ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Soft Machine Legacy  ─ Burden of Proof w serwisie ArtRock.pl

Soft Machine Legacy — Burden of Proof

 
wydawnictwo: Esoteric Antenna 2013
 
1. Burden Of Proof (5:51)
2. Voyage Beyond Seven (4:53)
3. Kitto (1:50)
4. Pie Chart (5:07)
5. JPS (1:03)
6. Kings & Queens (6:46)
7. Fallout (6:59)
8. Going Somewhere Canorous? (1:13)
9. Black And Crimson (5:05)
10. The Brief (2:27)
11. Pump Room (5:19)
12. Green Cubes 05:33)
13. They Landed On A Hill (3:03)
 
Całkowity czas: 55:16
skład:
Jonh Etheridge - gitara elektryczna
Roy Babbington - gitara basowa
John Marshall - perkusja
Theo Travis - saksofon tenorowy, flet, pianino Fendera
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,2
Arcydzieło.
,0

Łącznie 2, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
13.05.2013
(Recenzent)

Soft Machine Legacy — Burden of Proof

Gdyby dwadzieścia lat temu ktoś na ulicy podszedł do mnie i spytał, z czym kojarzy mi się „trójka”, odpowiedziałbym zapewne, że przede wszystkim z ambitną wówczas rozgłośnią polskiego radia oraz ze znakomitym albumem Petera Gabriela Melt. Przyznam, że dziś, odpowiadając na to samo pytanie, udzieliłbym zgoła innej odpowiedzi. Łatwo odgadnąć, że zareagowałbym na nie używając angielskiego liczebnika porządkowego Third, który przeszło cztery dekady temu posłużył czterem Kanterberyjskim muzykom – Robertowi Wyattowi, Mike'owi Ratledge'owi, Eltonowi Deanowi oraz Hugh Hopperowi – do nadania niewyszukanego i łatwego do zapamiętania tytułu trzeciej długogrającej płycie Soft Machine. (Zresztą wszystkim siedmiu pierwszym dziełom Maszynistów przypisano odpowiednią liczbę porządkową). Jednak zanim jeszcze grupa zyskała funkcjonującą do dziś nazwę, którą wymyślił po lekturze narkotycznej powieści Williama S. Burroughsa, urodzony w Melbourne w 1938, inter-galaktyczny guru Daevid Allen (Gong), nosiła ona przez krótki czas (rok 1966) miano biskupów kanterberyjskich – The Bishops of Canterbury.

To nie jedyna zmiana marki w dziejach tego nadzwyczaj długotrwałego psychodelicznego zjawiska, bowiem począwszy od 2004 roku muzycy – John Etheridge oraz John Marshall – koncertują i nagrywają pod bardziej legalną i w dalszym ciągu w lot rozpoznawalną nazwą Soft Machine Legacy. Z obecnego składu zespołu Etheridge/Marshall/Babbington/Travis tylko ten ostatni jest absolutnie nową postacią. Grający na saksofonach, flecie oraz pianinie elektrycznym Fendera, brytyjski jazzman zastąpił zmarłego w 2006 roku legendarnego „blacharza” i wirtuoza saxello Eltona Deana. Pozostali trzej członkowie zespołu działają w nim z przerwami od lat siedemdziesiątych. John Etheridge przyszedł do Soft Machine na miejsce Allana Holdswortha w 1975 roku i zdążył odbyć trasę koncertową i nagrać bardzo dobre Softs. Do kanterberyjskiej legendy powrócił dopiero pod koniec 2004, zmieniając nazwę na Soft Machine Legacy, pod którą wydał wraz z Deanem, Hopperem i Marshallem trzy płyty: Live in Zaandam (2005), Soft Machine Legacy (2006) i Live at the New Morning (2006). Deana i Hoppera, zmarłych odpowiednio w lutym 2006 i czerwcu 2009, zastąpili: obecny członek bandu Stevena Wilsona, Theo Travis, oraz ex-członek brytyjskiej formacji jazz fusion Iana Carra, Roy Babbington. Zresztą ludzie Carra zastąpili w połowie lat siedemdziesiątych większość kanonicznego składu SM z Wyattem włącznie. Tak! Tym samym, który wyleciał oknem z imprezy u wiedźmy Yoni, tj. Gili Smyth (Acid Mothers Gong). Marshall, obok Babbingtona, był jednym z doskonałych "zamienników" części oryginalnych Soft Machine. W takim też składzie wystąpili na jedynym promującym Live Adventures koncercie w Polsce, jaki miał miejsce równe dwa lata temu w Poznaniu. Podobny repertuar do tego, jaki można było usłyszeć w klubie Blue Note w mieście koziołków, znalazł się na jednej z najlepszych koncertowych płyt Softów, ww. Live Adventures, dedykowanej Hopperowi i Deanowi.

Ostatnia płyta SM, Burden of Proof, jest przedłużeniem, kontynuowanej z powodzeniem na znakomitym albumie Steam, niezwykle ekscytującej fuzji free jazzu, minimalizmu, bluesa i rocka, czyli właściwie tego wszystkiego, z czym można się było już zetknąć znacznie wcześniej, chociażby odtwarzając klasyczny album Third. BoP chełpi się uwspółcześnionym brzmieniem, pozbawionym wprawdzie psychodelicznego feelingu, lecz nie wyzutym z poczucia silnego przywiązania do idei jazz fusion, mówiącej o zachowaniu twardej dyscypliny co do sekwencji i tonalności w muzyce. W odróżnieniu od free jazzu, z którego poniekąd wyrósł ów gatunek, jazz-rock przywrócił kompozycji zdrowe proporcje, równoważąc wyautowane przez poprzedników – czasami, jak w przypadku Iana Carra czy Milesa Davisa, byli to ci sami artyści, nieco już znużeni przebrzmiałą ich zdaniem formą nazbyt skomplikowanego wyrazu sztuki – cechy utworu, stanowiące o pewnej jego regularności i harmonijności z uwzględnieniem miejsca na nieodzowną, byle nie przytłaczającą, improwizację, bez której w ogóle nie byłoby tutaj mowy o fusion.

Wydanemu w marcu tego roku BoP stylistycznie bliżej do niemal w pełni jazzowego, bardzo dobrego Steam, niż absolutnie wspaniałego Third (1970). Z pomnikami kultury się nie dyskutuje, tylko się je podziwia z otwartymi ustami. Wprawdzie BoP monumentalnym dziełem jeszcze nie jest, lecz nawiązuje ono do takowych w dyskografii SM dość gładko i z polotem. Najlepszym przykładem niech będzie cover własnej kompozycji „Kings and Queens” Hoppera, pochodzącej z czwartej płyty zespołu Fourth (1971). Zagrany po mistrzowsku z wykorzystaniem fletu, a nie jak w pierwowzorze saksofonu, Hopperowy smutek, którego najlepszym przykładem pozostanie już chyba na zawsze motyw przewodni epickiego „Facelift” z Third, został uwypuklony przez solistę Travisa charakterystycznymi dla niego pętlami fletu i ogólnie oniryczną atmosferą. Piękna, rozbujana linia basu Babbingtona jest kolejnym wyrazem szacunku dla zmarłego cztery lata temu Hugh Hoppera.

Co więcej, w środkowej, improwizowanej części „Voyage Beyond Seven” Travisa muzycy wydają się składać kolejny hołd, tym razem królowi wiatrów Eolowi, którego pomyślny wiatr przywołuje na myśl strzępy oryginalnej, porywającej kompozycji Softów „Song of Aeolus” z albumu Softs (1976). Obudowujący ją quasi-karmazynowy riff pokazuje, jak bardzo jej autor umiłował sobie „dworską” działalność King Crimson, o czym zresztą mówił w wywiadzie dla ArtRocka z 2011 roku. Freejazzowo robi się na chwilę w dziesiątym na płycie numerze, zatytułowanym „The Brief”, gdzie zwariowany rytm Marshalla i fantazyjne solo Travisa burzą porządek kompozycji. Coś podobnego, acz bardziej kontrolowanego dzieje się w przedostatnim nagraniu na krążku, frenetycznym „Green Cubes”. Z kolei początek i koniec, czyli „Burden of Proof” oraz „They Landed On A Hill”, to głównie skromne, choć bardzo nastrojowe popisy Travisa na pianinie Fendera. Pozwolę sobie jeszcze wyróżnić atrakcyjną w stopniu zbliżonym do „Grape Hound” (Soft Machine Legacy, Live Adventures) kompozycję „Pump Room”, opartą na ciężkim riffie zagranym lekką ręką Etheridge'a, którego finezyjna gra nad wyraz znakomicie rozbrzmiewa też w popisowym „Kitto”.

Gatunkowo niezwykle urozmaicona, nie ciążąca tak bardzo w stronę jazzu jak Steam, a jednak wpisana w klimat poprzedniczki, najnowsza płyta Soft Machine Burden of Proof udowadnia, że członkowie zespołu doskonale radzą sobie z piękną przeszłością wywodzącej się z Canterbury grupy, polemizując z nią odważnie, jak w przypadku „Kings and Queens”, nie poddając mimo to w wątpliwość niekwestionowanego geniuszu czwórki Maszynistów. Nie mam złudzeń, że BoP jest niezbitym dowodem artystycznej dojrzałości i witalności, triumfującej nad bylejakością czerstwych wydawnictw muzycznych tego typu. Upodobawszy sobie ostatnie jak na razie słowo zespołu Soft Machine, pragnę na koniec podkreślić, iż język, jakim posługują się ci czterej artyści, jest bardzo czytelny i niezwykle ekspresyjny, oraz – co najważniejsze – wolny od utartych środków wyrazu i wyświechtanych fraz, świadczący tylko o niesłychanej doskonałości artystycznej bandu. W końcu zamiast wsiadać do pociągu byle jakiego, z zamysłem nie dbania o nic, polecam konkretny skład czterech akredytowanych przez wielki dorobek kulturalny Maszynistów, którzy zapewnią Wam taki odjazd, o jakim Maryli i nie tylko jej się nawet nie śniło. Puf! Puf! Pora wsiadać, drzwi zamykać, okna wyobraźni otwierać. Życzę przyjemnej podróży!

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.