ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Motörhead ─ 1916 w serwisie ArtRock.pl

Motörhead — 1916

 
wydawnictwo: Epic Records 1991
 
1. The One To Sing The Blues (Kilmister, Burston, Campbell, Taylor) [03:07]
2. I’m So Bad (Baby I Don’t Care) (Kilmister, Burston, Campbell, Taylor) [03:13]
3. No Voices In The Sky (Kilmister, Burston, Campbell, Taylor) [04:12]
4. Going To Brazil (Kilmister, Burston, Campbell, Taylor) [02:28]
5. Nightmare/The Dreamtime (Kilmister, Burston, Campbell, Taylor) [04:40]
6. Love Me Forever (Kilmister, Burston, Campbell, Taylor) [05:27]
7. Angel City (Kilmister) [03:57]
8. Make My Day (Kilmister, Burston, Campbell, Taylor) [04:24]
9. Ramones (Kilmister, Burston, Campbell, Taylor) [01:26]
10. Shut You Down (Kilmister, Burston, Campbell, Taylor) [02:40]
11. 1916 (Kilmister) [03:45]
 
Całkowity czas: 39:27
skład:
Lemmy. Würzel. Wizzö. Philthy. James Hoskins played the Cello on “1916”. “This album is Ozone Hostile”
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,3
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,1
Arcydzieło.
,5

Łącznie 11, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
01.01.2016
(Recenzent)

Motörhead — 1916

To nie tak miało być. Tak sobie wymyśliłem, żeby rok 2016 rozpocząć z „1916” – bo płycie za parę tygodni minie ćwierć wieku od premiery, Lemmy’emu w Wigilię 2015 stuknęła siedemdziesiątka, a w lipcu minie 100 lat od rzezi nad Sommą, której poświęcono utwór tytułowy. Niestety, parę dni temu okazało się, że będzie to kolejna recenzja in memoriam. W ciągu niespełna dwóch miesięcy do Würzela dołączyli najpierw Phil Taylor, a potem sam Lemmy. I z czterech facetów, którzy nagrywali „1916”, został nam tylko Campbell…

Różnie przyjęto ten album, gdy się ukazał; pamiętam choćby niezbyt pochlebny tekst w „Tylko Rocku”. Generalnie recenzenci trochę pojeździli po płycie: że komercja, że ballady, że zespół zagubił się w eksperymentach… Komercyjny? No dobra, jest tu kilka utworów mających fajną, zapadającą w pamięć melodię i mniej surową produkcję, na czele z „Going To Brazil”. Ballady też są, po jednej na koniec każdej ze stron longplaya – fakt, „Love Me Forever” to mogło być zaskoczenie, bo Lemmy i Motörhead z takim graniem się nie kojarzyli. A o utworze tytułowym, gdzie szefowi Motörów towarzyszy automat perkusyjny, syntezator i wiolonczela, to już nie wspomnę.

Ha, tylko co z tego. Motörhead to Motörhead: „Love…” ma niby delikatny, nastrojowy, gitarowy początek, jak na balladę o końcu związku przystało, ale jak cały zespół wejdzie z impetem tuż przed refrenem, a Wujek Kurzaja zachrypi na cały głos, to od razu robi się klimat jak najbardziej Motörheadowy, a i gitarowe solówki mają należycie przybrudzone brzmienie. To samo z takim „Going To Brazil” czy „No Voices In The Sky”: fakt, mają te kawałki przebojowy potencjał, są chwytliwe, oparte na fajnych melodiach, ale zespół grzeje w nich po swojemu, a Lemmy też chrypi tak, jak zawsze to czynił. Z kategorii eksperymentów na pewno trzeba jeszcze wspomnieć o „Nightmare/The Dreamtime”: w sumie byłby to dość typowy Motörowy kawałek, gdyby dodać sekcję rytmiczną i nieco więcej gitarowego hałasu. A tak powstała rzecz intrygująca: na tle gitary i dyskretnych klawiszy Lemmy w typowy dla siebie sposób (no dobra, tu akurat chrypi mniej) wyśpiewuje opowieść o koszmarnym śnie (odlocie). No i jest jeszcze „Angel City”, w którym niespodziewanie gitarowy czad uzupełniają dęciaki. Choć to akurat wydaje się to średnio trafionym pomysłem. Poza tym mamy klasyczny Mötorhead: szybką jazdę do przodu, bez trzymanki, ze schrypniętym Lemmym wyrzucającym ze siebie kolejne linijki tekstu w furiackim tempie.

„1916” to była kolejna rzecz, z którą po raz pierwszy miałem styczność dzięki pirackim kasetom. Z jakiegoś powodu pan wydawca lekko zamieszał: zamienił „Shut You Down” i „Ramones” miejscami. Co dało ciekawy efekt: najpierw półtorej minuty punkującej jazdy bez trzymanki i nagle wchodzi utwór tytułowy. Dla fanów Motörów to musiał być prawdziwy szok: smutno brzmiący syntezator, automat perkusyjny imitujący wojskowe werble, elegijnie płacząca wiolonczela i Lemmy znacznie bardziej melodyjny, stonowany niż zazwyczaj – czegoś takiego jeszcze nie było. Takie rzeczy to jednak ryzyko: minimalnie przesadzisz i wyjdzie zbyt ckliwie, zbyt słodko – Lemmy na szczęście tego uniknął i wyszła smutna, ponura opowieść o bezimiennych dzieciakach ginących podczas rzezi nad Sommą. Ryzyko się opłaciło, bo utwór tytułowy bardzo ciekawie puentuje tą płytę. Jak na Motörów eksperymentalną i nietypową, ale udaną i na pewno nie przynoszącą im wstydu.

Lemmy, Philthy, Würzel – gdziekolwiek jesteście, nawalcie się do oporu, zasłużyliście. My też za Was wypijemy.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.