ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Pink Floyd ─ The Dark Side Of The Moon w serwisie ArtRock.pl

Pink Floyd — The Dark Side Of The Moon

 
wydawnictwo: EMI Records Ltd 1973
 
1. Speak To Me (Mason) [01:30]
2. Breathe (Gilmour, Waters, Wright) [02:43]
3. On The Run (Waters, Gilmour) [03:30]
4. Time (Mason, Gilmour, Waters, Wright) [06:53]
5. The Great Gig In The Sky (Wright) [04:15]
6. Money (Waters) [06:30]
7. Us And Them (Wright, Waters) [07:51]
8. Any Colour You Like (Gilmour, Mason, Wright) [03:24]
9. Brain Damage (Waters) [03:50]
10. Eclipse (Waters) [01:45]
 
Całkowity czas: 43:54
skład:
David Gilmour - Guitar, Vocals, VCS-3; Nick Mason - Percussion, Tape Effects; Richard Wright - Keyboards, Vocals, VCS-3; Roger Waters - Bass Guitar, Vocals, VCS-3, Tape Effects; Dick Parry - Saxophone; Clare Torry - Vocals; Doris Troy - Backing Vocals; Leslie Duncan - Backing Vocals; Liza Strike - Backing Vocals; Barry St. John - Backing Vocals
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,8
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,2
Album słaby, nie broni się jako całość.
,1
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,5
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,11
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,16
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,28
Arcydzieło.
,727

Łącznie 798, ocena: Arcydzieło.
 
 
Ocena: 8++ Arcydzieło.
28.09.2006
(Recenzent)

Pink Floyd — The Dark Side Of The Moon

Czarna okładka, na jej górnej połowie światło przechodząc przez nieduży pryzmat rozszczepia się w wiązkę barw. Jedna z najsłynniejszych rockowych okładek wszechczasów. O tym, że będzie taka, a nie inna zdecydował ponoć przypadek i kilka sekund namysłu zespołu. Powiedzieli "Ta!" i Storm Thorgerson miał z głowy dylemat, w jaki sposób wejść do historii grafiki okładkowej. Bo przecież cokolwiek potem nie stworzył, i tak był już tym facetem, który zrobił Flojdom okładkę "Ciemnej Strony". Ich najsłynniejszego albumu. Jednego z największych dokonań w historii rocka w ogóle. Kamienia milowego. Kanonu.

Więc zamierzyliśmy sobie, że nazwiemy ten dział recenzji "kanonem". Nie, nie uzurpujemy sobie wszechwiedzy ani jedynie słusznego gustu. Po prostu obserwując tzw. statystycznych fanów rocka progresywnego odkryliśmy ze zgrozą, że najbardziej klasyczne, najbardziej znaczące dokonania na niwie naszego ulubionego gatunku zaczynają być deprecjonowane. Pink Floyd nudzi, Led Zeppelin fałszują, Black Sabbath to cieniasy, a gabrielowskie Genesis nie umywa się do Fish-Marillion. Doszło do tego, że na artrock.pl forum do rangi objawionego geniuszu i zespołu jakże oryginalnego urósł popularny, ale przecież wtórny do bólu i banalny szwedzki zespół Pain Of Salvation. Biada, biada, zakrzyknęliśmy i, zwoławszy Silną Grupę Pod Wezwaniem, postanowiliśmy przypomnieć młodzieży progrockowej, skąd się wywodzą. Gdzie tkwią ich korzenie. I dlaczego właśnie te a nie inne ołtarzyki czcić należy. Bo są płyty, które znać po prostu trzeba. Albo inaczej - których nie znać po prostu nie wypada.

"The Dark Side Of The Moon" był przełomem dla Pink Floyd. Truizm, ale to przecież stan faktyczny. Zespół, który na przełomie lat 60 i 70 dał się poznać, jako odważny eksperymentator nie bojący się zarówno działań parateatralnych, jak i występów z orkiestrą symfoniczną, znalazł się w swego rodzaju ślepej uliczce. Uciekł od image'u psychedelicznego, ale otoczka zespołu undergroundowego, trudnego, mogła okazać się dla grupy zabójcza. Tym bardziej powinien dziwić fakt, że zespół wciąż grał swoje, nie silił się na przeboje dla mas. Może po prostu wiedział, że w końcu do tych mas trafią?

Co takiego jest w "Ciemnej Stronie", że urzekła kilkadziesiąt milionów ludzi, którzy skusili się na kupno tej płyty? Przecież to nie jest ładny album pop, mimo wpadających w ucho melodii. To płyta, którą trzeba wysłuchać w skupieniu. W całości. Bo przecież to album opowiadający jedną historię. Ale przecież to już wiecie. Koncept album o ulotności, kruchości ludzkiego życia od narodzin do śmierci. I o tym, jak to życie przecieka nam przez palce. O żądzach doprowadzających ludzi na krawędź obłędu albo nawet i poza nią. Bardzo pesymistyczny w wymowie i w sumie dość trudny w odbiorze. A jednak, jak wspomniałem, kilkadziesiąt milionów ludzi na całym świecie utożsamiło się z treścią tej płyty na tyle, żeby ją kupić i w skupieniu wysłuchać. Zapoznać się z wariackimi kolażami dźwiękowymi "Speak To Me" (Nick Mason nie był pierwszym, który zastosował metodę, ujmijmy to, "samplingu", ale za kreatywność należą mu się ogromne brawa). Przyjąć na siebie wściekłość i desperację wyzierającą z "Time" ale też ogromny cynizm "Money". Dowiedzieć się, że szaleńcy czają się wszędzie, zwłaszcza na pierwszych stronach gazet. I usłyszeć, że tak naprawdę to nie ma żadnej ciemnej strony Księżyca. Bo cały jest czarny. A w tym wszystkim jeszcze jest przecież dzieło czystego geniuszu. Chyba wiecie, o jakim utworze mowa. Tylko fortepian i głos Claire Torry. Wokaliza bez słów. Ból, rozpacz, strach, przerażenie...jest tu wszystko. Od szeptu przez wrzask po pełen rezygnacji jęk. Dzieło życia tej gospelowej wokalistki i naprawdę nie jest tu istotne, że finałowa wokaliza to zlepek kilku jej studyjnych podejść do tego arcytrudnego utworu. Końcowy efekt robi wrażenie tak gigantyczne, że kilka razy, słuchając tej płyty, musiałem sobie zrobić po "The Great Gig In The Sky" przerwę. Żeby zwyczajnie ochłonąć. Właściciele analogów mieli łatwiej, tam "Spektakl" kończył stronę A.

Kolejny truizm o tej płycie - wszystko jest tu perfekcyjne. Kompozycje, teksty, wykonanie, brzmienie (dziękujemy ci, Alanie Parsons!) - wszystko to jest diablo współczesne i wciąż inspirujące. I to nie tylko zespoły z kręgu progrocka, ale także całą rzeszę mainstreamowców przyznających się, że ten właśnie album Pink Floyd znaczy dla nich więcej, niż inne. A we wczesnych latach punk rocka nazywano Flojdów "nudnymi starymi pierdzielami"... (co nie zmienia faktu, że Nick Mason produkował albumy punkowych The Damned - ciekawostka taka).

Ten album wciąga z butami i nie pozwala się oderwać. Wciąż brzmi świeżo, wciąż odkrywam na niej coś nowego, za każdym razem mnie zaskakuje - choć słuchałem jej już kilkadziesiąt razy. Nie mam pojęcia, jak mogłaby kogoś znudzić, choć pewnie są osoby, dla których ten najpopularniejszy, multiplatynowy album Pink Floyd jest za skomplikowany. Za trudny. Albo za nudny. Nie pojmuję tego, ale przyjmuję do wiadomości. I mam szczerą nadzieję, że nawet te osoby kiedyś dadzą się porwać szaleństwu "Ciemnej Strony Księżyca", płyty mającej lat 33 a nieustannie brzmiącej tak, jakby została nagrana wczoraj. Jedna rzecz, która mnie nieco martwi, to fakt, że teksty Watersa są, mimo upływu lat boleśnie aktualne. Tu akurat wolałbym, by "Dark Side" była mniej ponadczasowa...

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.