ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Davis, Miles ─ Sketches Of Spain w serwisie ArtRock.pl

Davis, Miles — Sketches Of Spain

 
wydawnictwo: Columbia 1960
 
1. "Concierto de Aranjuez" (Adagio) [16:19]
2. "Will o' the Wisp" [3:47]
3. "The Pan Piper" [3:52]
4. "Saeta" [5:06]
5. "Solea" [12:15]
 
Całkowity czas: 41:19
skład:
Miles Davis — trumpet, flugelhorn / Gil Evans — arranger, conductor / Danny Bank — bass clarinet / Bill Barber — tuba / John Barrows — French horn / Albert Block — flute / James Buffington — French horn / Eddie Caine — flute, flugelhorn / Paul Chambers — bass / Earl Chapin — French horn / Jimmy Cobb — drums / Johnny Coles — trumpet / Harold Feldman — clarinet, flute, oboe / Bernie Glow — trumpet / Dick Hixon — trombone / Elvin Jones — percussion / Taft Jordan — trumpet / Jack Knitzer — bassoon / Jose Mangual — percussion / Jimmy McAllister — tuba / Tony Miranda — French horn / Louis Mucci — trumpet / Romeo Penque — oboe / Janet Putnam — harp / Frank Rehak — trombone / Ernie Royal — trumpet / Joe Singer — French horn
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,10
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,26
Arcydzieło.
,10

Łącznie 48, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
26.07.2011
(Recenzent)

Davis, Miles — Sketches Of Spain

Dziecko jeszcze śpi –  a to wyjątek, bo zazwyczaj budzi się akurat wtedy, gdy wychodzę do pracy. Może to ta pogoda za oknem, burza w nocy, rześkie powietrze – nie mam pojęcia, fakt, że śpi i tyle. Mam więc rano dodatkowe kilka minut na przejrzenie płyt, które zabiorę ze sobą do auta. Tym bardziej, że dziś droga do pracy daleka, kilkaset kilometrów. Niby urlop, imieniny, a ja tu zamiast w domu lecę przez spory kawałek Polski do pracy. Ech, z jakich to skrawków składa się nasze życie…

Zatem – te kilka bonusowych chwil wykorzystuję do skompletowania płyt na drogę. Nowy Możdżer z muzyką Komedy – absolutnie tak, bo od motywów z filmu Prawo i pięść Jerzego Hofmanna i Edwarda Skórzewskiego nie mogę się uwolnić od dnia inauguracji nasze prezydencji w Unii Europejskiej. Bezkonkurencyjny od lat Pat Metheny z As Falls Wichita, So Falls Wichita Falls – sam wskakuje do ręki i w sumie nie ma się co dziwić – pogoda za oknem taka, że człowiek zastanawia się, czy to już może September 15th? No i Miles. Łypie na mnie A Kind of Blue, ale wczoraj wieczorem z gramofonu nie zdjąłem Sketches of Spain i dziś pomarańczowo – żółta okładka płyty winylowej wręcz krzyczy do mnie jak osioł w Shreku: Mnie wybierze, mnie!

Więc wysuwam z półki CD zaanonsowane wczorajszym wieczorem i zabieram w drogę owoc współpracy Milesa Davisa i Gila Evansa z czasów, gdy nawet mnie nie było na świecie, a czas był wówczas dekadencko – rozpaczliwym krewnym ludzkich tęsknot za niezmierzonym.

Sketches Of Spain w wersji winylowej, bo mimo późniejszych wydań tego albumu na CD pozostała mi spora atencja do czarnego krążka, jaki nabyłem wieki temu – to tylko pięć utworów. Żadnego z nich nie skomponował Miles: główna kompozycja albumu to fragment koncertu na gitarę i orkiestrę Joaquina Rodrigo (konkretniej Adagio), zaraz po niej fragment muzyki baletowej Manuela de Falli – Will o’ The Wisp pochodzące z El Amor Brujo – i to już koniec strony A. Na drugiej stronie czarnego krążka – trzy kompozycje Gila Evansa, każde z nich w jakimś, większym lub mniejszym stopniu nawiązujące do muzyki hiszpańskiej.

Samego Adagio z Concierto de Aranjuez opisać nie jestem w stanie. Główna partia rożka angielskiego zastąpiona przez trąbkę Milesa brzmi po dziś dzień niewiarygodnie. Davis twierdził, że słuchał tego utworu przed nagraniem dwa tygodnie: jeśli tak, to wspólnie z Evansem sprokurowali dzieło wybitne. Trąbka, prowadząca główny (kto raz słyszał, zapamięta na zawsze) temat pomiędzy oszczędnym akompaniamentem różnych przeszkadzajek: marakasów, kastanietów czy innych instrumentów perkusyjnych (ba, nawet pianina potraktowanego jako ozdobnik) chwyta za serce. Jest wyrazem tego wszystkiego, co nurtowało Rodrigo w czasach, gdy kompozycja powstawała. Brzmi w niej strach i rozpacz, słychać poszukiwanie swojego miejsca w świecie, a wszystko to wsparte na tajemniczości schyłku lat trzydziestych w Hiszpanii. Faszyzmu, wojny, wielkich wydarzeń i miłości dwojga ludzi, mierzących się z własnymi małymi, ale jakże wielkimi tragediami. Davis nie dodaje wiele od siebie – on tylko sprawia, że uczucia, wyrażone w poszczególnych nutach zdają się być takie bardziej ludzkie. Zupełne. Odgloryfikowane a zarazem niezwykle i niepowtarzalne. Jak los człowieka.

Przez te wszystkie emocje, zawarte w Concierto zaciera się rola pozostałych nagrań z albumu. Owszem, są, nawet niezłe, ale … szczerze powiedziawszy – zupełnie o nich nie pamiętam, gdy nastawiam tę płytę. I chyba z tego jedynie powodu – owego przytłoczenia albumu przez jedną kompozycję kosztem pozostałych – tylko dziewięć na dziesięć gwiazdek. Bo genialne i niepowtarzalne jest jedynie Adagio z Concierto de Aranjuez. I dla tego utworu koniecznie trzeba ten album mieć! 

 


 

Ps. Nie słucham już jazzu. Znaczy, gdzieś tam atencja pozostała, Naczelny namawia, ale życie jest krótkie i nie zdążę przed jego końcem nawet liznąć muzyki klasycznej. Więc nie słucham już jazzu – to generalna zasada. A zasady nie byłyby zasadami, gdyby nie miały wyjątków. Stąd ta recenzja w środku lata. A Naczelny… cóż, może nie zauważy :)
 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.