IQ powraca w wielkim stylu! Napisałem "powraca", ponieważ od ostatniej płyty Anglików minęło już troszkę czasu (4 długie lata). Od razu na wstępie rozwieję wszelkie wątpliwości - album podoba mi się bardziej niż "Seventh House" i "Subterranea". Z ostatnich wydawnictw IQ tylko "Ever" z 1993 wydaje się być godnym rywalem. Już sam początek "Dark Matter" daje nam do zrozumienia, że nie będzie dane nam się nudzić. "Sacred Sound", który stał się moim ulubionym chyba kawałkiem IQ, zdecydowanie najlepszy na "Dark Matter", zaczyna się tak intrygująco, że nie sposób przejść koło niego obojętnie. Skąd taki pomysł? Muszę w tym miejscu obalić teorię, że starsze kapele art rockowe nie mają w dziesiejszych czasach nic do powiedzenia, a tylko powielają oklepane schematy. Posłuchajcie tego IQ, posłuchajcie nowego Proto-Kaw! Dziadkowie zaskakują i szokują swoją wyśmienitą formą. Wróćmy do "Sacred Sound" - prawie 12 minutowy utwór rozpoczyna się przegenialnymi dźwiękami syntezatorów, które mogłyby służyć jako soundtrack, jako power metalowe intro, jako mistyczny podład - tyle jest w nim emocji i mroku. Dalej nie jest gorzej, bo ten motyw co jakiś czas powraca, nadając potężny, mroczny, psychodeliczny charakter "otwieraczowi" tej płyty. Jeżeli przez chwilę będziecie w stanie oderwać się od tej hipnotyzującej kompozycji, zwróćcie uwagę na tekst a także na formę poszczególnych muzyków, a w szczególności sekcji rytmicznej. Robi wrażenie, nie?
Krótki, dziwny, niepokojący, akustyczny "Red Dust Shadow" (w głównej roli Nicholls) jest momentem na pozbieranie się po "Sacred Sound" i zebraniem sił, na kolejnego killera - "You Never Will", który skutecznie wypierze wam mózg. Fantastyczny refren, a niesamowity motyw z początku albumu powraca. Po raz kolejny sekcja rytmiczna pokazuje jak należy grać. Nie popadając w banalność można komponować chwytliwe utwory, w których wrażliwy słuchacz po dłuższym obcowaniu odkryje inny, ukryty świat. Kiedyś ktoś poprosił mnie, abym pokazał mu płytę progresywną, która potrafi zainteresować starych fanów, jak i młodzież, niekoniecznie zainteresowaną art rockiem. Nie widzę obecnie lepszego wyboru, niż "Dark Matter". Myśle, że niejednokrotnie będziecie czuli radość w odkrywaniu tej drugiej, trudno dostępnej warstwy albumu. "Born Brilliant" to czwarty z kolei utwór, jeden z trzech krótszych, bardziej przebojowych. Ale i on nie pozwala o sobie zapomnieć, nakazuje wrócić i odkrywać tą muzykę dalej. Dotrzeć do kwintesencji albumu - rozmarzonych solówek, wszechobecnych orkiestralnych wstawek i syntezatorów.
Jak wspaniale IQ buduje atmosferę. Najdłuższy, aż 24 minutowy "Harvest Of Souls" zaczyna się akustycznymi gitarami i spokojnym, miękkim głosem Petera. Jednak już w 5 minucie kurtyna opada i znów zostajemy wciągnięci do innego świata. Niesamowicie zmienia się tempo, spadamy z kosmiczną prędkością w muzyczną przepaść. Niestety, okazuje się, że to tylko sen, bo szybko wracamy na powierzchnię, do zwykłego, spokojnego, codziennego życia. W 11 minucie potwór znów wraca i ciągnie nas dwa razy silniej niż poprzednio. Fantastyczne uczucie. Końcówka utworu to miłe przeżycie dla fanów Areny i Genesis, ponieważ skojarzenia z tymi kapelami same się nasuwają. Miarowe tempo, pojedynki gitarowo - klawiszowe, zamglony wokal Petera. Szkoda, że Panowie nie zdecydowali się skrócić trochę "Harvest Of Souls", ponieważ gdyby wyciąć te spokojne, "normalne" fragmenty oklepanego progresywnego grania, byłby to chyba najlepszy utwór na płycie. A tak tych niezwykłych "ucieczek" do niestandardowych zagrywek jest niewiele, bo tylko dwie. Nie zmienia to jednak mojego zdania, że album ten jest godny polecenia absolutnie wszystkim. Niewiele zespołów potrafi dzisiaj zabrać nas w taką podróż. IQ się udało, w wielkim stylu.