ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Can ─ Soundtracks w serwisie ArtRock.pl

Can — Soundtracks

 
wydawnictwo: Liberty Records 1970
 
1. Deadlock (Czukay, Karoli, Liebezeit, Schmidt, Suzuki) [03:27]
2. Tango Whiskyman (Czukay, Karoli, Liebezeit, Schmidt, Suzuki) [04:03]
3. Deadlock (Titelmusik) (Czukay, Karoli, Liebezeit, Schmidt, Suzuki) [01:41]
4. Don’t Turn The Light On Leave Me Alone (Czukay, Karoli, Liebezeit, Schmidt, Suzuki) [03:42]
5. Soul Desert (Czukay, Karoli, Liebezeit, Mooney, Schmidt) [03:51]
6. Mother Sky (Czukay, Karoli, Liebezeit, Schmidt, Suzuki) [14:29]
7. She Brings The Rain (Czukay, Karoli, Liebezeit, Mooney, Schmidt) [04:07]
 
Całkowity czas: 35:22
skład:
Holger Czukay – Bass, Double Bass. Michael Karoli – Guitar, Violin. Irmin Schmidt – Keyboards, Synthesizers. Jaki Liebezeit – Drums, Percussion, Flute. Damo Suzuki – Vocals, Percussion. Malcolm Mooney – Vocals.
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,1
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,2
Arcydzieło.
,0

Łącznie 3, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
26.07.2012
(Recenzent)

Can — Soundtracks

„Soundtracks” to mocno specyficzna płyta Can. Przede wszystkim jest to album przejściowy – Malcolm Mooney postanowił bowiem rozstać się z zespołem. Przeżył załamanie nerwowe – ponoć z uwagi na rasizm, z jakim się stykał w Niemczech (Mooney jest Afroamerykaninem). I postanowił wrócić do ojczyzny. Zastąpił go przypadkiem spotkany w Monachium przez Czukaya i Liebezeita uliczny śpiewak rodem z Kraju Kwitnącej Wiśni – Kenji „Damo” Suzuki (ur. 16 stycznia 1950).

Już z nowym nabytkiem w składzie Can zaczął rejestrować nowy album. W międzyczasie zaś na rynku pojawiła się płyta zbierająca efekty pobocznych działań zespołu – utwory zarejestrowane dla potrzeb X muzy. Pochodziły one z filmów „Deadlock” Rolanda Klicka, „Cream”, „Madchen… nur mit Gewalt” Rogera Fritza, „Na samym dnie” Jerzego Skolimowskiego i „Bottom – Ein grosser grablauer Vogel” Thomasa Schamoniego. Kompozycje były rejestrowane w różnych okresach czasu, częściowo z Mooneyem, w większej części już z Suzukim.

Zaczynamy od trzech fragmentów z “Deadlock”. Utwór tytułowy płynie sobie dość powoli, wypełniony gitarowym hałasem (choć w finale Karoli gra ładną melodię), syntezatorowymi dodatkami i głosem Suzukiego – mniej nawiedzonym niż u poprzednika. „Tango Whiskyman” – dziwne, odjechane tango – to delikatnie plumkający sobie na gitarze Karoli, subtelnie śpiewający Suzuki i wyeksponowany Liebezeit (swoją drogą słychać, że to absolutna światowa czołówka perkusistów wszechczasów – to, jak wspólnie z Czukayem rozprowadzają to tango, jak zgrabnie Jaki łączy rytm z rozbudowanymi przygrywkami – coś podobnego w nieco innym, jazzowym stylu robił u Frippa Bill Bruford – to czyste bossostwo jest). Główny temat z „Deadlock” to perkusyjne kanonady i gitarowo-syntezatorowy hałas. Potem mamy „Don’t Turn The Light On Leave Me Alone” z filmu „Cream”, przy okazji debiut Suzukiego jako wokalisty Can – wzbogacony fletem, znów z hipnotycznym rytmem nieco kojarzącym się z sambą, tym razem połączonym z dość subtelną, wyrafinowaną grą całego zespołu (zwłaszcza gitarzysty). „Soul Desert” (pochodzący z „Madchen… nur mit Gewalt”), nagrany z Mooneyem, to swoista kontynuacja debiutu: hipnotycznie powtarzany rytm, nawiedzona partia wokalna (Mooney to szlocha, to zawodzi, to recytuje)…

Utwory z drugiej strony oryginalnej czarnej płyty są jak yin i yang. „She Brings The Rain” (z filmu Schamoniego; pojawiał się także na początku „Lisbon Story” Wendersa – nic dziwnego, wszak muzykę do „Lisbon Story” skomponował Irmin Schmidt) to nietypowa dla Can delikatna ballada. Osadzona na linii kontrabasu, z delikatnymi dodatkami gitar i klawiszy, subtelnie zaśpiewana przez Mooneya, do tego przez moment pojawia się w tle łagodna kantylena skrzypiec w wykonaniu Karoliego… A „Mother Sky” (ten utwór muzycy Can sprezentowali naszemu Skolowi) to kwadrans Canowego szaleństwa w pigułce. Natarczywy rytm, ekspresyjna, hałaśliwa gitara, mocne basowe podkłady i ostinata „płynące” partie bębnów nadające całości hipnotyczny pęd, Suzuki śpiewający jak w transie… W pewnym momencie całość się zatrzymuje, Jaki wybija delikatnie, niezbyt natarczywie rytm – tylko po to, by zespół mógł jeszcze mocniej dać słuchaczowi po uszach ekspresyjną kulminacją. Idealna ilustracja nocnego, nerwowego życia na ulicach wielkiego miasta.

Dość chaotyczna to płyta – inaczej być nie mogło, skoro mamy tu zbiór kompozycji zarejestrowanych do kilku różnych filmów. Tyle że, przy okazji, mamy tu zgrabny obraz Can w okresie przejściowym, coraz śmielej eksperymentujący z formą utworów, oprócz typowego dla początków działalności hipnotycznego, transowego grania próbujący swoich sił w balladzie, tangu, zwięzłej piosence. Zarazem pożegnanie jednego wokalisty i powitanie kolejnego. Album, który sami muzycy uznają za rzecz poboczną w swoim dorobku („to nasza druga płyta, ale to nie jest nasza płyta numer dwa. Ta się ukaże na początku 1971” – głosi komentarz na okładce). Tym niemniej, jest to dzieło poznania warte. Przy całej swojej chaotyczności - jest to jedna z najciekawszych płyt Can. Choćby z uwagi na drugą stronę longplaya – te dwa utwory to rzecz dziesięciogwiazdkowa, bez wątpienia. Strona pierwsza też trzyma wysoki poziom.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.