Trzecia studyjna płyta szwedzkiej grupy Anekdoten. Muzyka pławiąca się w mellotronach (dwoje muzyków obsługuje tu ten instrument!), ze szczyptą wibrafonu i organów Hammonda, przepełniona atmosferą karmazynowej melancholii i zadumy (kolor ten pada tu nieprzypadkowo), kapryśna w nastrojach (potrafi być całkiem drapieżna, ale i kołysząca do snu). Można odnieść wrażenie, że niemałą inspiracją stał się dla muzyków projekt Morte Macabre z jego Symphonic Holocaust z 1998 roku. Da się to wyczuć szczególnie w długich, transowo monotonnych wyciszonych partiach. Przybyło wiele brzmień echotwórczych, jakby z dna studni. Prześliczny przeszło 10-minutowy Hole to najczyściej lśniąca perła tej płyty. Brzmi to jak zarzut (zaraz się okaże, że wcale nim nie jest), ale wszystkie płyty Anekdoten są do siebie bardzo podobne. Ciężko byłoby mi wyróżnić w każdej z nich coś, czego nie ma inna. Fakt ten jednak, o dziwo, wcale nie przeszkadza w odbiorze muzyki. Na mnie osobiście każdy dźwięk wytworzony przez Anekdoten wpływa uzdrawiająco. Tak jest i z tą płytą. Wspaniały lek na wszystko, poparty wieloletnim doświadczeniem poprzedników, bez skutków ubocznych.