ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Lebowski ─ Lebowski plays Lebowski w serwisie ArtRock.pl

Lebowski — Lebowski plays Lebowski

 
wydawnictwo: Cinematic Media 2017
 
1. Intro (Marche pour la cėrėmonie des Turcs)
2. Cinematic
3. Iceland
4. The Last King
5. Galactica
6. Mirage Avenue
7. Goodbye My Joy
8. Buongiorno
9. Mirador
10. Once in a Blue Moon
 
Całkowity czas: 63:00
skład:
Marcin Grzegorczyk – guitars
Marcin Łuczaj – synths
Marek Żak – bass
Krzysztof Pakuła – drums

Guest:
Dawid Głogowski - flugelhorn
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,13
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,0

Łącznie 13, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
05.08.2017
(Recenzent)

Lebowski — Lebowski plays Lebowski

To była jedna z najbardziej oczekiwanych przeze mnie płyt tego roku. A nawet nie tylko tego, a poprzedniego, jeszcze poprzedniego – i  tak od jakichś trzech, czterech lat. Debiut Lebowskich był dla mnie promyczkiem nadziei, że  nawet polska współczesna muzyka rozrywkowa od czasu do czasu zaproponuje coś naprawdę interesującego. I naprawdę na nową płytę Lebowskich czekałem. Bardzo czekałem.

I teraz musi paść pytanie – czy  było warto? A odpowiedź – wiecie, nie wiem.  Trochę tak, a trochę rozczarowanie. Ale tą myśl rozwinę później – zacznę  od technikaliów. Jest to płyta koncertowa nagrana w jesienie ubiegłego roku w czasie Tennis Music Festival, imprezy towarzyszącej tenisowemu turniejowi PKO Szczecin Open. Zawiera dziesięć utworów, w tym sześć premierowych. Poza tym Intro, Goodbye My Joy i dwa z debiutu. Niestety nie ma tematu Nino Roty z filmu „Romeo i Julia”, a to Lebowscy potrafili zagrać prześlicznie – do zobaczenie i posłuchania na jutubie.

I rozwijam myśl z poprzedniego akapitu. Znowu dylemat iście gombrowiczowski – dlaczego  nie zachwyca jeżeli ma zachwycać? Niestety jest kilka powodów. "Lebowski Plays Lebowski" to płyta koncertowa z materiałem głównie premierowym. czyli po pierwsze jak dobra to jest koncertówka, a po drugie jak dobre są te nowe utwory. Co do tego "po pierwsze" – znam  lepsze takie albumy i znam lepsze nagranie koncertowe Lebowskiego, na przykład krótki set z Radia Szczecin, bodajże z 2014 roku. A co do "po drugie" – debiut  był lepszy. W porównaniu z utworami z "Cinematic", czegoś brakuje i nie wiem, czy to też wynika z tego, że czasami to było bardziej odegrane niż zagrane, czy też, że te kompozycje są po prostu słabsze niż te z debiutu. Myślę, że trochę jedno i drugie. Nowy materiał muzyczny jest dobry, ale tego z debiutu nie przebija. Na przykład taka „Galactica” zalatuje niespecjalnie wydarzonym post-rockiem. Za to dobrą robotę robi gość z flugelhornem, czyli Dawid Głogowski. Dzięki niemu, też,  „Goodbye My Joy” i „Mirage Avenue” są najlepszymi momentami na tym krążku. Z czystym sumieniem można też pochwalić „The Last King”, chociaż akurat tam Głogowski nie gra,   bardzo melodyjne, balladowe „Buongiorno”, no i  finał płyty, „Once in A Blue Moon” – też jest naprawdę ładny. Czyli trochę  dobrej muzyki tu znajdziemy. Nawet nie trochę, tylko całkiem sporo. Nie jestem specjalnie przekonany do koncertowych wersji „Cinematic” i „Iceland”, a może wybrałbym inne utwory z debiutu, poza tym z tych nowych nieszczególna „Galactica”. No i tyle.

Tak jak w przypadku „Antibodies” Manescape, problemem „Lebowski Plays Lebowski” też jest rewelacyjny debiut. I nie ma penisa, nie da rady nie oceniać tego nowego albumu przez pryzmat debiutu. No „pech”, że debiutowało się z takim rozmachem. Wydaje mi się jednak, że czas w jakiś sposób ten „mankament” zniweluje. Może pojawią się nowe płyty, oby, poza tym jakoś przyzwyczaimy się do „Lebowski Plays Lebowski” i przestaniemy mieć mu za złe, że nie jest debiutem. A zaczniemy doceniać. „Cinematic” dałem osiem gwiazdek i z perspektywy czasu uważam, że była to ocena nieco zaniżona, o jakieś pół, albo nawet prawie całą gwiazdkę. Nowy album jest jakąś gwiazdkę, półtorej słabszy od debiutu, ale na tyle dobry, żeby poważnie się zastanowić – osiem z dużym minusem, czy siedem z dużym plusem. I jednak raczej siedem i pół. Za to z rekomendacją – bardzo warto, bo to obecnie chyba najciekawszy polski zespół z okolic ambitniejszego rocka.

Lebowscy kontynuują swoją filmowo-muzyczną  podróż po kinie wyobraźni i oby trwała ona jak najdłużej.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.