ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Niechęć ─ Niechęć w serwisie ArtRock.pl

Niechęć — Niechęć

 
wydawnictwo: Wytwórnia Krajowa 2016
 
1) Koniec 08:43
2) Rajza 03:32
3) Echotony 03:47
4) Metanol 06:04
5) Krew 04:36
6) Widzenie 04:05
7) Atak 04:00
8) Trzeba to zrobić 09:30
 
Całkowity czas: 44:16
skład:
Michał Kaczorek - perkusja; Maciek Szczepański - gitara basowa; Tomasz Wielechowski - instrumenty klawiszowe; Rafał Błaszczak - gitara; Maciek Zwierzchowski - saksofony, instrumenty klawiszowe
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,3
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,1

Łącznie 5, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
05.07.2016
(Recenzent)

Niechęć — Niechęć

Jazzmani grają rocka, a dokładnie prog-rocka. A tak jeszcze dokładniej to ja nie wiem. Powiedzmy, że jazzmani grają. Tylko co… Dobra, już wiem – jazzmani grają jak rockowcy grający jazz jakieś czterdzieści pięć lat temu – zawiłe, ale jak się dokładnie w to wsłuchać, to ma w sobie to sporo klimatów z czasów, kiedy rockowcy podejmowali pierwsze próby „żenienia” rocka z jazzem. Ale to było na poprzedniej  płycie. Teraz jest już nieco inaczej.

Wreszcie pojawił się drugi album Niechęci. Czy wyczekiwany? Przez mnie na pewno. Jakby nie było, od debiutu minęło ponad trzy lata. Można było się stęsknić. Tamta płyta moim zdaniem, była czymś bardzo świeżym i nietypowym na naszej współczesnej scenie muzycznej. Co prawda klimaty były jak najbardziej znajome, bo pochodzą z czasów kiedy jeszcze na baczność pod szafę wchodziłem, a Franz Beckenbauer był kapitanem drużyny RFN. Nie Niemiec, tylko RFN. Ale mimo wszystko było to świeże, dobrze zrobione, bardzo fajne i na tyle obecnie wyjątkowe, że musiało zaskoczyć. Przynajmniej wśród tych światlejszych słuchaczy.

A nowa płyta... wszyscy ci, którym podszedł debiut są zgodni, że jest to bardzo dobra płyta. I na tym zbieżność poglądów się kończy. Jedni twierdzą, że jest lepiej, bo, a inni, że nieco gorzej bo. Mój szwagier honoris causa, Dominik powiedział, że tamta była nieco szalona, a teraz już trochę w filmowe klimaty poszli, a inny mój znajomy stwierdził, że teraz przynajmniej jest to bardziej uporządkowane.  Ja powiem tak – uporządkowana to może być szafa, muzyka – już niekoniecznie, do tego czym byłaby sztuka bez pewnej dawki szaleństwa? Co prawda też oboma ryncami podpisuję, się pod ośmioma gwiazdkami dla „Niechęci”, ale... Przede wszystkim brakuje mi tu psychodelii (trochę jest, ale mimo wszystko za mało) i  nawiązań do tego specyficznego prog-jazz-rocka z przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Nie do końca jestem też przekonany do tej „filmowości” nowej muzyki i gdzieś mi się tu zaczynają się  pojawiać odniesienia do Motorpsycho, Jaga Jazzist. Zacne to firmy, ale po co? Zespół już na debiucie jednoznacznie zdefiniował swój własny, oryginalny  styl, niespecjalnie przejmując się ewentualnymi zarzutami o uprawianie muzycznej archeologii. Dlatego szukanie inspiracji wśród współczesnych wykonawców mojego entuzjazmu budzić nie może. Gdyby była to pierwsza płyta – nie ma sprawy, błyskotliwy debiut. Jednak to druga, więc wymagania i oczekiwania jakieś są. Na szczęście sama muzyka, bez względu jakie jej możemy przypisać inspiracje broni się jak najbardziej.

Trzy kwadranse nieco transowego,  nieco hipnotyzującego, a zarazem nastrojowego  grania z pogranicza rocka i jazzu, prog rocka i psychodelii, lat siedemdziesiątych i  całkiem współczesnych. Zaczyna się od „Końca”, a kończy stwierdzeniem, że „Trzeba to Zrobić”. Ciekawe co? I czy to dotyczy ewentualnej następnej płyty? Mam  też wrażenie, że podział na poszczególne utwory jest trochę umowny, bo to wszystko słuchane razem, ciurkiem, za jednym przysiadem, sprawia wrażenie jednej całości – wszystkie utwory dosyć podobne do siebie brzmieniowo, muzycznie – jak rozdziały tej samej książki.

Aha, tą transowość i hipnotyczność nie należy rozumieć jako monotonię i mantrową powtarzalność, tylko raczej jako zdolność wprowadzenia słuchacza w pewien specyficzny stan ducha, kiedy on jest już nie do końca związany z ciałem.

Osiem gwiazdek z plusem.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.