ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Camel ─ Never Let Go w serwisie ArtRock.pl

Camel — Never Let Go

 
wydawnictwo: Camel Productions 1993
 
CD 1 (59:23)
1. Never Let Go
2. Earthrise
3. Rhayader
4. Rhayader Goes To Town
5. Spirit of the Water
6. Unevensong
7. Echoes
8. Ice
9. City Life
10. Drafted
CD 2 (72:35)
1. Dust Bowl
2. Go West
3. Dusted Out
4. Mother Road
5. Needles
6. Rose Of Sharon
7. Milk n' Honey
8. End Of The Line
9. Storm Clouds
10. Cotton Camp
11. Broken Banks
12. Sheet Rain
13. Whispers
14. Little Rivers And Little Rose
15. Hopeless Anger
16. Whispers In The Rain
17. Sasquatch
18. Lady Fantasy
 
Całkowity czas: 131:58
skład:
- Andrew Latimer / guitars, flutes, keyboards, vocals ; - Colin Bass / bass, keyboards, vocals ; - Paul Burgess / drums ; - Mickey Simmonds / keyboards
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,5
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,6
Arcydzieło.
,0

Łącznie 11, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
27.05.2011
(Recenzent)

Camel — Never Let Go

Piątek z wielbłądem, czyli czterdzieści lat minęło.

 Jest płyta, to trzeba w trasę jechać. Jest trasa, to i nagrania z niej się znajdą i można wydać płytę koncertową.

 Jak do tej pory Camel szczególnego szczęścia do koncertówek nie miało. „A Live Record” było poniżej oczekiwań, a „Pressure Points” to w ogóle porażka. Jest jeszcze „Camel on The Road 1972” ale to przecież materiał archiwalny, średniej jakości technicznej.

 „Never Let Go” jest pierwszym, z prawdziwego zdarzenia, wydawnictwem koncertowym Camel opublikowanym przez Camel Productions. Chociaż to też, co ciekawe wydano w serii Official Camel Bootleg. Jednak jakość dźwięku jest absolutnie niebootlegowa, jest to w stu procentach normalny, „uczciwy” album koncertowy. Nagrań dokonano w Holandii, w Enschede, 5 września 1992 roku. Z własnego doświadczenia wiem, że najprawdopodobniej zarejestrowano cały występ. W tym czasie, w latach dziewięćdziesiątych koncerty Camel zwykle były dwuczęściowe – w pierwszej części były utwory z różnych płyt, a w drugiej – cały promowany wówczas album, czyli „Dust And Dreams”, albo „Harbour of Tears”, plus bisy, czyli zwykle „Lady Fantasy”. W tym wypadku mamy oczywiście ten pierwszy, „Port Łez” znalazł się na „Coming of Age”.

 Pierwsza płyta jest przeglądam starszych nagrań, z pierwszego okresu działalności. Zestaw utworów jest ciekawy, nie do końca oczywisty i … powodujący pewien niedosyt. Bo brakuje… a tu każdy wpisuje co mu brakuje na tym krążku i jestem pewien, że złożymy z tego jakieś 75% całej dyskografii Camel. Album zaczyna się od ciekawej, na poły akustycznej wersji „Never Let Go”. To częsty gość na koncertówkach Camel, materiał porównawczy jest dosyć duży i można stwierdzić, że wykonanie z akurat tej płyty jest zacne, ale są i lepsze, na przykład to z „A Live Record”. Natomiast najlepsze  jakie słyszałem to było z koncertu w Krakowie w 1997, a najlepsze jakie jest zarejestrowane, to z bootlega „Unevensongs”. Zestaw „Rhayader”/”Rhayeder Goes to Town” pojawia się na koncertach równie często, a na płytach jeszcze częściej – co najmniej pięć razy (najlepsze jest na „Pressure Points”) . Utwory z „Nude”, w różnych konfiguracjach (ale zawsze jest „Drafted”) spotkać można było i na koncertach i na płytach też praktycznie zawsze. W latach dziewięćdziesiątych pojawiały się też wielokrotnie „Ice”, „Wait” i „Unevensongs”. W zasadzie „Earthrise” jest tutaj wyjątkiem. Żaden z tych utworów nie powala na kolana, ale trzeba przyznać, że zagrane zostały bardzo fajnie, ze sporym animuszem. Najbardziej wyróżniają się „Wait” i „Unevensongs”, no i pewnie „Ice”. To się zawsze będzie wyróżniać, wystarczy je po prostu porządnie zagrać.

 Druga płyta, to jak już wspominałem całe „Duast And Drerams” (plus bisy). I ta wersja może się bardzo podobać. To co w studiu drażniło  swoją hałaśliwością, tu brzmi mocno, głośno, nabiera większego rozmachu, ciężaru – trzeba przyznać, że do twarzy Camelom z takim rockowym pazurem. Mój ulubiony fragment, „Whispers In The Rain” też na żywo zyskuje, szczególnie, ze finałowe solo Latimera jest kilkadziesiąt sekund dłuższe. Inne tak lubiane – „Rose of Sharon”, „Mother Road” też zabrzmiały dużo lepiej  - jeszcze mocniej, bardziej przejmująco niż w studiu. Właściwie to powinna być jedyna obowiązująca wersja „dust And Dreams” – jeśli się ma „Never Let Go” po studyjne „Dust And Dreams” nie ma co sięgać. Na bisy mamy „Sasquatch” i obowiązkowe „Lady Fantasy”. Tutaj też materiał porównawczy jest bardzo obszerny, tych wykonań zarejestrowanych i wydanych jest do diabła i jeszcze trochę, jest z czego wybierać – moim zdaniem najlepsze jest na dwupłytowej wersji „Pressure Points”.

 Wreszcie po dwudziestu latach kariery Camel doczekało się godnego swojej pozycji i możliwości albumu koncertowego. Lepiej późno niż wcale. Do czasu wydania dwupłytowego „Pressure Points” był to najlepszy koncertowy album Camel.

 Osiem gwiazdek z plusem

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.