ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Pink Floyd ─ Pulse w serwisie ArtRock.pl

Pink Floyd — Pulse

 
wydawnictwo: EMI Records Ltd 1994
dystrybucja: EMI Music Poland
 
1. Shine On You Crazy Diamond (Waters, Wright, Gilmour) [13:34]
2. Astronomy Domine (Barrett) [04:20]
3. What Do You Want From Me (Gilmour, Wright, Samson) [04:09]
4. Learning To Fly (Gilmour, Moore, Ezrin, Carin) [05:15]
5. Keep Talking (Gilmour, Wright, Samson) [06:52]
6. Coming Back To Life (Gilmour) [06:55]
7. Hey You (Waters) [04:39]
8. A Great Day For Freedom (Gilmour, Samson) [04:30]
9. Sorrow (Gilmour) [10:49]
10. High Hopes (Gilmour, Samson) [07:52]
11. Another Brick In The Wall Part Two (Waters) [07:07]
12. Speak To Me (Mason) [02:33]
13. Breathe (Waters, Gilmour, Wright) [02:30]
14. On The Run (Gilmour, Waters) [03:47]
15. Time (Mason, Gilmour, Waters, Wright) [06:46]
16. The Great Gig In The Sky (Wright) [05:51]
17. Money (Waters) [08:54]
18. Us And Them (Waters, Wright) [06:57]
19. Any Colour You Like (Gilmour, Mason, Wright) [03:21]
20. Brain Damage (Waters) [03:45]
21. Eclipse (Waters) [02:37]
22. Wish You Were Here (Waters, Gilmour) [06:34]
23. Comfortably Numb (Gilmour, Waters) [09:29]
24. Run Like Hell (Gilmour, Waters) [08:36]
 
Całkowity czas: 147:59
skład:
David Gilmour – Lead Guitar, Lead Vocals. Nick Mason – Drums, Percussion. Richard Wright – Keyboards, Vocals. Sam Brown – Backing Vocals. Jon Carin – Keyboards, Vocals, Synthesizers. Claudia Fontaine – Backing Vocals. Durga McBroom – Backing Vocals. Dick Parry – Saxophones. Guy Pratt – Bass, Vocals. Tim Renwick – Guitars, Vocals. Gary Wallis – Percussion.
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,2
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Dobra, godna uwagi produkcja.
,2
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,6
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,38
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,33
Arcydzieło.
,10

Łącznie 92, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 6 Dobra, godna uwagi produkcja.
20.02.2011
(Recenzent)

Pink Floyd — Pulse

Kolejna płyta studyjna – więc będzie kolejna trasa. Wkrótce po wydaniu „The Division Bell” Pink Floyd wyruszyli w obejmującą cały świat ogromną trasę koncertową. Podczas (niezwykle widowiskowych) koncertów, oprócz utworów z aktualnie promowanego albumu i (niestety w mniejszości) „A Momentary Lapse Of Reason” grali też, rzecz jasna, sporą porcję klasycznych nagrań; między innymi zdarzało się w drugiej części koncertu zagrać w całości „The Dark Side Of The Moon”. Pierwotnie, jak sami panowie się zarzekali, nie mieli w planie żadnej płyty koncertowej, skoro kilka lat wcześniej ukazał się „Delicate Sound Of Thunder”, potem zespół planował wydać wyłącznie koncertową wersję „Ciemnej Strony”; ostatecznie ukazał się dwupłytowy album live oraz kaseta video (nieco różniące się repertuarem: VHS był zapisem jednego koncertu, na płycie zebrano nagrania z różnych występów). Niektórzy fani Watersa widzieli w tym swoiste odreagowanie: skoro Roger nagrał był koncertową wersję swojego osobistego magnum opus, „The Wall”, to Gilmour i spółka odpowiedzieli koncertową wersją najsłynniejszego dzieła zespołu… Jak dla mnie, to gruba przesada.

Nie ulega natomiast wątpliwości jedno. Wersja wizualna „Pulse” zachwyca do dziś: światła, lasery, filmy, świnie, szklana kula, rozbijający się o scenę samolot, świetne zgranie wszelkich specjalnych efektów z muzyką… Natomiast wersja audio – niestety – nie broni się. Całość wypada dziwnie statycznie. Monotonnie. Poza tym – co w przypadku płyty koncertowej boli szczególnie – całość jest bardzo podobna do wersji studyjnych (głównie dlatego, że muzyka musi pasować do filmów, świateł itp.). Że nagrania z „The Division Bell” na scenie wypadają dobrze? OK, ale np. ja bardzo chętnie zamieniłbym nijakie „Coming Back To Life” choćby na „Yet Another Movie”. A już pominięcie w wersji CD „One Of These Days” (dostępnego w wersji kasetowej i winylowej) na korzyść „Coming...” to gruba przesada. Że na żywo „Learning To Fly” zyskał intrygujące, basowo-perkusyjne otwarcie i zamknięcie, a „Sorrow” codę identyczną do zakończenia? Że w środkowej części „Money” panowie sobie poimprowizowali, pojawił się rytm reggae? Że „Another Brick In The Wall Part Two” i zwłaszcza „Run Like Hell” zagrają bardzo dynamicznie, czadowo? Że na sam początek będzie „Shine On You Crazy Diamond”, a bisy zakończy „Comfortably Numb” i „Run Like Hell”? Wszystko to było już na poprzedniej koncertówce. Właśnie: w sumie nie do końca wiadomo, po co panowie wydawali dwie płyty koncertowe z rzędu, skoro ta nowa nie wnosi nic, czego nie było na „Delicate”. (Prawie nic: panowie odgrzali – żywo, dynamicznie wykonane – „Astronomy Domine”.) I czemu „Pulse” rozwleczono do dwóch i pół godziny: jeśli miała być to ciekawostka dla fanów, wystarczyłaby sama „Ciemna Strona Księżyca” AD 1994. Która również nic nowego specjalnie nie wnosi.

„Delicate Sound Of Thunder” był niezłym dokumentem trasy z roku 1987; a przede wszystkim, był ciekawym uzupełnieniem dyskografii zespołu, ubogiej zwłaszcza w (oficjalne) nagrania live. Natomiast „Pulse” – imponująca w wersji VHS, a zwłaszcza DVD – w wersji wyłącznie audio pozostawia niemiłe wrażenie płyty wydanej głównie po to, żeby wyciągnąć trochę pieniędzy od wiernych fanów. Szkoda.


 

Pierwsze wydanie CD zapakowane było w pudełko z migającą diodą (ponoć ustrojstwo działało do pół roku, potem padała bateria). Reedycję wydano w postaci digibooka - niestety, dość niechlujnie: w trackliście na obudowie zamieniono dwa utwory miejscami, opisy kompozytorów poszczególnych utworów są chwilami niezgodne z rzeczywistością, nie brakuje też literówek: firma od syntezatorów nazywa się Kurzweil, od Raya Kurzweila, a nie Kurzweill, Carin ma na imię Jon - skrót od Jonathan - a nie John, wypadła data urodzenia Guya Pratta (3 stycznia 1962 - just for the record). Znikły też intrygujące piktogramy ozdabiające fotki poszczególnych muzyków.
 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.