ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Newsom, Joanna ─ Divers w serwisie ArtRock.pl

Newsom, Joanna — Divers

 
wydawnictwo: Drag City 2015
 
1. Anecdotes (Newsom) [06:27]
2. Sapokanikan (Newsom) [05:10]
3. Leaving The City (Newsom) [03:48]
4. Goose Eggs (Newsom) [05:01]
5. Waltz Of The 101st Lightborne (Newsom) [05:21]
6. The Things I Saw (Newsom) [02:37]
7. Divers (Newsom) [07:06]
8. Same Old Man (traditional) [02:26]
9. You Will Not Take My Heart Alive (Newsom) [04:01]
10. A Pin-Light Bent (Newsom) [04:26]
11. Time, As A Symptom (Newsom) [05:27]
 
Całkowity czas: 51:52
skład:
Joanna Newsom – Harp, Piano, Roland Juno 106 Synthesizer, Minimoog, Schiedmayer Celesta, Marxophone, Mellotron M400, Mellotron MK II, Wurlitzer, Neupert Clavichord, Fender Rhodes Piano, Fender Rhodes Piano Bass, Baldwin Electric Harpsichord, Baldwin Discoverer, Estey Field Organ, Hohner Guitaret, Vocals. Ryan Francesconi – Guitar, Bass Guitar, Bouzouki, Baglama. Kevin Barker – Electric Guitar, Banjo. Dan Cantrell – Five Glorious Seconds Of Hammond B3 Organ, Piano Accordion, Andes Recorder-Keyboard, Musical Saw. David Nelson – Trombone. Andy Strain – Trombone. Ben Russell – Violin. Matthew Szemela – Violin. Naidia Sirota – Viola. Hideaki Aomori – Clarinet, Bass Clarinet. Clarice Jensen – Cello. James Austin Smith – English Horn. Judith Linsenberg – Recorder. Logan Coale – Double Bass. Neal Morgan – Drums. Peter Newsom – Drums. City Of Prague Symphonic Orchestra.
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,2
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,2

Łącznie 6, ocena: Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
25.12.2015
(Recenzent)

Newsom, Joanna — Divers

- No to kwestia płyty roku rozwiązana… - stwierdziłem, gdy po pierwszym przesłuchaniu płytka z cichym szelestem zatrzymała się. Wróciła.

Nagrać tak powalający i dojrzały album jak „Ys” w wieku raptem 24 lat – no to się zdarza. Dylan miał tyle samo, gdy wydawał „Highway 61 Revisited”, Kate Bush w tym wieku była już na etapie „Dreaming”, Syd Barrett w nieco młodszym wieku stworzył gros materiału na „Kobziarza”, a Bitle byli średnio tuż przed ćwierćwieczem, gdy nagrywali „Rubber Soul” i „Revolvera”. I niestety zdarza się też, że po znakomitym albumie przychodzi zagubienie. „Have One On Me”, choć w swojej klasie album przyzwoity i na (trochę naciągnięte) siedem gwiazdek zasługujący, był jednak dalekim echem „Ys”, płytą przesadnie rozwiniętą (trzy płyty, 125 minut…), amorficzną i rozłażącą się na wszystkie strony. Newsom najwyraźniej też sobie zdała sprawę, że jak na jej standardy „Have One On Me” był ambitną porażką. Na nowej płycie zdyscyplinowała się przede wszystkim formalnie: na „Ys” średnia trwania jednego utworu to było 11 minut, na „Have…” co prawda raptem siedem, ale najdłuższy utwór trwał tam też 11 minut, a takich po 8-9 nie brakowało. Na nowej płycie najdłuższy utwór – tytułowy – to jedynie siedem minut, a średnia wynosi poniżej pięciu minut, jak na debiucie. Formalnie i owszem, nowe utwory są bardziej zwarte, za to brzmieniowo... zresztą wystarczy rzucić okiem na metryczkę płyty. Oprócz harfy i fortepianu, mamy tu stare syntezatory (analogowe i cyfrowe), melotrony, fortepian elektryczny, organy elektryczne, bas klawiszowy, a z drugiej strony – czelestę, klawikord, klawesyn, marksofon (taka specyficzna lutnia z klawiszami), guitaret (rodzaj elektrycznej mbiry – zestawu metalowych języczków, które wibrują, gdy trąci się je kciukiem – Jamie Muir grał na takim cudeńku na początku „Larks…”), śpiewającą piłę, sekcję smyczkową i dętą…

Brzmieniowo też mamy tu istny kalejdoskop. Otwierające całość „Anecdotes” przeplata dźwięki harfy i syntezatorów z sekcją dętą i smyczkową właśnie (zwłaszcza w bajkowym – wbrew ponuremu tekstowi – finale); podobnie finałowe „Time As A Symptom” ładnie podbarwiają orkiestrowe brzmienia. „Leaving The City” to właściwie rockowa piosenka, z prostym rytmem i zgrabną melodią, gdyby oczywiście ktoś tworzył rockowe piosenki na harfę, fortepian, marksofon i melotron. W szalonym “Goose Eggs” pięknie przeplatają się dźwięki elektrycznego fortepianu, klawesynu i klawikordu wygrywających barokowej proweniencji melodyjki i nieco bluesowe dźwięki elektrycznej gitary. „Waltz Of The 101st Lightborne” prowadzi walczykowata melodia fortepianu, akordeon i skrzypce… Poza tym to, za co pokochaliśmy Aśkę: snujące się utwory o nieoczywistych, zakręconych melodiach, oparte na dźwiękach harfy i tym specyficznym, wysokim, trochę bushowatym śpiewie. Takich jak czarowny utwór tytułowy, dziwnie minorowa, malowana ciemnymi barwami opowieść o żonie poławiacza pereł i jej miłości do ukochanego. Takich jak wystawiona do promocji „Sapokanikan”: nostalgiczna, zwariowana wycieczka po Greenwich Village i po tym, co było wcześniej w tym samym miejscu i co rozpłynęło się już na zawsze w niepamięci, tytułowej,indiańskiej osadzie…

Właśnie. Przy całej różnorodności, spoiwem łączącym całość jest wspólny motyw: przemijanie, upływ czasu, zmiany, jakie się z nimi wiążą i próba walki, zmierzenia się z nimi. Czasem w zakręcony sposób, jak w „Waltz Of The 101st Lightborne”, gdzie żołnierze przemieszczający się w czasie stają w końcu twarzą w twarz z własnymi duchami. Czasem w dramatyczny – jak w antywojennym „Anecdotes”, gdzie Newsom zastanawia się, jak zmierzyć się ze świadomością śmierci rozdzielającej na zawsze bliskich sobie ludzi.

Now hush, little babe.
You don’t want to be
down in the trenches,
remembering with me,
where you will not mark my leaving,
and you will not hear my parting song.
Nor is there cause for grieving.
Nor is there cause for carrying on.


Muzyczne zróżnicowanie bardzo przysłużyło się płycie – po monotonnym „Have One On Me” dostaliśmy album bardzo zróżnicowany, wielobarwny, zaskakujący. Również kompozytorsko Aśka wróciła do wielkiej formy – „Anecdotes” byłoby ozdobą „Ys” i jeśli ustępuje „Only Skin”, to tylko nieznacznie; utwór tytułowy, „Waltz…” i „Time, As A Symptom” (ciekawie wprowadzone subtelną miniaturą „Pin-Light Bent” to też rzeczy bardzo dużego kalibru. „Divers” może nie jest aż tak wybitną płytą jak „Ys”, ale to dzieło znakomite i w tym roku nic lepszego się nie pojawiło; podobne tematycznie „Rattle That Lock” w każdym razie musi wysoko zadrzeć głowę, by gdzieś tam nad sobą „Divers” dojrzeć. Płyta bardzo wciąga i szybko ma się ochotę na kolejny raz (do czego zresztą zachęca sama zainteresowana, stosując chwyt rodem z „The Wall”: ostatnie słowo na całej płycie dopełnia się z pierwszym, tworząc pętlę).

Fajnie że wróciłaś, Asiu. Brakowało nam Ciebie.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.