Od wydanego w 2019 roku Deep Space Eight Loonypark wydaje albumy w dwuletnim cyklu. W tę regularność wpisuje się tegoroczny Sad Songs For The Upcoming Days, który światło dzienne ujrzał już w maju. To ósma płyta projektu Krzysztofa Lepiarczyka, która stylistycznie zdaje się przynosić powrót do bardziej klasycznych, sprawdzonych Loonyparkowych brzmień. Dlaczego?
Spojrzałem nieco wstecz i wydaje mi się, że już album The 7th Dew delikatnie zmierzał w kierunku mocniejszego brzmienia a kolejna płyta Strange Thoughts była efektem pewnej ewolucji, przynoszącej chyba najcięższą płytę w dyskografii zespołu. Pamiętam, że w recenzji tej wydanej w 2023 roku płyty ceniłem sobie kierunek zmian, jednak nieco poutyskiwałem na mniejszą atrakcyjność (także melodyczną) materiału.
I oto Sad Songs For The Upcoming Days powraca do melancholijnego, bardziej subtelnego artrocka z delikatnie popowym szlifem. I do bardzo ładnych melodycznych tematów, które może nie uderzają od pierwszego wejrzenia, ale gdy daje im się kilkukrotną szansę, zostają na długo. A to przecież powinno cechować dobrą piosenkę. Nie wiem, czy ta swoista wolta, jest efektem roszad w składzie, ale faktem jest, że w zespole – w porównaniu do poprzedniej płyty – mamy tylko dwa jego filary. Lidera, Krzysztofa Lepiarczyka, oraz Sabinę Godulę, której niski, klimatyczny głos od lat buduje styl formacji. A stałą od lat sekcję rytmiczną Piotr Lipka/Grzegorz Fieber zastąpiła ta… Millenijna - Krzysztof Wyrwa/Grzegorz Bauer. Może też dlatego słyszę tu sporo klimatów zespołu Ryszarda Kramarskiego.
Powiedzmy od razu, że to płyta - także w warstwie lirycznej - pełna smutku i bolesności. Jak napisano w zapowiedzi albumu, jest dojrzałą, poruszającą opowieścią o kruchości relacji, emocjonalnych zawirowaniach i nadziei, która rodzi się w ciszy. Zresztą, taki pełen nadziei jest kończący to wydawnictwo utwór After All…, w którym padają budujące, pełne nadziei słowa. Co ciekawe, to chyba najmocniejszy i najbardziej energetyczny utwór na całej płycie, rozpoczęty kanonadą ciężkich gitar a potem z impetem, w swojej pierwszej części, sunący do przodu. Królują tu jednak spokojne formy. Podobać się mogą Questions, Breakin’ Free (obie z ładnymi figurami solowej gitary), czy In New World z solową, klawiszową formą Lepiarczyka. A gdy słucham najdłuższego w zestawie Road To Hell z takimi jesiennymi plamami klawiszowymi, przed oczami mam zalaną kroplami deszczu szybę w oknie, za którą widać szarość i smutek codzienności. Zgodnie z oceną – więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.