ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Riverside ─ Voices In My Head w serwisie ArtRock.pl

Riverside — Voices In My Head

 
wydawnictwo: nakład własny 2005
dystrybucja: Rock Serwis
 
1.Us [2:33] 2.Acronym Love [4:45] 3.Dna ts. Rednum or F. Raf [7:20] 4.The Time I Was Daydreaming [4:53] 5.Stuck Between [3:46] 6.I Believe (live) [4:00] 7.Loose Heart (live) [5:28] 8.Out of Myself (live)[3:42]
 
Całkowity czas: 36:39
skład:
Mariusz Duda - wokal, gitara akustyczna, bas Piotr Grudziński - gitara Piotr Kozieradzki - perkusja Michał Łapaj - klawisze
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,3
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,3
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,9
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,11
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,17
Arcydzieło.
,50

Łącznie 94, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 6 Dobra, godna uwagi produkcja.
14.03.2005
(Recenzent)

Riverside — Voices In My Head

W dobrych restauracjach, chcąc zająć czymś klienta w oczekiwaniu na właściwe, główne, danie podaje się tzw. czekadełka. Smakowitości, niewielkie, ale zaostrzające apetyt na zasadniczą część kolacji. Takim czekadełkiem, apetizerem, jest właśnie "Voices in my head". Czekadełkiem wyjątkowo smakowitym, ośmielę się dodać.

To zaledwie pół godziny muzyki, z tego 1/3 zajmują nagrania koncertowe z ubiegłorocznej, wiosennej trasy zespołu. Jednak zasadniczą część tej EPki stanowi pięć zupełnie nowych nagrań studyjnych. Tym smakowitszych, że nie pojawią się na nowej pełnowymiarowej płycie studyjnej zespołu. Ot, taki sesyjny odprysk. Dla prawdziwego fana grupy miódna uszy.

Zaczyna się spokojnie, balladowo. Wręcz kojąco. "Us". W zasadzie...piosenka. Miłosna ballada pełnaswoistego uroku. Dwuipółminutowa miniaturka. Lekko nasycona elektroniką. Mariusz niemal szepczący słowa. Jak kochanek swojej wybrance, w śrosku nocy. Ona śpi. Za oknem księżyc w pełni, grają świerszcze... Wybaczcie kiczowatość skojarzeń, ale ten numer kojarzy mi się z letnią nocą i Nią obok. Z jej zapachem i smakiem...

"Acronym Love" ładnie podtrzymuje tę atmosferę. Tak ładnie się rozwija od balladki do urokliwej rockowej piosenki. Z fajną, ciepłą gitarą. Z dyskretnymi klawiszowymi pasażami. Z jakby odrealnionym głosem Mariusza. Z dwoma takimi solami Grudnia, że proszę siadać. I z tym rozpędzonym finałem, ostrym solem gitary i przyjemnym fortepianem na drugim planie...

Nie wiem, czy to celowe działanie zespołu, ale introdukcja do trzeciego kawałka (tytułu nie podejmę się rozszyfrować ;) ) przywodzi mi na myśl pokręcone gitarowe "pajączki" znane mi z dwóch pierwszych albumów Mahavishnu Orchestra (ze szczególnym uwzględnieniem "Birds Of Fire")... Przyjemne zaskoczenie. A potem...też jest fajnie. Bardzo podbarwiony elektroniką rozpsychedelizowany numer z "sugestywnym" basem i perkusją jakby z komputera. Z Mariuszowym śpiewem zbliżającym się w rejony melizmatów. Bardzo transowe granie. Nowoczesne, ale i przywodzące na myśl stare dokonania Porcupine Tree. Jest tu i krótka wokaliza wywołująca dreszcze. I niepokojące szepty. I to jest długi numer. Tyle się w nim dzieje. Wyciszenia i mocne uderzenia. Kontrasty. Orientalizmy. Bardzo mi się podoba. On i

"The Time I Was Daydreaming" to chyba moje ulubione utwory na tej płytce. Ten drugi już zdecydowanie Jeżozwierzowy, przywodzący na myśl przepiekne klimaty, które Wilson wykreował na "The Sky Moves Sideways" a potem już nigdy więcej. Taki numer, który donikąd się nie spieszy, ale ma klimat, który uwodzi. Takie cztery minuty z groszami, które rozjaśniają świat (zwłaszcza w taki zimny, marcowy wieczór).

I równie klimatyczne "Stuck Between" na zakończenie właściwego programu. Wielogłosy w refrenie, przetworzone solo gitary. Psychodeliczny klimat. Taka w sumie ballada z "pazurkiem" i lekko zakręcona. Bardzo fajna rzecz na zakończenie, bo pozostawia cholerne uczucie niedosytu i zaostrza apetyt na "właściwy" album Riverside. I want it all and I want it now! A tu trzeba poczekać, ech...

Dopełnieniem albumiku są trzy nagrania koncertowe z maja ub. roku z warszawskiego Traffic Clubu. Fajna pamiątka dla die-hard fanów, którzy nie przepuszczą żadnej okazji, by zobaczyć swój ulubiony zespół na żywo. A dla mnie przemiłe wspomnienie tej trasy i gorącego koncertu we Wrocławiu. Zespół chyba też pamięta ;)

Podsumowując? Nie jest to jakaś rzecz dziejowa. To miał być i jest prezent dla fanów grupy. Przepięknie wydany, niezwykle starannie, z dbałością o każdy szczegół od poligrafii do dźwięku. Umili oczekiwanie i zaostrzy apetyt na więcej bez wątpienia. Czyli spełnia swoje zadanie doskonale. A czego więcej wymagać od smakowitego czekadełka w dobrej restauracji?


 

PS. Dla fana Riverside ocena to oczywiście 11 - Wstyd nie mieć :)
 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.