ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Pepe Wismeer ─ Pepe Wismeer [EP] w serwisie ArtRock.pl

Pepe Wismeer — Pepe Wismeer [EP]

 
wydawnictwo: Beta-Lactam Ring Records 2011
 
1. A Lie in Heckleness [5:07]
2. Audrey J [3:27]
3. Yellow Guns [5:22]
4. Inks are Locating [2:18]
5. La Maw [8:21]
 
Całkowity czas: 24:46
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,1
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,2
Arcydzieło.
,4

Łącznie 8, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
06.04.2012
(Recenzent)

Pepe Wismeer — Pepe Wismeer [EP]

Marzec się skończył, a wraz z nim bezpowrotnie minął idealny czas na snucie bolesnych planów rozwiązania trudnych spraw życia codziennego jednym, lecz skutecznym „ostrym cięciem”. Teraz wynurzeni z przysłowiowego marcowego garnca poczekamy okrągły rok na kolejną okazję do samoudręczania się. Chyba, że idąc na skróty od razu odrzucimy narzucający swe chimery kalendarz i, wbrew temu co powiedzą gwiazdy, machniemy ręką na wiosenne przesilenie. I zamiast woni majowych kwiatów rozkwitnie na nowo tęsknota za głębszym łykiem wytrawnej melancholii, która ponownie wywoła u nas ten organiczny wstręt do okadzającego nas zewsząd zastanawiającego optymizmu.

Odrzućmy więc dobre rady „nieomylnych” ekspertów i korzystając z okazji, jaką niesie z sobą niestabilna kwietniowa aura, skuśmy się – zanim pierwsze kwiaty zakwitną – na jeszcze jeden mały rekonesans po depresyjnych obszarach ludzkiej wrażliwości na „ultra niskie tony”, jakie dopływają do naszych uszu zza oceanu z portlandzkiej wytwórni Beta-lactam Ring Records. Wśród niezwykle intrygujących artystów, jakich ta niezależna amerykańska fabryka dźwięków spod znaku upiornej czaszki wypuściła, znalazł się francuski band ukrywający się pod tajemniczą nazwą Pepe Wismeer. Zespołowi udało się dotąd zrealizować tylko trzy albumy: Skimpily-made in (CD-R, 2006), Musi (LP, 2010) i Between Sheep and Pigs (CD, 2010). Jedynie ostatni z wymienionych jak i opisywana tutaj Ep'ka (serdeczne podziękowania dla Chrisa z BlRR za trafną rekomendację) są obecnie „szerzej” dostępne na rynku muzycznym.

Na wydanej w ograniczonym nakładzie dwustu egzemplarzy Ep'ce znalazło się miejsce dla pięciu kompozycji Pepe Wismeer, z których każda pochodzi z innego z w/w nośników. Pierwszą z nich – „A Lie in Heckleness” – zarejestrowano na albumie Between Sheep and Pigs w 2010 roku. Jest to doskonale zimny jak ostrze brzytwy przekaz muzyczny grający wyraźnie na nutach całkowitego przygnębienia. Nawet wplecenie sroczego sampla, jako akcentu naturalistycznego, nie spłyca dojmującego uczucia smutku, które doskwiera mniej lub bardziej przez całe 25 minut trwania mini-albumu. „Audrey J” będące „trzeszczącym” wyjątkiem w tym zestawieniu, gdyż pierwotnie zapisanym na winylu, zwraca uwagę mistrzowskim przechodzeniem od szeptu do krzyku w partiach wokalnych, i wyraźnie rozdygotanym niczym umysł pozbawiony serotoniny syntezatorowym backgroundem. Szeptem, z kolei, stoi beat w numerze czwartym, „Inks are Locating”, gdzie znalazło się też miejsce dla lirycznego fortepianu, szeleszczącej elektroniki i zniekształconego silnymi emocjami głosu.

Ciekawych elektronicznych fraz nie brakuje na całym krążku. Mechaniczne pogłosy, rozpaczliwe westchnienia i żałosne zawodzenia wokalisty Pepe Wismeer są wyznacznikiem piękna utworu trzeciego, „Yellow Guns”, którego estetyka ociera się o najznamienitsze przykłady muzyczne wywodzące się z niezależnej kuźni talentów pana Ivo – jednego z założycieli 4AD. Wszyscy miłośnicy zaliczania dołków – nie mających oczywiście nic wspólnego z grą w golfa – zakochają się natychmiast w najdłuższym na płycie kapitalnym nagraniu „La Maw” będącym ośmiominutową – niemalże w całości niewerbalną, nie licząc linijki tekstu – apoteozą rozdzierającego duszę smutku. Zagrała w nim gościnnie na wiolonczeli tajemnicza postać – Felicie. „La Maw” drenuje świadomość jak ponad ćwierć wieku temu panowie Jay/Murphy/Haskins/Ash pod szyldem Bauhaus drążyli wzgórza z tą różnicą, że Pepe Wismeer oszczędniej operują słowami podrzynając raczej struny gitary elektrycznej aniżeli atłasowe gardła niewiniątek tak ażeby uzyskać efekt podcinanych skrzydeł strutej prozą życia duszy.

Muzyka Pepe Wismeer z promocyjnego krążka jest wyjątkową wiązanką nie-przebojów skierowaną dla wyrobionego ucha, które niejedną rzewną nutę przebolało, lecz wciąż cierpi nienasycenie. To dla niego gra muzyka francuskiego bandu, która sprawia, że zieleń szarzeje, a pozimowy lód zamiast stopnieć przybiera na grubości i skuwa na powrót wszystko, co żyje. Zasłoń swą twarz przejrzystym lodem i spójrz chłodno na kolorowe umizgi wiosny przy niecodziennym, skrajnie mrocznym akompaniamencie Pepe Wismeer.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.