Po raz pierwszy o Brunnenie napisałem w maju 2012, ukontentowany wykwintnym brzmieniem jego miodowego krążka The Beekeeper's Dream. Pisząc teraz o Swoon (debiutanckiej płycie Holendra, „artysty-pszczelarza” – Freeka Kinkelaara), nagranej w latach 1991-1993, a wydanej przez portlandzką wytwórnię Beta-lactam Ring Records dopiero w 2008 roku, nie mdleję z zachwytu, lecz też nie mdli mnie z nudów. W Śnie pszczelarza roi się od niezwykle ulotnych inspiracji twórczością Edwarda Ka-spela, Syda Barreta czy nawet Kevina Ayersa. Podobnie Swoon – oparte głównie na brzmieniu „antycznego”, ale zaufanego syntezatora marki Ensonic ESQ 1 – odrabia lekcje gry proroka z Nijmegen i śpiewu autora Śmiechów wariata. Mimo licznych inspiracji, muzyka Freeka Kinkelaara wcale nie traci na oryginalności, gdyż tak naprawdę trudno jest wskazać konkretne zapożyczenia lub zapadające szybko w pamięć cytaty z muzyki rozrywkowej. Nakrapiany wczesnym Legendary Pink Dots styl zakiełkował już w Ogrodzie wiecznych snów, tj. The Garden of Perpetual Dreams (tytuł pierwszej oficjalnej kasety Freeka), by w pełni rozwinąć się – rozmywając wszelkie muzyczne wpływy – na The Beekeeper's Dream. Swoon, będąc pokłosiem w połowie zapomnianych, a w połowie zarejestrowanych utworów na winylu zatytułowanym Seven On A Broom In The Sky z listopada 1993 roku, nie stara się usilnie zatrzeć fascynacji twórczością legendarnej już teraz formacji z Nijmegen.
Inicjatorem wydania Seven... na czarnym krążku z drogim „dizajnem” okładki był znajomy Freeka, Frans de Waard (wspólnie założyli grupę Beequeen w 1989 roku). Ze względu na ograniczony nakład (263 egz.) i spore koszty wydawnicze pierwsza płyta Kinkelaara przepadła na rynku, lecz nie jego muzyka. Pod szyldem Brunnen i troskliwą opieką Beta-lactam Ring Records nagrania „artysty-pszczelarza” mogły w końcu znaleźć znacznie szerszy niż dotąd odbiór na kompaktowej płycie Swoon. Większość nagrań pochodzi z Seven..., a dwa z nich – „Shame” i „The Wolf Hour” – umieszczono w identycznych wersjach również na The Beekeeper's Dream. Nie tylko one podnoszą wartość muzyczną Swoon i są bliskie wywołania tytułowego omdlenia, lecz przede wszystkim napisana przez Natalie Merchant piękna ballada „Verdi Cries”. Pozostałe kompozycje wyszły spod pióra Kinkelaara, a na jednej z nich – „Scars On A Windowpane” – zagrał sam Ka-spel. Raymond Steeg remasterując całość postawił kropkę nad i. Co więcej, „Verdi Cries” oraz „Colours” znalazły się już wcześniej na singlu o pysznie brzmiącym tytule The Honey Button. A ostatnią nutę na krążku, nagranie „Cracked”, dosłownie ściągnięto z górnej półki, odkurzono i wyczyszczono, czyli innymi słowy – ocalono od zapomnienia. Swoon nie zapada w pamięć od razu, lecz z każdym kolejnym przesłuchaniem grzęźnie w niej na dobre, dzięki ciekawym kompozycjom i bardzo dobremu masteringowi. Nie pozbawione nutki melancholii, którą pod powiekami skrywa też Sen pszczelarza, Swoon spłaca z odsetkami kredyt zaufania zaciągnięty przez słuchacza w chwili transakcji, bez przykrych konsekwencji pooperacyjnych.