ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu AC/DC ─ Power Up w serwisie ArtRock.pl

AC/DC — Power Up

 
wydawnictwo: Columbia/Sony Music 2020
 
1. Realize
2. Rejection
3. Shot In The Dark
4. Through The Mists Of Time
5. Kick You When You're Down
6. Witch's Spell
7. Demon Fire
8. Wild Reputation
9. No Man's Land
10. Systems Down
11. Money Shot
12. Code Red
 
Całkowity czas: 41:03
skład:
Angus Young – lead guitar
Brian Johnson – lead vocals
Phil Rudd – drums
Cliff Williams – bass guitar, backing vocals
Stevie Young – rhythm guitar, backing vocals
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,1
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,8
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,5
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,1
Arcydzieło.
,2

Łącznie 18, ocena: Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
10.12.2020
(Gość)

AC/DC — Power Up

Niespełna miesiąc temu wyszedł na świat, tworzony cichaczem siedemnasty już album weteranów z antypodów. Większość fanów czy miłośników większych i mniejszych nie wierzyło już iż dinozaury hard rocka cokolwiek jeszcze wydadzą w swojej karierze aniżeli składaki typu "The Best Of" czy "The Greatest Hits". Jak również iż album ten będzie tak mocny i równy jakim się okazał przynajmniej dla mnie, ale myślę że wielu słuchaczy podzieli moją opinię.

Troszkę na wstępie rysu historycznego poprzedzającego album. W obozie Ejsiaków ostatnie lata nie należały do wymarzonych. Z głównych wydarzeń, w wielkim skrócie, problemy ze słuchem wokalisty Briana Johnsona, które sięgnęły apogeum już podczas trasy koncertowej promującej ostatni album Rock or Bust, co wymusiło wycofanie się Briana od śpiewania na dłuższy czas, na szczęście czy nieszczęście Angus wpadł na pomysł zatrudnić na wokal Axla z Gunsów by pociągnął resztę trasy do końca, jak się okazało bardzo udanie mu to wyszło ku uciesze fanów, krytyków czy samych członków zespołu, mówiących w wywiadach, że wykonał kawał dobrej roboty. Kolejną rzeczą był konflikt z prawem perkusisty Phila Rudda, odejście na emeryturę po końcu trasy Rock or Bust basisty Cliffa Williamsa oraz chyba najgorsze, śmierć współzałożyciela zespołu brata Angusa, Malcolma Younga, szarej eminencji zespołu oraz jednego z najlepszych gitarzystów rytmicznych, którzy kiedykolwiek istnieli, niedługo potem śmierć kolejnego brata Angusa, Georga Younga, odpowiedzialnego za produkcję wielu płyt zespołu, jak i mentora braciszków na początku kariery. Widząc na własne oczy to wszystko można by pomyśleć, że Angus i spółka zakończą swoją karierę w muzycznym świecie i nikt by nie miał o to żadnych pretensji. Jednak los chciał inaczej. Mimo trwającej na świecie epidemii korony od początku 2020 roku co jakiś czas było słychać ploty o nowym albumie, które po wakacjach okazały się prawdą. Stał się niemały cud, bowiem Angus reaktywował stary skład. Niczym Feniks z popiołów do zespołu wrócili Brian, dzięki najnowszej technologii i aparacie słuchowym te problemy jak na razie opanował, Cliff, który zgodził się nagrać album mimo emerytury, Phil, który uporał się z problemami z prawem oraz przeszedł odwyk, ponadto kolejny raz na albumie w roli gitarzysty rytmiczego słyszymy Steviego Younga, bratanka Angusa, który dołączył do zespołu gdy zaczęła się choroba Malcolma.

Tak w tym składzie powstał Power Up. Wierzcie mi na słowo, jest POWER przez duże P. Brian mający już przeszło 73 lata śpiewa z taką pasją i werwą jakby miał co najmniej 30. Angus grubo po 60-tce trzyma w ryzach to czym AC/DC jest czyli czystą rock'n'rollową energią, mimo - na co zwalam z racji wieku - oszczędnych solówek w utworach. Cliff i Phil twardo za mordę trzymają rytm i melodie nadawaną przez gitary, w czym są niezawodni od dekad. Mega zaskoczeniem dla mnie jest ogrom roboty jaką wykonuje na tym albumie Stevie, daje on z siebie dosłownie wszystko co jest w stanie wydusić gitara rytmiczna, jest potężnie i klarownie. Widać że starał się okazać najwyższy hołd dla zmarłego Malcolma, uważam to za udany pokaz. Bo tak jak Back In Black było hołdem dla zmarłego Bona Scotta, tak Power Up jest hołdem dla Malcolma o czym zespół w licznych emocjonujących nie raz wywiadach wspominał.

Mamy nieco ponad 40 min gigaton gitar oraz rock'n'rollowego czadu, po kilku dźwiękach wiemy kto gra, odgłos ryczącej, rwącej gitary to wizytówka AC/DC od samego jej początku. I tak jest i teraz do bólu przewidywalnie, jest to jednak marka sama w sobie czy ktoś tego chce czy nie.  Mocno zauważalne na albumie są chórki towarzyszące Brianowi w każdym kawałku, chyba mocniej niż na poprzednich dziełach, taki zabieg został wykonany po to, by pokazać spójność, holistykę tworu jakim jest zespół. Na PWRϟUP znajduje się 12 kawałów. Pierwszym kawałkiem jest "Realize" zaczynający zawodzącym wołaniem Briana wraz bębnami i rwaną gitarą. Po pierwszych 10 sekundach maszyna rozpędza się z całą mocą i nie zbiera jeńców. Szybka jazda do samego końca. Śmiało by można umieścić ten kawałek na "The Razors Edge" z 1990 r. Dalej mamy "Rejection", zwalniamy nieco tempo ale mocy jest równie dużo, opowiada o tym, iż facet jak ma ochotę zdobyć kobietę to nie przyjmuje odmowy i stara się tego dowieść jak tylko może,  jeden z moich faworytów na albumie. Trzeci numer to singlowy "Shot in the dark". Nie dziwi mnie ten wybór, bo to typowy radiowiec, nośny i melodyjny, z chwytliwym refrenem. Następnym jest "Through the Mists of Time", pokłon w stronę czasów z Bonem Scottem, ze spokojną i oszczędną w zwrotkach gitarą oraz bardziej śpiewem niż krzykiem Briana, gdzie w refrenie, niczym wybuchy, sekcja rytmiczna daje ogień, nadając rumieńców całemu kawałkowi. Stylistycznie i melodycznie bardzo zbliżona do "Rock The Blues Away" z Rock or Bust. "Kick You When You're Down" ma marszowy beat i nośny refren, dla mnie kawałek, który powinien być grany na koncertach jeżeli daj Bóg dojdą do skutku. Doszliśmy do połowy albumu "Witch's Spell" - lubię ten kawałek ale brakuje mi coś w nim, dlatego sprawia wrażenie spadku pomysłowości na piosenkę, pachnie wypełniaczem ale dudniący bassik, jak w "War Machine", ciut ratuje ogół. Siódmy jest "Demon Fire" - od samego początku mam wrażenie, że słucham kawałka z albumu "Ballbreaker", kto zna ten wie co mówię. Kolejne trzy numery to upust na rzecz bardziej blues rockowych czy boogie rockowych rytmów rodem z ZZ TOP. "Wild Reputation", "No Man's Land", "Systems Down" - no wypełniacze nie bedę ukrywać, duża zniżka pomysłów na kawałek. Docieramy pomału do końca i tutaj jest "Money Shot", mój top 3 na tej płycie. Porównania do kawałka, chociażby "Moneytalks" czy "Money Made", z Black Ice jest zbędna, bo to nie te klimaty. Bliżej temu do "Fire your Guns" czy "Whole Lotta Rosie", rwany, zadziorny riff, Brian wypruwający sobie wręcz flaki na refrenie i te chórki na koniec. To jest to za co lubię AC/DC najbardziej. Ostatni na albumie jest "Code Red" co by powiedzieć, chyba najbardziej udane zakończenie płyty od czasu "Stiff Upper Lip".

Album ten to żyleta, potężna i ostra, trzymająca za jaja jazda z drobnymi przerwami pod koniec lecz jako całość prawdopodobnie najlepszy ich album od pojawienia się na rynku "The Razors Edge" czyli jakby nie liczyć od 30 lat. Jeżeli będzie tak, że to ich ostatni album w historii, czego bym bardzo nie chciał, to odchodzą z potężnym hukiem. Zresztą pierwsze miejsca na listach billboardu w wielu krajach mówi samo za siebie.

LONG LIVE ROCK N ROLL. AC/DC I SALUTE YOU.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.