1. Three Wishes 6:58 2. Lost And Found 5:38 3. The Final Encore 8:06 4. Rajaz 8:14 5. Shout 5:15 6. Straight to My Heart 6:23 7. Sahara 6:42 8. Lawrence 10:46
skład:
Andrew Latimer - guitars, voc, flute, keyboards
Colin Bass - bass
Ton Scherpenzeel - keyboards
Dave Stewart - drums & percussion
Barry Phillips - cello
Andy Latimer znów kazał nam długo czekać na nową płytę Camela. Po trzech latach od wspaniałego Harbour Of Tears dostaliśmy Rajaza. Różne były zapowiedzi Latimera co do nowego materiału - miało to być granie bardziej zespołowe, mniej symfoniczne, czy też "progresywne". Słuchając Rajaza muszę powiedzieć, że muzyka zawarta na płycie nie do końca odpowiada tym słowom. Rzeczywiście, Rajazowi jako całości brakuje rozmachu i koncepcyjnej spójności poprzednich albumów. Choć dwa pierwsze utwory, instrumentalny Three Wishes i Lost And Found są całkiem dynamiczne i obfitują w długie, rozwijające się partie solowe gitary oraz syntezatorów, dalsza część płyty jest o wiele spokojniejsza. Tytułowy Rajaz, Shout czy Straight To My Heart kołyszą się w łagodnym tempie i oddziałują na słuchacza czystym, wielbłądzim nastrojem, doprowadzonym tu do perfekcji. Końcowka znów jest dynamiczniejsza, ale album jako całość jest bardziej stonowany i melancholijny, niż poprzednie płyty. Na pewno ma to związek z tematyką płyty, która inspirowana jest pieśniami saharyjskich beduinów, podróżujących przez pustynię. Rajaz oddaje monotonię, ale i urok tych wypraw. Część tekstów ( The Final Encore, Straight To My Heart) stanowi bardzo osobistą refleksją Latimera nad swoim życiem.
Wbrew wspomnianym zapowiedziom, pod względem instrumentarium i brzmienia Camel właściwie się nie zmienił. Ciepłe barwy instrumentów klawiszowych, na których gra Ton Scherpenzeel, wzbogacone są przez wiolonczelę i flet. Latimer jako gitarzysta jest w wyśmienitej formie, potwierdzając, że jest prawdziwym mistrzem nastroju. Dzięki temu muzyka nabiera tak charakterystycznej dla Camela pięknej aury. Brzmieniowo można ją umieścić gdzieś pomiędzy łagodniejszymi fragmentami Stationary Traveller a Harbour Of Tears. Odnoszę wręcz wrażenie, że to najbardziej "camelowy" album ze wszystkich nagranych do tej pory przez Latimera - bo i brzmienie, i wielbłądzia okładka i teksty... Od razu powiem, że należy on też do grona najlepszych płyt Camela. Ten nastrój i proste piękno jest głównym autem płyty i dlatego Rajaza trzeba słuchać w całości, przenosząc się do tego magicznego świata. Z drugiej strony brakuje tutaj wybijających się utworów, melodii, które dodałyby mocy temu albumowi. Dlatego czasami, gdy nie mam możliwości rozłożyć się w fotelu z winem w ręku i w spokoju delektować się muzyką, po przesłuchaniu Rajaza odczuwam niedosyt. Jest to piękna płyta, ale nie ma na niej prawdziwej perły.