ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Rammstein ─ Reise Reise w serwisie ArtRock.pl

Rammstein — Reise Reise

 
wydawnictwo: Universal 2004
 
1.Reise, Reise
2.Mein Teil
3.Dalai Lama
4.Keine Lust
5.Los
6.Amerika
7.Moskau
8.Morgenstern
9.Stein um Stein
10.Ohne Dich
11.Amour
 
skład:
Christof Doom Schneider / Doktor Christian Lorenz / Till Lindemann / Paul Landers / Richard Z. Kruspe-Bernstein / Oliver Riedel
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,5
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,2
Album słaby, nie broni się jako całość.
,3
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,5
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,5
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,15
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,8
Arcydzieło.
,17

Łącznie 60, ocena: Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
 
 
Ocena: 7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
18.02.2005
(Recenzent)

Rammstein — Reise Reise

Podkute buty walące w uliczny bruk, wyprostowane prawice uniesione ku górze w charakterystyczny sposób, pod kątem 45 stopni. Z setek rozentuzjazmowanych gardeł dobiega krzyk – We arre living in Amerrika.

Tak mógłby wyglądać clip do utworu “Amerika”, gdyby to zależało od piszącego te słowa i jego nieco spaczonego poczucia humoru. Ale nie wygląda. Trochę szkoda. I tak jest fajnie – młodzi mnisi buddyjscy zajadający się hamburgerami, instrukcja obsługi flagi amerykańskiej i sporo innych smaczków.

“Panzer disco”, “wermacht disco” , “dyskoteka dla SS-manów”(jak mawiał mój, nieżyjący już niestety, kolega). Pamiętam te epitety, jakimi na początku kariery Rammstein był obdarzany w naszym kraju. Chociaż niezbyt publicznie i broń Boże bez cienia złośliwości.

“Reise, Reise” to już czwarta studyjna płyta Rammstein, co biorąc pod uwagę, że ich debiut płytowy datuje się na 1995 rok, dość dobrze świadczy o ich twórczych możliwościach. Znowu dostajemy kilkanaście (dokładnie 11) dość różnorodnych kompozycji, ale żadna ani na jotę nie odbiega od sprawdzonego, rammsteinowskiego wzorca – chwytliwe melodie, po niemiecku i z łomotem. Poprzednia płyta “Mutter” była nieco inna od dwóch poprzednich, brzmiała bardziej metalowo. Mniej było tej technowatej elektroniki , która muzyce zespołu nadawała niesamowitego kopa (trochę szkoda). Obecnie jest podobnie, ale nieco bardziej melodyjnie i przebojowo. Zaraz przy pierwszym przesłuchaniu pozostają w pamięci tytułowy, “Amerika”, “Moskau”, “Amour”, “Ohne Dich” – pół płyty, nieźle. Reszta wchodzi troszeczkę później.

Jeśli się zna Rammstein i ich konsekwentne trzymanie się stworzonego stylu, ta płyta nie jest niczym nowym. Można się tylko zastanawiać, czy po raz kolejny muzykom starczyło pomysłów. Spokojnie starczyło, moim zdaniem jest nawet nieco lepiej niż na “Mutter”. Kto lubi Rammstein , temu nowa płyta spodoba się bez problemów. Bezproblemowo dobra płyta i już porządnie mieszała na listach przebojów w całej Europie i Stanach też.

Podsumowując – zespół grający toporny teutoński metal, gdzie sekcja rytmiczna pracuje z subtelnością prasy hydraulicznej, a wokalista programowo śpiewa po niemiecku z wagnerowskim patosem. I tak jest od początku, bez większych odstępstw stylistycznych. I obecnie jest to jedna z jaśniejszych gwiazd rocka. Równie dobrze przyjmowana w Europie jak i w Ameryce. Ewenement? Na pewno, choćby ze względu na niemieckojęzyczność – co teoretycznie powinno formację skazać na prowincjonalizm. Bo przecież podstawowym językiem muzyki rozrywkowej jest angielski, z zaznaczającą się coraz bardziej obecnością hiszpańskiego. Na palcach jednej ręki można policzyć wykonawców nie śpiewających po angielsku, którzy zrobili światową karierę. A w muzyce rockowej , to wystarczy jedna ręka i to nieuważnego drwala. Ba, gdyby Lindemann zaczął śpiewać po angielsku, Rammstein straciłby większość swojego uroku.

Na pewno trudno powiedzieć, że ich styl jest na wskroś oryginalny. Sami powołują na sympatię do Oomph!, a bez problemu można doszukać się podobieństw do bardzo zasłużonej formacji Laibach. Im udało się ten styl skonkretyzować i nadać mu formę bardziej przyswajalną i atrakcyjną dla szerszej ludożerki.

Zacząłem od teledysków i na nich skończę. To osobna jakość – ćpająca Królewna Śnieżka, burdel z wampirami, bal z wilkołakami, wojna mrówek, napad na bank – wszystkie dobrze świadczą o inwencji w tym zakresie. Ostatnie filmowe dziełko , do utworu “Ohne Dich” (bardzo ładna ballada), traktuje o wyprawie wysokogórskiej (cała szóstka Rammsteinów). Jeden z jej członków(Lindemann)odpada od ściany i łamie kark. Pozostała piątka po pewnych deliberacjach taszczy go sparaliżowanego wspólnie na szczyt, gdzie on umiera. Triumf woli. Zalatuje ubermenszyzmem. Znając teledysk do “Stripped” i wielkie (bezsensowne) halo wokół niego, zastanawiam się na ile jest poważne, a na ile puszczenie oka do bardziej wyrobionego odbiorcy.

Z ostatniej chwili – to przedostatnie dziełko, na najnowszym zespół prezentuje się jako banda obleśnych grubasów (z jednym wyjątkiem – klawiszowiec – ale z niego grubasa nie zrobi żadna charakteryzacja)

Heil!

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.