Tak troszkę bez większego rozgłosu w minionym roku ukazało się nowe wydawnictwo koncertowe szwajcarskiej Lacrimosy. Live in Mexico City zawiera materiał zarejestrowany 13 kwietnia 2013 roku w Blackberry Auditorium w stolicy Meksyku podczas tournee promującego album Revolution. Nie jest to pierwsza tego typu rzecz w ich dyskografii, jednak ostatnie dwupłytowe Lichtjahre pojawiło się już prawie osiem lat temu. Poza tym, owo Lichtjahre zawierało numery zarejestrowane podczas trasy promującej Lichtgestalt w różnych miejscach. Nie inaczej było na wcześniejszych publikacjach koncertowych grupy (także DVD).
Tym razem jest inaczej, bowiem otrzymujemy wreszcie pełny koncert formacji, spójny, bez żadnych cięć i sklejanek. I to spora zaleta Live in Mexico City. Dwie płyty dobrze oddają obraz koncertowej wersji Lacrimosy. Materiał brzmi dosyć surowo oraz naturalnie i pokazuje grupę Tilo Wolffa z bardziej rockowej strony. Słychać to już zaraz w pierwszym, po rozpoczynającym całość Lacrimosa Theme, Ich bin der brennende Komet, atakującym wypuszczonym na front, szorstkim i chropowatym basem. Oczywiście tracą na tym nieco bardziej wysublimowane, balladowe kompozycje, takie jak Not Every Pain Hurts, czy Apart. Do tego śpiewająca w nich Anne Nurmi ma wokalne chwile słabości, których nie poprawiono. I dobrze, bo dodają całości większej wiarygodności.
Zestaw kompozycji nie powinien zaskakiwać. Zespół promował wówczas Revolution i dlatego dostajemy z niego aż siedem numerów. To dosyć przeciętny album i odegrane z niego utwory wyglądają doprawdy ubogo na tle klasyków formacji z bardziej odległej historii (no może poza udanym Irgendein Arsch ist immer unterwegs). A tych jest tu niemało i one stanowią głównie o sile Live in Mexico City (ok, przydałyby się jeszcze Ich verlasse heut' dein Herz i Halt mich). Mamy zatem wzniosłego Schakala, zawsze przejmujące Alleine zu zweit, hitowy Alles Lüge, rozpędzone i zarazem patetyczne Stolzes Herz, czy wreszcie obowiązkowe Der Morgen danach wykrzyczane w refrenie przez Meksykanów. No właśnie, ekstatyczne reakcje publiczności są kolejnym elementem wzmacniającym wartość tej płyty.
Jednym słowem – rzecz obowiązkowa dla fanów Tilo Wolffa i Anne Nurmi. I jeszcze jedna sprawa - pierwsza edycja Live in Mexico City ukazała się z bonusowym dyskiem DVD z czterema kompozycjami (Lacrimosa Theme/Arrival at the Airport, Irgendein Arsch ist immer unterwegs, Schakal, Alles Lüge), które pokazują, że Meksykanie na punkcie Lacrimosy są absolutnie zakręceni. Polecam szczególnie scenę powitania na lotnisku...