ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Hawkwind ─ Canterbury Fayre 2001 w serwisie ArtRock.pl

Hawkwind — Canterbury Fayre 2001

 
wydawnictwo: Voiceprint 2003
 
Disc 1
"5th Second of Forever" (Lloyd-Langton/Brock) – 3:52
"Levitation" (Brock) – 9:18
"Spiral Galaxy" (House) – 3:16
"Solitary Mind Games" (Lloyd-Langton) – 8:08
"Angels of Death" (Brock) – 6:17
"Spirit of the Age" (Calvert/Brock) – 7:35
"Magnu" (Brock) – 3:43
"Dust of Time" [excerpt] (Bainbridge/Brock/Lloyd-Langton) – 2:08
"Motorway City" (Brock) – 6:11
"Hurry on Sundown" (Brock) – 3:44
"Assassins Of Allah" [aka "Hassan-i-Sabah" (Calvert/Rudolph)
"Space Is Their (Palestine)" (Brock)] – 12:25
Disc 2
"Silver Machine" (Calvert/Brock) – 5:16
"Arthur's Poem" (Brown) – 0:55
"Assault and Battery" (Brock) – 2:51
"Void of Golden Light" [aka "The Golden Void"] (Brock) – 10:44
"Ejection" (Calvert) – 8:18
 
Całkowity czas: 94:42
skład:
Dave Brock - guitar, keyboards, vocals; Simon House - violin; Keith Kniveton - synthesisers; Alan Davey - bass guitar, vocals; Richard Chadwick - drums; Huw Lloyd-Langton - guitar, vocals; Arthur Brown - vocals (Silver Machine and Arthur's Poem)
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,1
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,0

Łącznie 1, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
27.02.2013
(Recenzent)

Hawkwind — Canterbury Fayre 2001

 Zapytałem się kolegi Horysznego, czy ma zamiar  recenzować wszystkie koncertowe, oficjalne płyty Hawkwind. Popatrzył na mnie jakoś dziwnie i powiedział, że chyba tylko sam Brock wie ile tego jest, a i to nie jest wcale takie pewne. A gdyby nawet  i tak  jest to robota na pół roku, i to dla całej redakcji, łącznie z Naczelnym i sprzątaczkami. No to ja powiedziałem, że dobrze, że  o tym sprzątaniu wspomniał, bo Naczelny dołożył mu ekstra dyżur na szmacie za kolegę Walczaka, którego świńska grypa rozłożyła. Nie ucieszył się. A co do koncertówek Hawkwind okazało się, że ma zamiar napisać raptem o kilku. Ja też chciałem napisać o kilku, to tylko uzgodniliśmy tytuły, żeby się nie dublować.

 Koncertowa dyskografia Hawkwind to dżungla, w której połapać się nie sposób. Płyt bardzo dużo, wydawanych przez bardzo różne firmy, nierzadko ten sam materiał Brock sprzedawał  różnym wydawnictwom, a czasami  chyba też  przy okazji i bootlegerom. Jakoś tych wydawnictw też jest bardzo różna. Czasami takie coś, że odtwarzacz sam wypluwa z obrzydzeniem, a czasami są to prawdziwe perełki.

 „Caterbury Fayre” należy zdecydowanie do tej drugiej grupy i bez wątpienia jest to jedno z lepszych wydawnictw koncertowych Hawkwind jakie znam (co prawda nie znam zbyt dużo, raptem coś koło dwudziestu…).

 Żywiec jest taki, że „kamikadze boski wiatr nie ma przebacz”. Przede wszystkim bardzo dynamiczny. Co prawda koncerty Hawkwind zawsze są bardzo dynamiczne, ale ten jest naprawdę bardzo wyjątkowy. Nie wiem co wzięli, ile i gdzie to można dostać, ale nie dość, że od początku śmignęli jak petarda, to do tego i muzycznie dużo się tam działo – dziewięciominutowe „Levitation” jest po prostu boskie, taka psychodela, aż miło, popisy House’a na skrzypkach w „Spiral Galaxy” i „Solitary Min Games”, świetne „Spirit of The Age”, na koniec pierwszego krążka trójca     "Motorway City"/  "Hurry on Sundown"/ "Assassins Of Allah" zagrane z taką mocą, że z nadmiaru energii można po ścianach chodzić. Drugi krążek zestawu rozpoczyna nie byle co, bo największy przebój grupy – słynna Srebrna Maszyna, a zaśpiewana jest też przez nie byle kogo, bo przez samego Arthura Browna. Mniamuśne wykonanie. Ta część również jest zagrana na bardzo wysokich obrotach, zresztą tu jest „Void of The Golden Light”, który już wcześniej świetnie sprawdził się na „Palace Springs”.

Koncert świetny, ale realizacyjnie straszna surowizna. Chyba tak jak się nagrało, tak na płytę poszło, nikt potem do tego nie zaglądał. No i  dobrze, bo może dzięki temu ten koncert ma taki fajny, specyficzny klimat, jakby z lat siedemdziesiątych. W każdym razie jest to coś zupełnie innego sortu, niż „doszlifowany” „Palace Springs” (zresztą też bardzo dobry). Można też zauważyć, że część utworów ma przearanżowane  wokale – lekko zmieniona linia melodyczna, do tego oktawa niżej. Pewnie  co by Brock nie musiał się zanadto męczyć . Poza tym Simon House – bez niego cała ta impreza sporo by straciła. Jego ostry, „ekspansywny” styl grania zawsze bardzo dużo wnosił do muzyki Hawkwind.

 Przy koncertowych wydawnictwach Hawkwind trzeba być jak niewierny Tomasz – „nie uwierzę, jeśli nie dotknę”, dlatego zawsze dobrze sprawdzić ten towar bardzo dokładnie. Jednak jeśli ktoś już trochę zna i lubi ten zakręcony band, to „Canterbury Fayre”, może brać w ciemno. Wątpię, żeby się zawiódł. Dziewięć gwiazdek z niewielkim minusem.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.