John Wetton - muzyk legenda. Basista, wokalista, kompozytor i producent. Człowiek, który miał zaszczyt uczestniczyć w "brylantowym" okresie działalności King Crimson okraszonym kompozycją wszechczasów - "Starless". Po zawieszeniu działalności Karmazynowego Króla w 1974 roku "maczający palce" w dokonaniach Uriah Heep i Roxy Music. Współtwórca projektów UK i Asia.
Cokolwiek można by powiedzieć o Wettonie, należy wyrażać się z dużym szacunkiem i uznaniem. Solowe, firmowane własnym nazwiskiem albumy artysty być może nie rzucały na kolana, stanowiły jednakże odbicie wewnętrznej przemiany i naturalnego rozwoju. Po najciekawszej, moim zdaniem, produkcji "Battle lines" John'owi wiodło się różnie. Obiektywnie należy przyznać, że intensywność wydawania płyt koncertowych zawierające evergreen'y z całego dorobku muzyka mogło być odbierane jako odcinanie kuponów od minionej sławy. Być może, ale który z nas oklaskujących Wetton'a na koncertach w Polsce nie będzie zauroczony albumem "Nomansland" :-).
No, ale dosyć historii. Przejdźmy do najnowszego albumu "Sinister".
Dla tych, którzy rozczarowali się nieco przedostatnim albumem "Archangel" dobra wiadomość. "Sinister" jest w zasadzie udaną próbą nawiązania do tego co najlepsze w ostatnim dwudziestoleciu muzykowania Wetton'a. Do miłośników poczynań grupy UK i Asia John adresuje "zalatujące" rasowymi "hiciorami" "Heart of Darkness", "Say it ain't so" czy też porywające "Another Twist of the Knife". Nie są to może utwory tak przebojowe jak niezapomniane "In the dead of night" i "Heat of the moment", zachowują jednak tamte klimaty z uwydatnieniem lepszych możliwości dzisiejszych studiów nagraniowych. Tym, którzy wolą bardziej liryczne oblicze śpiewającego basisty (do których i ja się zaliczam) z pewnością do gustu przypadną poetyckie "Silently" oraz "Before your eyes". Jest i niespodzianka w postaci niemego (bo instrumentalnego) ukłonu w stronę Karmazynowego Króla. W utworze "E-SCAPE" gitarowymi soundscape'ami raczy nas sam Robert Fripp, natomiast na flecie pogrywa mistrzunio Ian McDonald. Wśród muzyków towarzyszących Wertton'owi na płycie usłyszymy m.in. Dick'a Wagnera, Johnny Young'a, Gary Chandler'a. W ostatnim utworze "Real World" grą na harmonice (sic!) popisuje się Steve Hackett.
Malkontenci stwierdzą, że "Sinister" jest kolejną płytą wpychającą Wetton'a w słodziutkie objęcia komercji. Hmmm...może i tak, gdyż gdzieś tam na dnie serca każdego fana kołacze się pragnienie słuchania artysty w bardziej zawansowanych progresywnie klimatach. Pamiętajmy jednak, że Wetton jest stale obecny w artrock'owym światku. Chętnie udziela się w dokonaniach innych tuzów tego gatunku, że wspomnimy chociażby Steve Hackett'a czy After Crying, a i jeszcze niedawno rysowały się pewne możliwości wskrzeszenia UK.........
Reasumując, "Sinister" jest produkcją bardzo równą i przemyślaną. Pewien niedosyt pozostawia czas płyty - tylko 39 minut, ale niedosyt lepszym jest niż przesyt. Nie ukrywam, iż jako stary progmaniak bez wstydu sięgam po serwowaną przez Wetton'a produkcję, która jest muzą lekką, łatwą i przyjemną. Najważniejsze ,że wyraźnie słychać radość grania nie kolidującą z profesjonalizmem przez duże P.