ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Clapton, Eric ─ Slowhand w serwisie ArtRock.pl

Clapton, Eric — Slowhand

 
wydawnictwo: RSO 1977
dystrybucja: Warner Music Poland
 
1. Cocaine (Cale) [03:38]
2. Wonderful Tonight (Clapton) [03:41]
3. Lay Down Sally (Clapton, Levy, Terry) [03:53]
4. Next Time You See Her (Clapton) [03:59]
5. We’re All The Way (Williams) [02:30]
6. The Core (Clapton, Levy) [08:41]
7. May You Never (Martyn) [02:58]
8. Mean Old Frisco (Crudup) [04:37]
9. Peaches And Diesel (Clapton, Galuten) [04:46]
 
Całkowity czas: 39:17
skład:
Eric Clapton – Guitar and Vocals. Marcy Levy – Vocals. Yvonne Elliman – Vocals. George Terry – Guitar. Dick Sims – Keyboards. Mel Collins – Saxophone. Carl Radle – Bass Guitar. Jamie Oldaker – Drums and Percussion.
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
06.01.2014
Piotr „Strzyż” Strzyżowski (Recenzent)

Clapton, Eric — Slowhand

Karnawał AD 2014 z ArtRockiem – czyli coś miłego w słuchaniu, a przy tym niebanalnego. Odcinek I.

Na status boga gitary Eric Clapton przez całe lata 60. pracował bardzo sumiennie. Gdy odchodził z Cream i zakładał Blind Faith, był już gigantem rocka, człowiekiem, który zrewolucjonizował brzmienie gitary elektrycznej i w sporej mierze stworzył podwaliny pod rock, jakim go znamy. Tyle że sam Clapton był już zniechęcony sławą, wielką popularnością najpierw Cream, a potem Blind Faith – zespołu, który założył, by odreagować otoczkę supergrupy otaczającą Cream właśnie, a który, pod wpływem presji fanów i prasy muzycznej, szybko zaczął przepoczwarzać się w takąż supergrupę. Może częściowo dlatego właśnie płyty solowe w latach 70. nagrywał nie Eric Clapton – bóg gitary, ale Eric Clapton – twórca bezpretensjonalnych, wysmakowanych piosenek. Nie było tam za wiele szalonych gitarowych popisów, czasem Eric wręcz chował się za zaproszonymi gośćmi, ograniczając się jedynie do roli dyskretnego akompaniatora. I te piosenki do dziś zażerają niesamowicie: co i rusz Clapton pokazywał swój talent to do tworzenia lekkich, zgrabnych, melodyjnych utworów, to do wyszukiwania ciekawych, nietuzinkowych muzyków. Właściwie po każdą płytę Claptona z lat 70. można sięgać bez obaw – żadna nie rozczarowuje słuchacza.

Co wybrać na karnawał? “Slowhand” (taki pseudonim miał przez pewien czas Eric)  zawiera między innymi jedną z ballad wszechczasów. Chyba trudno byłoby znaleźć kogoś, kto nigdy nie tańczył z ukochaną osobą czułego przytulańca przy „Wonderful Tonight”… Ale ta płyta zaczyna się inaczej. Od czadowego, nieco transowego riffu „Cocaine” JJ Cale’a. Choć akurat ten utwór to takie koncertowe „zwierzę” – czego najlepszy dowód choćby na „Just One Night”. Inna rzecz, że oprócz tradycyjnie blues-rockowego „Mean Old Frisco” i „The Core” o tak motoryczne, ekspresyjne granie na tej płycie trudno. Clapton znów daje upust swojej fascynacji The Band i zanurza się w rejony tradycyjnego, melodyjnego grania, choćby w co nieco pachnącym country (albo country-rockowym graniem Neila Younga) „Lay Down Sally” z wokalnym duetem Erica i Marcy Levy. Delikatnie, napędzane eterycznymi, niespiesznymi gitarami, znów – duetem Erica i Marcy i miękkimi dźwiękami fortepianu elektrycznego, płynie sobie “We’re All The Way”. W „Next Time You See Her” i „May You Never” do głosu dochodzi klasyczny Hammond: Dick Sims gra tu spokojne, stylowe, wyprowadzone z tradycyjnego bluesa partie, świetnie uzupełniające się z nienachalnymi gitarowymi frazami Claptona. Eric daje się też wykazać kolegom z zespołu: w „The Core” tak jako wokalista (dominuje tu jednak nieco soulowo brzmiąca Macy Levy), jak i gitarzysta Clapton nie wychodzi na pierwszy plan, ustawia się na równej pozycji z resztą muzyków, proponując riff stanowiący punkt wyjścia do szalonego jamu z solowymi popisami i dialogami gitary, organów Hammonda i saksofonu (gościnnie Mel Collins). A na sam koniec proponuje klimatyczne, bardzo melodyjne, instrumentalne granie, co nieco przywodzące na myśl finał „Layli” („Peaches And Diesel”).

Bardzo fajna, bezpretensjonalna, wciągająca płyta. I przy tym bardzo równa, bez słabego punktu. Jak najbardziej godna polecenia.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS ArtRock.pl na Facebook.com
Picture theme from Riiva with exclusive licence for ArtRock.pl
© Copyright 1997 - 2025 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.