Drugi album formacji Threshold rozpoczyna się dość podobnie do debiutu - narastające, industrialne dĄwięki przechodzą w metalowe riffy, szybko daje o sobie znać ta krzycząca gitara Grooma po czym.... z letka baraniejemy....Co u licha ?! Gdzie się podział wokal Wilsona ? Ano Wilsona nie ma - widać w tamtym czasie bardziej cenił udzielanie się w zespole Landmarq. Zamiast niego dostajemy niejakiego Glynna Morgana, do którego głosu nie mam, co prawda, większych zastrzeżeń, niemniej strata dla zespołu wydaje się odczuwalna. Druga zmiana personalna to Nick Harradence na bębnach. A co ze stylem grupy - czy te roszady miały na niego jakiś wpływ ? Stwierdzam, że nie i od razu dodaję: szkoda, że nie. Threshold wydaje się grać bardzo zachowawczo, żeby nie powiedzieć kostycznie. W zasadzie nie usłyszymy tu niczego nowego - ten sam metalowy, całkiem ładny, ale stojący w miejscu brytprog. Pod pewnymi względami jest gorzej: więcej tu niż na debiucie zwykłych piosenek, a mniej utworów ambitniejszych - czyżby wraz z odejściem Wilsona takie perełki jak Surface To Air przepadły na zawsze ? Z elementów nowych można wymienić rasowy, metalowy ryk wokalisty w Will To Give oraz..... popadnięcie przez grupę w manierę ukrywania utworów na końcu płytki. Mamy tu dwa takie: króciutki Lost, w którym sposób śpiewania Morgana przypomina Nicka Barretta z Pendragonu oraz Intervention - dłuższą, blisko 8 minutową kompozycję, która jednakże nie wnosi niczego szczególnie nowego do całości albumu. Trochę popsioczyłem na tę płytkę bo taka w końcu rola recenzenta, jednak w ostatecznym rozrachunku muszę przyznać, że Psychedelicatessen to nader solidna progmetalowa pozycja i na pewno warto się z nią zapoznać. Moim osobistym faworytem jest tu doskonały kawałek zatytułowany Devoted - wspaniale łączący metalowe brzmienie z pompatycznością neoprogressive. Więcej takich utworów, a dałbym siódemkę.