Niemiecka formacja Poor Genetic Material nigdy nie należała do ekstraklasy progresywnego grania. Mimo że jej początki sięgają schyłku XX wieku a lista wydawnictw firmowanych nazwą grupy zbliża się do okrągłej 10 (trzy z dotychczas wydanych pozycji doczekały się nawet recenzji w naszym serwisie), trudno mówić w ich wypadku o jakiejś wielkiej popularności. Zresztą tegoroczna premiera Island Noises przeszła jakby bez echa… I nie czarujmy się, najnowszy album Poor Genetic Material pewnie pozycji grupy nie zmieni, choć konstatacja ta wcale nie oznacza, że Niemcy nagrali słabą rzecz. Rewelacji faktycznie tu nie ma, niemniej kilka fragmentów albumu zasługuje na uwagę. Tym bardziej, że to w historii kapeli płyta szczególna. Po raz pierwszy artyści zdecydowali się na wydawnictwo dwupłytowe a jego koncept oparli na słynnym dziele Williama Szekspira, Burza. Na płytę wprowadzili recytatora, którym został ojciec wokalisty zespołu, Phila Griffiths’a – Martin, znany z pewnością niektórym z grupy Beggars Opera.
Album inspirowany słynnym dziełem angielskiego poety faktycznie podporządkowany jest idei konceptu, dlatego najlepiej jest odbierać go w całości. Pod względem muzycznym skierowany jest raczej do miłośników delikatniejszej odmiany progresywnego rocka, w której cięższego grania nie ma zbyt wiele. Muzycy stawiają na klimat, nastrój i sporą przestrzeń. Chwilami ma się wrażenie, że ich propozycja ma coś z muzyki ilustracyjnej, czy nawet filmowej (początek Fountain Of Innocence, Sycorax). W efekcie tego, ten trwający prawie sto minut materiał, może zmęczyć pojawiającymi się to tu, to tam, dłużyznami a tych niecierpliwych przyprawić o lekkie objawy ziewania.
Koniec z narzekaniem. Czas dać szansę naprawdę dobrym momentom Island Noises. A taki już otwiera pierwszy dysk. Roares to kompozycja, którą muzycy przedpremierowo udostępnili w sieci, nadając tym samym jej rolę numeru promującego. Rozpoczęty dźwiękami… burzy jest żwawy, energiczny, do tego z fajnymi i melodyjnymi zwolnieniami. Trzeci Brave New World ma jazzowy posmak widoczny w partiach pianina, perkusji i fletu (partie tego instrumentu to duża wartość krążka). Kolejny Let Them Beware rozpoczyna bardzo klasyczna partia pianina nieco później wyparta przez majaczącą gitarę. To utwór, w którym muzycy przeciwstawili funkującą zwrotkę mocnemu, brudnemu i zarazem majestatycznemu refrenowi. Kompozycja ta ponadto przywołuje ducha… Twelfth Night. Głos Phila Griffiths’a ma coś z wokalnej maniery Geoffa Manna. Zresztą najdłuższa na płycie – dwudziestominutowa kompozycja tytułowa - kończąca pierwszy dysk, absolutnie przynosi podobne skojarzenia a ponadto ma naprawdę udany finał. Na drugiej płycie znajdą coś dla siebie fani wygładzonego, melodyjnego, neoprogresywnego wręcz grania. Podobać się może Banquet Of Illusion oraz zamykający płytę Dreamstuff. Nie jest to najlepsza płyta Poor Genetic Material, ale ci, którzy z uwagą śledzą ich poczynania, powinni po ten krążek sięgnąć.