Ci którzy pokochali niezwykłe muzyczne piękno zrodzone ze współpracy Julesa Maxwella z Lisą Gerrard (niewtajemniczonym tylko przypomnę, że artystów połączył wspólny świat Dead Can Dance) otrzymali w tym roku jego swoistą kontynuację, choć złożoną z jakże innych stylistycznych składników.
Bo tym razem Maxwell nie stworzył płyty z wielką australijską divą, tylko z urodzoną w Hamburgu portugalską wokalistką, Liną Rodrigues. To artystka, która wydając w 2024 roku album Fado Camões [wyprodukowany przez Justina Adamsa (Robert Plant, Tinariwen) i zaaranżowany przez Johna Baggotta (Portishead, Massive Attack)] zyskała niezwykłe uznanie za współczesne podejście do fado. Jej spojrzenie na fado docenił także sam Maxwell, który zapragnął nagrać płytę z Liną. Co ciekawe, ta ostatnia poznała Julesa właśnie dzięki albumowi Burn i jego współpracy z Lisą Gerrard. Nie powinno zatem dziwić, że Burn i Terra Mãe są także bardzo spójne graficzne. Okładki zawierają nie tylko podobny motyw, ale i identyczne liternictwo.
Muzycznie jest już zupełnie inaczej. Bo choć obie płyty łączy kobiecy głos, pewna nostalgiczność, subtelność, delikatność i brzmieniowa przestrzenność, to jednak są to dwa różne światy. Mam wrażenie, że na obu płytach Maxwell, w szlachetny sposób, ustąpił pola paniom nie hamując ich w wyrażaniu swojego muzycznego DNA. Wszak Burn z pewnością mogło się spodobać wielbicielom Dead Can Dance. Tu, pochodzący z Belfastu kompozytor i muzyk, postanowił połączyć swoją irlandzką duszę i tradycję z portugalskim fado, jednak po raz kolejny stylistyczny ciężar przechyla się na kobiecą stronę. Dlatego Terra Mãe powinna przede wszystkim przypaść do gustu miłośnikom bardziej niestandardowego podejścia do tej kultowej formy melancholijnej pieśni zrodzonej w XIX wieku na Półwyspie Iberyjskim.
Niestandardowego i bardziej nowoczesnego podejścia, które słychać w otwierającym całość Arde sem se ver (Follow The Dove). To piękna, nowocześnie zaaranżowana piosenka, nieprzypadkowo wykorzystana do promocji i otwierająca album. Następujący zaraz po niej Não Deixei de Ser Quem Sou (The Person I Always Was) jest nieco walczykowaty, choć ozdobiony wzniosłym refrenem, z kolei tytułowa Terra Mãe (Mother Earth), już bez wykorzystania perkusji, bardzo mroczna. Po przeciwnej stronie zdaje się być rytmiczne, bujające i muzycznie pogodne Milagres (Miracles), choć dotyka bolesnego tematu. Requiem jest chyba najbliżej Dead Can Dance, warto też wyróżnić A flor da romã (Cherry Blossom) z uroczo brzmiącym pogłosem w refrenie.
To bardzo różnorodny album, mieszczący się gdzieś w szeroko rozumianej stylistyce world music. Pełen ujmującej melodyki i pięknie, kobieco wyrażonych - w języku portugalskim, poza finałowym utworem - emocji. Cóż, album Burn zyskał koncertową odsłonę, która dotarła także do naszego kraju (pierwszy z tych koncertów, w łódzkim Teatrze Wielkim, relacjonowaliśmy na naszych łamach). Także i tu artyści mają już za sobą premierowy występ z materiałem z Terra Mãe i należy się spodziewać, że wcześniej, czy później dotrą z nim także do naszego kraju. Co ciekawe, Lina i Jules wystąpili już razem w Polsce, w październiku ubiegłego roku, w ramach 16. edycji Festiwalu Soundedit w Łodzi.