca. Kto wie, może kiedyś to wydawnictwo zrecenzuję?
 
 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.