Po dłuższej, bo czteroletniej przerwie, powraca warszawska formacja Believe. Nieco odmieniona, wszak z nowym perkusistą i, co dosyć istotne, kolejnym, po śpiewających na poprzednich krążkach, Tomku Różyckim i Karolu Wróblewskim, wokalistą. Owa odmienność dotyka także samego pomysłu na płytę. Bo choć po raz kolejny teksty na album napisał Robert Sieradzki i mają one szczególny klimat i nastrój, to sama płyta po raz pierwszy w historii zespołu ma charakter konceptu przedstawiającego siedem historii wdów żegnających swoich bliskich. Stąd, może nie odkrywczy, ale zawsze intrygujący pomysł na zatytułowanie utworów cyframi rzymskim. Całość ładnie dopełnia stanowiący okładkę obraz olejny Marka Szczęsnego i inteligentnie zapisany tytuł wydawnictwa.
Pod względem muzycznym Seven Widows to siedem rozbudowanych (chyba nigdy do tej pory artyści nie byli na swoich płytach tak wylewni, tym razem bowiem zdecydowali się na same 9 – 10 minutowe długasy), klasycznych, progresywnych kompozycji. Z powolnie budowaną dramaturgią i raczej niespiesznymi tempami. Wydaje się, że w klimacie nawiązują one do pierwszych albumów formacji. Jednym słowem, jakichś kolosalnych zaskoczeń nie ma. Wszak działająca już ponad dekadę grupa, ma ugruntowane brzmienie i jest natychmiast rozpoznawalna. Bo odpowiadają za to jej filary, liderujący całości gitarzysta Mirek Gil i grająca na skrzypcach Satomi. I wszyscy kochający barwę gitary Gila będą z pewnością usatysfakcjonowani, bowiem jego solowych, melodyjnych, nieco nostalgicznych form jest tu mnóstwo. Podobnie jak świetnych skrzypcowych zagrywek Japonki. Konkludując ten wątek – nie znajdziemy tu na przykład takich zwartych, bardziej surowych, brudnych i rockowych kompozycji jak Cut Me Paste Me, czy Guru, jakie miało w swojej historii Believe. Pod tym kątem, jest to z pewnością krążek bardziej zachowawczy, bez stylistycznych zaskoczeń i inspirowania się na siłę współczesnymi trendami. Dla przykładu, czwarta w zestawie kompozycja (IV), z majestatycznym, potężnym, wręcz symfonicznym początkiem pachnie mocno… Collage, dawną grupą gitarzysty Believe. To też krążek bardzo jednorodny i spójny, co jest z jednej strony jego zaletą, ale może też być i wadą przy obfitości materiału.
A co z nowymi nabytkami zespołu? Robert Kubajek bębni z dużym czuciem i ciekawie wpasowuje się w to ich chwilami „bujające” granie. Nieco gorzej rzecz się ma z Łukaszem Ociepą. Z pewnością nie dysponuje takimi warunkami wokalnymi jak wspomniany już tu Wróblewski. Mam też wrażenie, że nieco „przefajnowuje” z taką emocjonalną emfazą (jak mawia moja przesympatyczna znajoma: „za wiele przeżywki”), której w istocie jest za dużo. Generalnie jednak Seven Widows to kolejne udane i stylowe dzieło Believe.