ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Jethro Tull ─ Roots To Branches w serwisie ArtRock.pl

Jethro Tull — Roots To Branches

 
wydawnictwo: Chrysalis Records 1995
dystrybucja: EMI Music Poland
 
1. Roots To Branches (Anderson) [05:12]
2. Rare And Precious Chain (Anderson) [03:44]
3. Out Of The Noise (Anderson) [03:25]
4. This Free Will (Anderson) [04:05]
5. Valley (Anderson) [06:08]
6. Dangerous Veils (Anderson) [05:35]
7. Beside Myself (Anderson) [05:50]
8. Wounded Old And Treacherous (Anderson) [07:50]
9. At Last Forever (Anderson) [07:55]
10. Stuck In The August Rain (Anderson) [04:06]
11. Another Harry’s Bar (Anderson) [06:22]
 
Całkowity czas: 60:02
skład:
Ian Anderson – Vocals, Concert Flute, Bamboo Flute, Acoustic Guitar. Martin Barre – Electric Guitar. Andrew Giddings – Keyboards. Dave Pegg – Bass Guitar. Steve Bailey – Bass Guitar. Doane Perry – Drums, Percussion.
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,3
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,12
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,25
Arcydzieło.
,5

Łącznie 45, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
30.05.2014
(Recenzent)

Jethro Tull — Roots To Branches

Piątek z Agronomem – odcinek XXIX.

Ćwierćwiecze Jethro Tull minęło, pora znów się zabrać do pracy… Nie tylko Ian (który – przypomnijmy – intensywnie pracował nad techniką gry na flecie) twórczo wykorzystał chwilową przerwę w bieżącej działalności zespołu w pierwszej połowie lat 90.: człowiek numer 2 w zespole przygotował aż trzy płyty solowe – autorski debiut Martina Barre’a, „A Summer Band”, ukazał się jeszcze w 1992, potem, w dwuletnich odstępach, na rynek trafiały kolejne – „A Trick Of Memory” i „The Meeting”. Dwa osobne zestawy kompozycji przygotował też szef Jethro. Jeden przeznaczył na drugą płytę solową, drugi – bardziej rockowy – na kolejny album Tull. „Roots To Branches” ukazał się 4 września 1995.

Ian Anderson postanowił tym razem obrać kurs na Wschód. Zamiast folkowemu czy renesansowemu graniu, poświęcić się eksperymentom z muzyką etniczną (choć rzecz jasna o swoich korzeniach nie zapominał). Co prawda i wcześniej zdarzało mu się nawiązywać do bliskowschodnich brzmień i nastrojów („Fat Man”!), ale tym razem poszedł w tym kierunku dużo dalej. Nie wszystkim muzykom Jethro Tull się ten zwrot stylistyczny spodobał: Dave Pegg, nie do końca odnajdujący się w nowej muzyce Andersona, postanowił powrócić do Fairport Convention, które akurat wydało nowy album „The Jewel In The Crown” i przymierzało się do całkowicie akustycznej trasy koncertowej. Na okoliczność nagrywania płyty zatytułowanej „Roots To Branches” Perry awaryjnie ściągnął znajomego, sesyjnego basistę, Amerykanina Steve’a Baileya (*10 lutego 1960), na okoliczność trasy Jethro Tull zasilił z kolei kompan Martina Barre’a (grał na „The Meeting”), Jonathan Noyce (*15 lipca 1971) – odtąd stały basista Jethro Tull.

„Roots To Branches” bez cienia wątpliwości udowadniał, że „Catfish Rising” była jedynie chwilowym spadkiem formy, a „Divinities” – swoistym szkicownikiem, przygotowaniem do stworzenia właściwego dzieła. Ależ pięknie zaczyna się ta płyta! Powoli wyłaniajacy się z wyciszenia wstęp z gitarowym riffem, klawiszowymi tłami i splatającymi się z tym wszystkim fletowymi popisami płynnie przechodzi w opartą na dynamicznej gitarowej partii, rwącą do przodu kompozycję: brzmi to nowocześnie, słychać, że to połowa lat 90., do tego „Roots” jest zagrana z Tullowym rockowym pazurem i niesamowitą werwą. A „Rare And Precious Chain”? Jest jeszcze lepszy. Oparty na orientalizującej melodii (nie tylko melodii – rytmika i nawet sposób gry sekcji rytmicznej w zwrotce – jest w tym wiele z klimatu muzyki arabskiej), dostającej nieco przyspieszenia i rockowej mocy w refrenie. Nieco podobnie wypada „This Free Will”: choć utwór ten prowadzi chropowata, hałaśliwa linia gitarowa (pięknie kontrapunktowana fletowymi popisami – swoją drogą nawet jak na Jethro tego fletu na tej płycie jest mnóstwo: wygląda na to, że pod wpływem lekcji gry Ian na nowo odkrył ten instrument!), etniczny, orientalny klimat jest tu zastosowany z równie dobrym efektem. A całość jeszcze dopełniają fajne orkiestrowe wstawki… Z nieco innej beczki jest kolażowy, ciągle się zmieniający „Out Of The Noise”: a to jazzujące klawiszowe dodatki, a to ładne fletowe i gitarowe zaplatanki, a to ciągle zmieniający się nastrój… W „Valley” Anderson przypomina sobie o folk-rockowych korzeniach: klimat tego utworu budują głównie flet i gitara akustyczna, do tego bębenki (etniczne chyba), klawiszowe dodatki, nawiązania do muzyki bliskowschodniej… Nawet gdy całość wchodzi na bardziej rockowe obroty w środkowej części, to nadal jest po folkowemu melodyjnie, ciepło. Podobne folk-rockowe korzenie ma „Beside Myself”, ale akurat ten utwór trochę się snuje, jakby Ianowi w pewnym momencie zabrakło pomysłów. Bliżej hard rocka lokuje się zaś „Dangerous Veils”: dużo tu gitarowych popisów, dodajmy jeszcze do tego hammondowe dodatki w tle. Oczywiście, jak na Iana przystało, aranżacje i sama konstrukcja utworu są nieoczywiste, ciekawie zakombinowane: te hardrockowe momenty fajnie równoważone są fletowymi popisami i ciągłymi zmianami nastroju.

Ian mierzy się tu też z większymi formami (no, nieprzesadnie większymi – obie mają po niecałe 8 minut), przypominającymi chwilami symfoniczne poematy, kunsztownie złożonymi z mniejszych fragmentów. W przypadku „Wounded Old And Treacherous” Ianowi nie do końca się udało: jest to kompozycja całkiem interesująca, acz chwilami sprawia wrażenie nieco za długiej, rozbudowywanej trochę na siłę. Za to ta druga to najlepsza kompozycja, jaką Anderson popełnił… a, zaryzykuję – od czasu „Koni zimnokrwistych”. „At Last Forever” to taki utwór, w którym wszystko jest na idealnie wyznaczonym miejscu: i delikatny wstęp (z glockenspielem), i główny motyw ładnie podany przez gitarę klasyczną, i subtelne orkiestracje w tle… I ten moment, gdy główny motyw podejmuje cały zespół, pięknie dopełniony orkiestrą, i fortepianowe pasaże, i piękne dialogi fletu z orkiestrą właśnie, i zgorzkniały, melancholijny śpiew Iana…I to, jak logicznie i konsekwentnie połączono ze sobą te wszystkie elementy: wszystko jest tu na swoim miejscu, każdy kolejny kawałek układanki logicznie łączy się z poprzednim, i wprowadza następny... Po prostu - kolejne jethrotullowe arcydzieło. Fortepian też pięknie prowadzi melancholijne, ciepłe „Stuck In The August Rain” – rzeczywiście pachnące klimatem   deszczowego, sieprniowego dnia, podbite subtelnymi partiami gitary elektrycznej, znów glockenspielem i orkiestrowymi dodatkami. Cała płyta zaś kończy się utworem nawiązującym do drugiej połowy lat 90.: w „Another Harry’s Bar” Ian przypomina sobie o swojej fascynacji kompozytorskim stylem Marka Knopflera, ten utwór ma dużo z nastroju płyty „Love Over Gold”.

„Roots To Branches” okazał się najlepszym albumem zespołu od prawie dwudziestu lat: flirt z muzyką etniczną i bliskowschodnimi klimatami okazał się dla Jethro Tull niezwykle odświeżający – zbliżający się powoli do końca trzeciej dekady działalności zespół nagrał album świetny, dynamiczny, a przy tym nastrojowy, brzmiący krwiście, czadowo, a do tego nowocześnie – ale w innym sensie niż płyty z lat 80.: ta nowoczesność jest nienachalna, odświeża brzmienie zespołu, a przy tym dodaje mu energii. Choć sporo weteranów nagrywało w połowie lat 90. dobre płyty – wymieńmy choćby „The Division Bell”, „Voyager”, „Purpendicular” czy okrutnie niedoceniony „Talk” – pod względem świeżości i poziomu kompozycji z „Roots To Branches” równać się może naprawdę niewiele albumów (w sumie, chyba jedynie „THRAK”…). Gdyby tak okroić tą płytę o dwa mniej udane utwory – można by się poważnie zastanawiać nad kompletem gwiazdek… Po namyśle – osiem czy dziewięć – stwierdzam: dziewięć gwiazdek z małym minusem. Kolejna duża płyta była oczywiście pretekstem do kolejnej trasy koncertowej – a zanim rok 1995 dobiegł końca, fani otrzymali gwiazdkowy prezent. Ale o tym za tydzień.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.