Ta płyta miała swoją premierę 18 czerwca, mniej więcej w tym czasie dotarła do mnie do recenzji. Przyznam, że nazwa formacji umieszczona na okładce nie była mi obca, niemniej muzyka kompletnie nieznana. Uwielbiam takie premierowe odsłuchy na czysto. A jeszcze mocniej je cenię, jeśli przynoszą muzykę, która trafia do mnie od pierwszego wejrzenia. I tak było tutaj.
OBRASQi to powstałe ledwie dwa lata temu pomorskie trio, które tworzą Monika Dejk-Ćwikła odpowiedzialna za śpiew, gitarę basową i teksty, gitarzysta i klawiszowiec Artur Wolski oraz perkusista Jarosław Bielawski. Mają już kilka małych i większych sukcesów, zauważył ich Piotr Kaczkowski, trafili na Listę Przebojów Programu Trzeciego, były nagrody i statuetki. Dopowiedzenia są ich debiutem. Powiem od razu – niezwykłym, ujmującym i dojrzałym.
Bo może nie tworzą muzyki na wskroś oryginalnej, ot balansują gdzieś między rockiem, indie popem, dream popem, progresją, psychodelią, graniem akustycznym i piosenką autorską. Ale połączenie tych wszystkich muzycznych szuflad i naznaczenie ich własną wrażliwością każdego z artystów daje piorunujący efekt.
Ów „piorunujący efekt” nie ma oczywiście nic wspólnego z potęgą i mocą ich muzyki. Chodzi bardziej o emocje. Bo to muzyka niezwykle stonowana, subtelna i w większości niespieszna. Otwierający całość Cień dzięki wokalizom ale i lekko plemiennej rytmice, przywołuje klimaty folkowe, orientalne, utrzymane w stylu world music. W podobnej stylistyce mamy też Feniksa okraszonego figurami skrzypcowymi autorstwa Anny Manickiej. Przecudny jest ponad ośmiominutowy Charon, mój płytowy faworyt. Najpiękniejszy „snuj” jaki słyszałem od lat. Przestrzeń, głębokie plamy basowe, delikatny rytm i takież gitarowe formy oraz wszechobecna oniryczność podkreślona głosem wokalistki. Zresztą wokal Moniki Dejk-Ćwikły to wielka wartość dodana tego albumu. Niemalże stworzony do takiej melancholijnej ekspresji. A wracając do samej kompozycji, trudno pominąć pomieszczone w niej gitarowe solo o lekko psychodelicznym powabie. Jeszcze większy psychodeliczny gitarowy odjazd mamy w Najbardziej ciemnym świcie, w którym dla kontrastu dostajemy wszak piękny, harmonicznie wykonany refren i akustyczne brzmienia. Zresztą zapamiętywalne, mające w sobie mnóstwo nostalgicznego posmaku, melodie to kolejna ważna cecha tej płyty. Posłuchajcie utworów Charon, Najbardziej ciemny świt, Nieobowiązkowo czy Do środka a szybko się o tym przekonacie.
Na płycie dominują balladowe klimaty, co nie oznacza, że nie mamy elementów bardziej ożywczych. Takich jak choćby Porzeczkowy, szybki, wręcz taneczny, z wyrazistym bitem i ważną rolą elektroniki. Albo wspomniany Feniks, który w drugiej części oferuje naprawdę mocne i ostre gitary.
Istotne na tym albumie są także teksty autorstwa Dejk-Ćwikły. Idealnie spasowane z muzyką. Niebanalne, nie pisane wprost, poetyckie, odkrywające wewnętrzną wrażliwość artystki. Dotykające głównie uczuć, choć nie tylko… Piękny album, jedno z odkryć tego roku. Nie mogę się od niego uwolnić. Pięknie brzmi w nocy, ale też przy pełnym słońcu na łonie natury. Sprawdźcie. Koniecznie!