ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Zappa, Frank ─ Hot Rats w serwisie ArtRock.pl

Zappa, Frank — Hot Rats

 
wydawnictwo: Bizarre 1969
 
1. Peaches En Regalia (Zappa) [03:38]
2. Willie The Pimp (Zappa) [09:21]
3. Son Of Mr. Green Genes (Zappa) [08:58]
4. Little Umbrellas (Zappa) [03:06]
5. The Gumbo Variations (Zappa) [12:52]
6. It Must Be A Camel (Zappa) [05:15]
 
Całkowity czas: 43:13
skład:
Frank Zappa – Guitars, Octave Bass, Percussion
Captain Beefheart – Vocals
Ian Underwood – Piano, Organus Maximus, Flute, All Clarinets, All Saxes
Don ‘Sugarcane’ Harris – Violin
Jean-Luc Ponty – Violin
Max Bennett – Bass
Shuggie Otis – Bass
John Guerin – Drums
Paul Humphrey – Drums
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,2
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,10
Arcydzieło.
,50

Łącznie 62, ocena: Arcydzieło.
 
 
Ocena: 8++ Arcydzieło.
13.11.2019
(Recenzent)

Zappa, Frank — Hot Rats

Alfons Willie i jego nastoletnie kurewki ze Słonecznej Wiochy, czyli Majora Eugeniusza Kopyto i Strzyża rozważania o życiu i dorobku Wąsatego Franka. Odcinek VII .
 
- I oto nadszedł bodaj najważniejszy dzień w historii prog-rocka. 10 pażdziernika 1969. Dzień, w którym ukazały się aż trzy płyty, stanowiące kanon gatunku. „Arthur” Kinksów, debiut King Crimson i druga solowa płyta Franka Zappy.
 
- No właśnie. Gdy ukazał się “Uncle Meat”, Mamusiek już de facto nie było. Oficjalnie poszło o kasę – wszak płyty Zappy bestsellerami nie były – a nieoficjalnie o napięcia wewnętrzne. W pewnym momencie panowie chcieli nawet wywalić Franka z zespołu, bo oni lubili sobie przyćpać, a on tego nie tolerował; a ciągle mieli pretensje, bo rządził zespołem dyktatorsko i bardzo okazjonalnie dopuszczał kompozycje kolegów; bo nawet nie chciał nocować na trasie w tym samym hotelu co reszta. Ray Collins odchodził i wracał, aż w końcu 1968 poszedł sobie na stałe, na jego miejsce przyszedł śpiewający gitarzysta George Lowell, który po rozwiązaniu Mothers Of Invention razem z Royem Estradą założył Little Feat.
 
- A tymczasem Franuś zaprosił kilku muzyków sesyjnych, w tym niedoszłego członka Mahavishnu Orchestra, Jeana-Luca Ponty’ego, swojego dawnego kumpla z nastoletnich czasów, Kapitana Wołowe Serce (któremu wyprodukował w międzyczasie „Trout Mask Replica” – jak głosi legenda, Zappa zasnął za konsoletą w czasie pracy), no i faceta, który dopiero co dołączył do Mothers – grał na „Uncle Meat” – Iana Underwooda. I nagrał „Hot Rats”.
 
- I jednego dnia ukazały się dwie płyty nowatorsko łączące jazz, rock i muzykę poważną. A do tego całkiem różne od siebie. „In The Court…” jest na wskroś europejska, „Hot Rats” – amerykańska.
 
- Do tego nowatorska też brzmieniowo. Franuś miał dostęp do sprzętu nagrywającego na 16 ścieżkach i wymyślił sobie, żeby poszczególne elementy zestawu perkusyjnego nagrać na osobnych ścieżkach – werbel na jednej, bęben basowy na innej, talerze na kolejnej. Znów też bawił się prędkością taśmy – w „Peaches En Regalia”, „Son Of Mr. Green Genes” i „It Must Be A Camel” sam nagrał partię perkusji, grając do podkładu zwolnionego o połowę, całość zaś później odtworzono z normalną prędkością, co dało efekt jakby dziecięcej zabawki. No i dzięki wielu ścieżkom Underwood tworzył nakładane na siebie, nierzadko skomplikowane niemiłosiernie partie saksofonów.
 
- To od czego zaczynamy? Od Alfonsa?
 
- Ależ proszę. Jedyny nie-instrumentalny utwór na płycie ze śpiewem Captaina Beefhearta i skrzypcowymi zawijasami Dona Harrisa. I z długą solówką na gitarze.
 
- I tu, szeregowy, zawiera się cała esencja tej płyty. Rockowe brzmienie, jazzowa skłonność do improwizacji i wywiedziona z muzyki poważnej konstrukcja. W przeciwieństwie do wielu kolegów Zappa w swojej partii solowej nie gra na zasadzie, co akurat pod palce wejdzie: poszczególne sekcje tej solówki gitarowej są przemyślane, mają swój układ, swoje miejsce, to cały czas się rozwija, nie ma repetycji i nabijania czasu. No i Max Bennett świetnie się z nim uzupełnia.
 
- A do tego Wąsaty wykorzystał jako jeden z instrumentów klucz nasadowy. I też pasuje. „Peaches En Regalia” – czyli jak w trzy i pół minuty wsadzić kilka różnych wątków melodycznych i zrobić to z sensem. Trzy tematy przechodzące jeden w drugi w minutę, potem improwizowana sekcja, gdzie też pojawia się kilka różnych fragmentów, i powrót dwóch pierwszych tematów. Definicja jazz-rocka wg Zappy – improwizacja na bazie starannie zakomponowanych fragmentów. To samo mamy w „Son Of Mr. Green Genes”…
 
- …gdzie mamy już pełne wariactwo, wykorzystanie elementów skal pentatonicznej, miksolidyjskiej i doriańskiej, tak zakręcone, że fachowcy do dziś zawzięcie debatują nad dokładną transkrypcją. A „Little Umbrellas”? Dwa zwięzłe tematy, sekcja improwizowana, drugi temat, pierwszy temat i koniec. Tyle że w tej środkowej sekcji nałożono trzy klawiszowe fragmenty w wykonaniu Underwooda, niby proste osiem taktów i powtórka, ale każdy fragment z innym kontrapunktem i harmonią.
 
- W „Gumbo Variations” (na LP 13 minut, na CD 16 – dołożono więcej saksofonowych popisów) znów mamy fragmenty zakomponowane i budowane na ich podstawie improwizacje. Są solowe popisy saksofonu, jest ładny pasaż na elektrycznych skrzypcach, jest synkopowany riff gitary basowej, do tego Zappa miesza ze sobą skale doriańską i miksolidyjską.
 
- I gitara basowa ustawiona nieco na przekór, w kontrze do zespołu, często wygrywająca kontrastowe tematy i pasaże. I na koniec fragment, którego zapis nutowy wyglądał ponoć jak wielbłądzie garby, stąd tytuł. Niby to spokojne, niby delikatne, a pojawia się fragment jakby żywcem wyjęty z nowoczesnej muzyki poważnej, znów są pokomplikowane, nakładane na siebie partie, zmiany skal i rytmiczne kombinacje, mieszanie fragmentów nieparzystych, synkopowanych z parzystymi…
 
- Ten „It Must Be A Camel” to też taki „Hot Rats” w pigułce tak naprawdę. Przy pobieżnym słuchaniu – owszem, całkiem ładna melodia, słucha się tego z zaciekawieniem, a gdy się przysłuchujesz i zaczynasz wgryzać, to się okazuje, że pokomplikowane i pokręcone to jest zdrowo.
 
- Właśnie, przy całym stopniu pokręcenia tej muzyki, Frankowy psikus polega na tym, że jest ona całkiem przystępna dla zwykłego słuchacza. Jakby nie patrzeć, to jest jedna z płyt stanowiących kanon rocka progresywnego i ambitnej muzyki popularnej w ogóle. Bo mam wrażenie, że etykietka jazz-rocka czy fusion nie do końca do niej pasuje. Zresztą kurde, szeregowy, to jest Frank Zappa. Dla tego faceta jest tak naprawdę tylko jedna etykieta, jeden gatunek – „Zappa” właśnie.
 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.