ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Ferry, Bryan ─ Avonmore w serwisie ArtRock.pl

Ferry, Bryan — Avonmore

 
wydawnictwo: BMG 2014
 
1. "Loop De Li" Ferry 4:18
2. "Midnight Train" Ferry 3:49
3. "Soldier of Fortune" Ferry, Johnny Marr 4:25
4. "Driving Me Wild" Ferry 3:37
5. "A Special Kind Of Guy" Ferry 3:14
6. "Avonmore" Ferry, Oliver Thompson 5:13
7. "Lost" Ferry 2:47
8. "One Night Stand" Ferry 5:05
9. "Send In The Clowns" Stephen Sondheim 4:02
10. "Johnny and Mary" Robert Palmer 2:47
 
Całkowity czas: 43:21
skład:
"Loop De Li"
Bryan Ferry: vocals, keyboards; Johnny Marr, Nile Rodgers, Neil Hubbard, Oliver Thompson, David Williams, Steve Jones: guitar; Marcus Miller: bass; Tara Ferry: drums; John Moody: oboe; Richard White: saxophone; Fonzi Thornton, Laura Mann, Emily Panic, Hannah Khemoh, Jodie Scantlebury, Bobbie Gordon: backing vocals
"Midnight Train"
Bryan Ferry: vocals, keyboards; Johnny Marr, Nile Rodgers, Jeff Thall, Neil Hubbard, Oliver Thompson, David Williams, Chris Spedding, Steve Jones, Jacob Quistgaard: guitar; Marcus Miller, Guy Pratt: bass; Tara Ferry, Andy Newmark: drums; Fonzi Thornton: backing vocals
"Soldier of Fortune"
Bryan Ferry: vocals, keyboards; Johnny Marr, Neil Hubbard, Steve Jones: guitar; Marcus Miller: bass; Tara Ferry: drums; Paul Beard: keyboards; Iain Dixon, Robert Fowler, Richard White: saxophone; Fonzi Thornton: backing vocals
"Driving Me Wild"
Bryan Ferry: vocals, keyboards; Johnny Marr, Nile Rodgers, Neil Hubbard, Oliver Thompson: guitar; Marcus Miller, Guy Pratt: bass; Tara Ferry: drums; Richard White: saxophone; Cherisse Osei: percussion; Fonzi Thornton: backing vocals
"A Special Kind Of Guy"
Bryan Ferry: vocals, keyboards; Nile Rodgers, Neil Hubbard, Steve Jones: guitar; Marcus Miller, Guy Pratt: bass; Tara Ferry: drums; Fonzi Thornton: backing vocals
"Avonmore"
Bryan Ferry: vocals, keyboards; Johnny Marr, Nile Rodgers, Neil Hubbard, Oliver Thompson, Steve Jones: guitar; Flea, Guy Pratt, Paul Turner: bass; Tara Ferry, Cherisse Osei: drums; Richard White: alto saxophone; Frank Ricotti: percussions
"Lost"
Bryan Ferry: vocals, keyboards; Mark Knopfler, Neil Hubbard: guitar; Neil Jason: bass; Andy Newmark, Tara Ferry, Cherisse Osei: drums
"One Night Stand"
Bryan Ferry: vocals, keyboards; Johnny Marr, Nile Rodgers, Jeff Thall, Neil Hubbard, Oliver Thompson, David Williams, Chris Spedding, Steve Jones, Jacob Quistgaard: guitar; Marcus Miller: bass; Tara Ferry: drums; Paul Beard: keyboards; Maceo Parker: alto saxophone; Ronnie Spector, Hannah Khemoh, Sewuse Abwa, Shar White, Michelle John: backing vocals
"Send In The Clowns"
Bryan Ferry: vocals; Johnny Marr: guitar; Marcus Miller: bass; Chris Lawrence, Tom Wheatley: double bass; Tara Ferry, Cherisse Osei: drums; Colin Good: piano; Richard White: alto saxophone; Frank Ricotti: percussions; Enrico Tomasso: trumpet
"Johnny and Mary"
Bryan Ferry: vocals, piano; Todd Terje: production, programming, synth; Oliver Thompson: guitar; Cherisse Osei: drums; Hanne Hukkelberg: backing vocals
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,1
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,3
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,8
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,2
Arcydzieło.
,2

Łącznie 16, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
05.12.2014
(Recenzent)

Ferry, Bryan — Avonmore

„Avonmore”? Raczej „Avonless”.

Jeżeli nie ty, to kto? – Naczelny

Wiesz, lepiej tego nie recenzuj – Agnieszka

Wychodząc naprzeciw społecznemu zapotrzebowaniu publikujemy recenzję nowej płyty Bryana Ferry. Początkowo nie miałem większej ochoty o tym pisać, poza tym  Agnieszka też mi to odradzała – Ferry jest zbyt poważnym wykonawcom, żebyś się po nim tak przejechał, jak po ostatnim Pink Floyd – powiedziała. Okazało się jednak, że u nas w redakcji chętnych do recenzowania „Avonmore” jakoś brakuje i Naczelny jak zwykle mnie zaczął męczyć – Weź napisz – jęczał mi za uszami. Ja broniłem się twardo,  zasłaniając się względami rodzinnymi. Początkowo skutecznie, ale szef jakoś dogadał się z moją damą i ostatecznie dostałem pozwolenie na napisanie czegoś o tym krążku. Pod warunkiem, że nie będę się zbytnio znęcał i wyzłośliwiał.

Prawdę mówiąc absolutnie nie miałem takiego zamiaru. Gość nagrał płytę, która mu nie wyszła – zdarza się. Za to wcześniej nagrał tuzin wiele lepszych i dlatego nie ma co nad tą najnowszą specjalnie  drzeć szat. Nawet jeśli jest to najgorsza płyta w karierze Ferry’ego. No cóż, coś za czerwoną latarnię robić musi. Trudno mi powiedzieć co to było poprzednio, chyba „Mamouna”? Ale nie będę się upierał. Tyle, że wcześniejsze płyty zwykle trzymały poziom. Nawet te najsłabsze były przynajmniej dobre i specjalnie od bardzo wysokiej średniej nie odstawały. Natomiast „Avonmore” jest ewidentnie słabsza. Dużo słabsza.

Jak to się stało, że nie zagrało? Ferry zwiódł jako kompozytor i już. Nie pomógł mu nawet Johnny Marr. Te wszystkie utwory są takie jakieś… nijakie. Wpadają jednym uchem, zaraz wylatują drugim. Jedyna ich zaleta, że nie drażnią, nie przeszkadzają i nawet miło się ich słucha. Ale nic potem w pamięci nie pozostaje. O nie, przepraszam, zostaje – dwa ostatnie utwory. Tyle, że to covery. A jeżeli cudze kompozycje są lepsze od autorskich i tylko one wyróżniają się na płycie, no to dobrze nie jest.

Jeżeli „Avonmore” miałby być jakąś kontynuacją „Avalon”, to jest „Avonless” jeszcze pod jednym względem. „Avalon” to była jedna ze sztandarowych produkcji muzycznych lat osiemdziesiątych, dzieło sztuki producenckiej, niedościgły wzór pod tym względem. A „Avonmore” koło żadnego wzoru i dzieła nawet nie stało. Tyle, że tego, jak brzmi nie zwalałbym na to, że Davies i Ferry zapomnieli jak się płyty realizuje. Niestety takie mamy czasy – płyty produkuje się pod przenośne playerki mp3 – czyli kompresja i dynamika. A selektywność, przestrzeń – zapomnij, empeczowy format tego nie udźwignie, nie da rady. Dlatego przy „Avalon”, „Avanmore” brzmi, delikatnie mówiąc topornie. Chociaż i tak zrobiono, co się da, żeby to jakoś wypadło.

W zależności od kontekstu nowy album Ferry’ego można oceniać różnie. W porównaniu z resztą świata jest to rzecz nawet sympatyczna i przyjemna, chociaż  nudnawa i trochę o niczym – takie bardzo słabe sześć artrockowych gwiazdek. Natomiast przy jego innych płytach,  wypada bardzo blado – między trzema, a czterema gwiazdkami – ze  względu na status i poprzednie dokonania szefa Roxys, kryterium oceny jest dużo surowsze niż u zwykłych śmiertelników. I z tych samych względów moja skala ocen  dla takich wykonawców jest sporo zawężona – dziesięć, dziewięć, osiem gwiazdek, czasem siedem, a potem jest bęc na mordę i jedynka. Od prymusów wymaga się więcej – zawsze to powtarzam. Dla nich nie ma ocen poniżej siódemki – jest lepiej niż bardzo dobrze, lub prawie bardzo dobrze, albo jest źle. To dlaczego jest ocena „bez oceny”, a nie jedna gwiazdka, jak w recenzji Płyty, Której Tytułu Lepiej Nie Wymawiać Głośno, zespołu, który cenię sobie dużo bardziej niż Roxy Music, czy Ferry’ego solo? Bo Ferry nie pozbierał z podłogi resztek taśm, które spadły ze stołu montażowego dwadzieścia lat temu i nie próbował ich ożenić frajerom, jako zupełnie nową muzykę, tylko po prostu siadł i nagrał nową płytę. A że mu nie wyszło? Trudno – płyty nie cuda, nie każda się uda – że tak sparafrazuję Sztaudyngera.

Traktuję to jako wypadek przy pracy i czekam na następny album.

A tak na koniec, na marginesie i przy okazji – jako jeden z gitarzystów wymieniany jest Steve Jones. Jeżeli to TEN Steve Jones, to historia zatoczyła bardzo ciekawe koło. Współproducentem „Never Mind The Bollocks” był Chris Thomas, który wcześniej pracował z Roxy Music. Pistolsi przyjęli go bardzo wrogo, a Rotten nazwał „pierdolonym hippisem”. Teraz, po prawie czterdziestu latach, Steve Jones gra na płycie tego, który wtedy był dla niego ucieleśnieniem wszystkiego co najgorsze w muzyce.

Aha, „Avonmore” to też nazwa firmy spożywczej.

 

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.