ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Dream Theater ─ Dream Theater w serwisie ArtRock.pl

Dream Theater — Dream Theater

 
wydawnictwo: Roadrunner Records 2013
 
1. False Awakening Suite (Petrucci, Rudess):
I) Sleep Paralysis
II) Night Terrors
III) Lucid Dream [02:42]
2. The Enemy Inside (Petrucci, Rudess, LaBrie, Myung, Mangini) [06:17]
3. The Looking Glass (Petrucci, Rudess, LaBrie, Myung, Mangini) [04:53]
4. Enigma Machine (Petrucci, Rudess, Myung, Mangini) [06:01]
5. The Bigger Picture (Petrucci, Rudess, LaBrie, Myung, Mangini) [07:40]
6. Behind The Veil (Petrucci, Rudess, LaBrie, Myung, Mangini) [06:52]
7. Surrender To Reason (Petrucci, Rudess, LaBrie, Myung, Mangini) [06:34]
8. Along For The Ride (Petrucci, Rudess) [04:45]
9. Illumination Theory (Petrucci, Rudess, LaBrie, Myung, Mangini):
I) Paradoxe de la Lumiere Noire
II) Live Die Kill
III) The Embracing Circle
IV) The Pursuit Of Truth
V) Surrender Trust & Passion [22:17]
 
Całkowity czas: 68:01
skład:
James LaBrie – Lead Vocals. John Petrucci – Guitars, Vocals. John Myung – Bass. Jordan Rudess – Keyboards, GeoSynth App, Seaboard. Mike Mangini – Drums, Percussion.
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,11
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,8
Album słaby, nie broni się jako całość.
,11
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,11
Album jakich wiele, poprawny.
,8
Dobra, godna uwagi produkcja.
,18
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,23
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,60
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,41
Arcydzieło.
,54

Łącznie 245, ocena: Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
 
 
Ocena: 3 Album słaby, nie broni się jako całość.
06.10.2013
(Recenzent)

Dream Theater — Dream Theater

Lat temu kilka dziennikarz jednego z portali muzycznych przy okazji recenzji nowej płyty (bodajże) Muse popisał się bardzo ciekawym pomysłem: za całą recenzję posłużyło skopiowane z przewodnika TV streszczenie kolejnego odcinka mdłej telenoweli. Gdy po raz kolejny przebijałem się przez nowy album Dream Theater, z każdą minutą coraz bardziej kusiło mnie, żeby bezczelnie skopiować tenże patent. Ostatecznie stwierdziłem jednak, że przy okazji nowego dzieła Petrucciego i spółki czytelnikom należy się coś więcej.

Dream Theater to był kiedyś zespół naprawdę dużego formatu. Panowie potrafili nagrywać porywające, wielkie płyty – „Awake” i „Images And Words” to do dziś świetne, wciągające albumy, a przy „Pull Me Under”, „Space Dye Vest” czy „Peruvian Skies” nadal mam dreszcze na plecach. Apogeum nadeszło wraz z rock-operą „Metropolis Part II: Scenes From The Memory” – arcydziełem prog-rocka lat 90., płytą wręcz doskonałą. A potem zaczął się nieubłagany zjazd w dół: kolejne płyty zespołu robiły się coraz bardziej sztampowe, nudnawe i wtórne, innowacyjne, frapujące solówki gitarowe czy klawiszowe coraz częściej zastępowały rzemieślnicze, technicznie perfekcyjne, ale nudne i mechaniczne popisy, a wielkie, porywające kompozycje zdarzały się coraz rzadziej – ostatnim naprawdę sporego formatu utworem Dreamów był wszak „Sacrificed Sons” z roku 2005. Nowy album Dream Theater niestety podtrzymuje tą tendencję spadkową.

Już początek tej płyty nie napawa optymizmem: “False Awakening Suite”, łącząca gitarowe riffy z niby-symfonicznymi klawiszami, prezentuje patent oklepany jak świat, wykorzystywany chyba przez 99% prog- i gotycko-metalowych zespołów. Wystawiony do promocji albumu „The Enemy Inside” – swoją drogą jeden z najsłabszych utworów, jakimi Petrucci i spółka promowali swoje płyty – to kolejny odcinek dobrze znanego serialu pt.wirtuozerski progresywny metal Dream Theater. Są solidne riffy i szybkostrzelne gitarowe popisy? Są. Są syntezatory, to dodające pseudosymfoniczne tła, to próbujące zaczarować słuchacza solowymi popisami? Ano są. Jest Serek, próbujący obejść swoje ograniczenia wokalne i popisać się (bez specjalnego powodzenia) rasowymi górkami? Jest. Dodajmy do tego gęstą, perfekcyjną technicznie grę perkusji i mamy kolejny, rzemieślniczy utwór Dream Theater.  „Enigma Machine”, to samo: panowie grają, grają, co i rusz zmieniają tempa i nastrój, tu przebitka syntezatora, tu krótka, ale wirtuozerska wstawka bębnów, tu szybkostrzelna gitara, tylko że…takie coś zwykło się określać tzw. graniem o siedmiu zbójach: te partie instrumentalne nie prowadzą donikąd, są li tylko jałowymi popisami dla popisu. A pomiędzy nimi panowie zamieścili bodaj najbardziej kuriozalną rzecz jaką popełnili, „The Looking Glass”. Czyli Dream Theater próbujący naśladować… Rush. Dość posłuchać wstępu – jako żywo przywodzi on na myśl podniosłe radiowe przeboje Kanadyjczyków w rodzaju „The Spirit Of Radio”.

Po dwudziestu minutach słabizny wreszcie zaczyna się coś dziać. Ciekawie zaczyna się „The Bigger Picture”, gdzie po energicznym wstępie nagle wchodzi fortepianowa ballada – gdyby zaśpiewał to jeszcze ktoś dysponujący sensownym głosem, o większej skali i ciekawszej barwie, byłoby naprawdę czarownie. Ta ballada ładnie potem się łączy z energicznym, riffowym graniem – „The Bigger Picture” to pierwszy utwór na płycie z jakimś sensownym pomysłem na całość, z przemyślaną, zaciekawiającą słuchacza konstrukcją całości, jeden z nielicznych interesujących fragmentów tego albumu. Tylko że potem napięcie i poziom znów spada, „Behind The Veil” ma intrygujący wstęp – ładne syntezatorowe pejzaże o co nieco soundtrackowym klimacie, nieco ckliwe, ale przynajmniej zwracają uwagę – tylko że potem znów pojawia się riffowana rąbanka z niby-symfonicznymi klawiszami, jaką słyszeliśmy już wiele razy. Panowie próbują też pomieszać w „Surrender To Reason”, w którym oprócz (to rzadkość na tej płycie) ciekawej melodii po porcji ciężkiego grania pojawia się nagle kontrastowa, niby-szantowa wstawka z gitarą akustyczną – to fajny, ciekawy pomysł, szkoda tylko, że nie doczekał się szerszego rozwinięcia. Z drugiej strony, to i tak wystarczy, by „Surrender To Reason” okazał się jednym z najlepszych fragmentów płyty.

Sporo ciekawych pomysłów panowie zostawili na sam koniec. W suicie „Illumination Theory” pojawia się naprawdę intrygujący moment: ten, gdy perkusyjno-klawiszowo-gitarowa machina nagle się zatrzymuje, ustępując miejsca wstawce wręcz ambientowej, z której z kolei wyłania się romantyczna w wyrazie, rozlewna orkiestrowa kantylena… Ciekawą koncepcją jest też kontrastowanie gitarowego czadu rozbudowanymi, wirtuozerskimi partiami fortepianu – wielka szkoda, że na całej płycie Rudess nie sięga częściej po ten szacowny instrument. Przynajmniej robi z niego użytek w finale, odgrywając fajną, czarowną kodę – choć akurat ten fragment jest jakby doklejony do reszty, zwłaszcza że „Illumination Theory” ma wcześniej całkiem zgrabną, podniosłą kulminację w klasycznym, neoprogresywnym klimacie.

Podstawowym problemem albumu „Dream Theater” – czy w ogóle zespołu jako takiego, tak mniej więcej od dekady – nie są jednak przeciętne, rzemieślnicze kompozycje. Zawodzi wykonanie. Kiedyś Teatr Snów to było granie z jajami do samej ziemi – dość posłuchać wspomnianego „Pull Me Under” czy perełek ze „Scenes” w rodzaju „Home” albo „The Dance Of Eternity/One Last Time”. Wtedy Petrucci i spółka grali, jakby od tej muzyki miało zależeć ich życie – ostro, zadziornie, wściekle, wkładając w grę całe serducho i jaja, jakimi dysponowali. Nawet LaBrie – wokalista wszak dość przeciętny – wznosił się na absolutne wyżyny swoich możliwości. A teraz? Serek na ogół coś mamrocze pod nosem, od czasu do czasu próbując mocniejszego śpiewu, Petrucci mechanicznie, sztampowo odwala kolejne takie same gitarowe popisy w stylu tysiąc-dźwięków-na-sekundę, Rudess dorzuca rzemieślnicze syntezatorowe sola i przestrzenne klawiszowe orkiestracje identyczne z tymi, jakie można znaleźć na dowolnie wybranej płycie z gotyckim metalem. Stosunkowo najmniej zarzucić można sekcji rytmicznej: Myung i Mangini jako jedyni ciągną całe to granie przed siebie, a że po drodze czasem zdarza im się pogubić w rozmaitych ozdobnikach i wirtuozerskich wstawkach i popisach, na dłuższą metę wychodzi tej płycie na plus – w przeciwieństwie do Petrucciego, słychać, że grają żywi ludzie, a nie doskonałe technicznie, ale kompletnie pozbawione feelingu terminatory.

„Dream Theater” prezentuje niegdyś wielki zespół, który kompletnie cofnął się w muzycznym rozwoju, schematycznie, rzemieślniczo odwalający kolejne sztampowe utwory w swoim klasycznym stylu, z kapitalną techniką, ale kompletnie bez życia, bez jaja, bez energii, a przede wszystkim – bez jakichkolwiek emocji, mdłe, nudnawe. Takie „Images And Words” nie pozwalało się oderwać, puszczone gdzieś w tle – przyciągało uwagę od razu, wsysało słuchacza niczym piekielne wrota z filmu „Event Horizon”. „Dream Theater” wręcz przeciwnie – jak najbardziej można sobie puścić w tle, pod np. jakąś dobrą książkę, nie będzie przeszkadzać, nie odwróci uwagi. Płyta na pewno zachwyci zdeklarowanych fanów zespołu i stawiających pierwsze kroki w zawodzie gazetowych dziennikarzy, z neoficką gorliwością uświadamiających zagranicznych muzyków, że w historii polskiego rocka nie masz nic ważniejszego od Kultu [Nie przejmuj się, stary, wszystko przed tobą. Gdzieś po czterech setkach przesłuchanych płyt sam zrozumiesz, co w tym stwierdzeniu było nie tak.] – i chyba nikogo więcej.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.