ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Fates Warning ─ Disconnected w serwisie ArtRock.pl

Fates Warning — Disconnected

 
wydawnictwo: Massacre Records 2000
 
1. Disconnected part 1 - 1:13
2. One - 4:27
3. So - 8:08
4. Pieces Of Me - 4:24
5. Something From Nothing - 10:59
6. Still Remains - 16:08
7. Disconnected part 2 - 6:11
 
Całkowity czas: 51:32
skład:
Jim Matheos - g / Ray Alder - v, Mark Zender - dr
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,13
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,4
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,8
Arcydzieło.
,18

Łącznie 45, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
02.08.2000
(Recenzent)

Fates Warning — Disconnected

Zacznę bez ogródek: starzy mistrzowie wciąż w doskonałej formie ! Fates Warning...zespół legenda - zaliczany do tych formacji, które obok Queensryche, Dream Theater czy stosunkowo mniej znanego niemieckiego Sieges Even wypracowały stylistykę progresywnego metalu. I śmiem twierdzić, że w tym doborowym towarzystwie to właśnie bohaterom niniejszej recenzji przynależy się tytuł najwybitniejszej grupy w dotychczasowej historii tego gatunku muzyki. Nie czas tu ani miejsce by, choć skrótowo omówić bogatą dyskografię Fates Warning. Dość powiedzieć, że to twórcy takich milowych kamieni w historii progmetalu jak pochodząca z 1988 roku suita The Ivory Gate Of Dreams czy tworzący jedną całość przepiękny album A Pleasant Shade Of Grey. Dość napisać, że prezentowany przez Amerykanów styl stał się podwaliną najbardziej twórczego obecnie nurtu ambitnej, ciężkiej muzyki - tego prezentowanego choćby przez genialnych Szwedów z Pain Of Salvation. Mowa oczywiście o odejściu od technicznych, bezdusznych fajerwerków, do których zdają się niestety ograniczać formacje spod znaku Dream Theater na czele ze swoimi coraz bardziej IMHO błądzącymi, choć wciąż wielkimi liderami - odejściu na rzecz konstruowania muzyki wybitnie klimatycznej, zasadzającej się na umiejętnym łączeniu ze sobą fragmentów cichych, spokojnych, wręcz zadumanych - rodem z rasowego art-rocka, z tymi ciężkimi i szybszymi. Bo przecież główny urok progmetalu polega na takim operowaniu muzycznymi kontrastami, by słuchacz miał odczucie obcowania z karkołomnym na pozór tworem, któremu jednak nie sposób zarzucić wady polegającej na rozerwaniu spójności całości. Trudna to - przyznaję - sztuka, niemniej niektórym dostępna, na ten przykład Fates Warning. Tyle tytułem przydługiego zapewne wstępu, zaś teraz pora na bliższe przyjrzenie się albumowi nazwanemu Disconnected.

Zespół, który go nagrał tworzy w zasadzie trzech panów: Jim Matheos - g, tradycyjnie twórca całej muzyki i współtwórca tekstów, dalej wokalista Ray Alder - też odpowiedzialny za słowa oraz perkusista Mark Zender. Do tego dochodzą jeszcze udzielający się gościnnie: Joey Vera - b oraz doskonale znany fanom progmetalu Kevin Moore - niegdyś klawiszowiec Dream Theater - w czasach kiedy ta kapela potrafiła zachwycać czymś więcej niż li tylko techniczną perfekcją. Jeżeli w ocenie Teatru Marzeń wydaję się niesprawiedliwy to proszę mi to wybaczyć, ale cierpkie słowa często rzuca się pod adresem tych, na którym człowiekowi bardzo zależy....Skoro o Kevinie mowa to przyznam, że ostrzyłem sobie zęby odkąd tylko usłyszałem, że ma brać udział w nagraniu nowej płyty Fates Warning - w końcu jest to muzyk wręcz stworzony do klimatycznego progmetalu. Czy się zawiodłem ? Absolutnie nie ! Partii klawiszowych na Disconneted słucha się wręcz wybornie i nawet jeśli pan Moore nie przyłożył się kompozytorsko do przedstawionego materiału to jego błądzące po keybordzie palce wydatnie podnioszą poziom całości kolejny raz udowadniając, że liczy się nie tyle techniczna sprawność co feeling. Proszę zwrócić uwagę na to, że jego gra koncentruje się głównie na tworzeniu wspaniałego przestrzennego tła, czasami (zwłaszcza Disconnected part 2) przypominającego dokonania Jeana-Michela Jarra z najlepszego okresu Francuza. Do tego dochodzą tradycyjne już motywy industrialne. Silenia się na szybkość (choć gdy trzeba to jest odpowiedni czad, ale nigdy nie przesadzony) i cyborgowatą precyzyjność na szczęście nie doświadczamy - sposób gry Kevina prezentuje po prostu klasę i elegancję, o której Jordan Rudess może sobie tylko pomarzyć. "Ale ogólnie rzecz biorąc to tylko jeszcze jedna cegła w murze".

"Powinienem czuć się szczęśliwy, ale jestem tylko zmęczony

zmęczony umysłem i tym wszystkim o czym myslę, zmęczony pragnieniem i tym wszystkim co piję, zmęczony wolą i tym wszystkim czego potrzebuję, zmęczony ciałem i tym wszystkim dla czego krwawię, zmęczony tchnieniem i tym wszystkim czym oddycham, zmęczony sercem i tym wszystkim czym się martwię, zmęczony widokiem i tym wszystkim co widzę, zmęczony tobą i zmęczony mną."

Doprawdy można się poczuć zmęczonym tym co wyrabia się ostatnio z tak zwaną muzyką progresywną, zmęczonym wtórnością, zmęczonym brakiem pomysłow, zmęczonym nudą i tym wszystkim co nieuchronnie zmierza do rozpłynięcia się w cuchnącym odchodami oceanie popu, dance, hip-hopu, hause, techno i czego tylko wymyśli jeszcze odurzony narkotykami, płytkim seksem tudzież pogonią za łatwą, nie wymagającą żadnego intelektualnego wysiłku rozrywką umysł ludzki. Dobrnęliśmy na skraj przepaści i wypadałoby się zatrzymać... Wypadałoby....Czasem myslę, że już spadamy i tylko z rzadka zdażają się pomyślne prądy powietrzne, które opóźniają nasz krach.... Takim prądem jest z pewnością nowy album Fates Warning. Kto zna ich poprzednie dokonania, kto interesuje się progmetalem ten z pewnością nie usłyszy tu niczego rewolucyjnie nowego, ale powiadam: do diabła z tym ! Ja również z początku kręciłem na ten krążek nosem dopóki nie zrozumiałem jednej rzeczy. Jakiej ? Otóż wystarczy, że z całą odpowiedzialnością stwierdzę: Disconnected jest lepszy niż A Pleasant Shade Of Grey ! Wystarczy ? Myślę, iż powinno.

Album spina niczym klamra dwuczęściowa kompozycja tytułowa - warto tu zwrócić uwagę na pozornie monotonny, powtarzający się, a jednak budujący klimat i niosący wraz z sobą stosowną powagę "krzyk" gitary - zwłaszcza druga odsłona może zachwycić - ta wybitnie Watersowska maniera połączona z wspomnianymi już klawiszowymi wpływami jak najbardziej pasuje ! "Ale ogólnie rzecz biorąc to tylko jeszcze jedna cegła w murze". One i Pieces Of Me zbliżają się do piosenek - takie krótkie chwile oddechu pomiędzy smakowaniem kolejnych odsłon progmetalowej uczty. Choć i nad nimi powinno się na chwilę pochylić. Nie ma tu banału, nie ma szybkości i ciężkości dla samej zasady szybkiej i ciężkiej muzyki - jest owa wszechobecna klimatyczność, wymieszanie kontrastujących ze sobą części, wymieszanie udane - nawet w zakresie tak krótkich form. W One uderza najbardziej motoryczność przywodząca na myśl stary, dobry heavy metal lat 80-tych, dla tych nieco starszych co wychowali się na podobnej muzyce jest to gratka nie lada. A Pieces Of Me ? To trochę inna muzyka - najbardziej kojarzy mi się z mocno stechnicyzowanym, ciężkim graniem spod znaku Sonic Mayhem - progmetale, którzy zaliczyli Quake'a II na pewno zakumają o co chodzi :-) Fates Warning Anno Domini 2000 czesto zresztą sięgają po takie mięsiste brzmienia co jednak całości albumu wychodzi tylko na dobre. Tak czy inaczej "piosenki" prezentują się nadzwyczaj okazale a przecież "to tylko jeszcze jedna cegła w murze".... Przechodzimy do kompozycji dłuższych. Paradoksalnie o nich można napisać stosunkowo najmniej boć przecie nie sposób oddać stukaniem w klawiaturę kształtu utwóru, który trwa blisko 10, a czasami i więcej minut, ma swoją dramaturgię, swoją wewnętrzną konstrukcję, która czyni go wielkim....Po prostu uwierzcie mi na słowo pisane, że So, Something From Nothing oraz zwłaszcza Still Remains to perełki progmetalu....to doskonałe połączenie wysmakowanych aranżacji klawiszowych, gitarowego szaleństwa oraz mistrzowskiego śpiewu Adlera. Ale to nie koniec. Nie mogę sobie odmówić znudzenia Was jeszcze jednym spostrzeżeniem - ot takie to wyłapanie kompozytorskiego geniuszu Matheosa. Otóż wyobraźcie sobie, że Fates Warning zjada Teatr Snów z ich ostatnią płytą na śniadanie. Świadczy o tym chociażby jedna z najlepszych artrockowych suit jakie powstały i jakie otwierają nową dekadę - Still Remains (tak zachwalany ze SFAM Home może się schować). Macie ją w odtwarzaczach ? To teraz uwaga: dojedźcie do siódmej minuty sekund 51. Co Wam to przypomina ? Nawiązanie, może nawet nie uświadomione do najcudowniejszego, klimatycznego albumu lat 80-tych czyli Within The Realm Of A Dying Sun formacji Dead Can Dance. A dalej ? Dalej następuje spiętrzenie brzmieniowe, które wspołczesny Dream Theater rozciągnalby zapewne do kilku minut, a które Fates Warning zamknał w klikunastu ledwie sekundach bo przecież czas już na coś nowego. Po prostu jednym odpowiada przerost formy nad treścią, zaś innym na szczęście nie. No dobra - już się zamykam z moją krytyką Petrucciego i spółki, choć serce nadal mi krwawi... Posumowując: dłuższe kompozycje z albumu Disconnected to wielkość sama w sobie choć "ogólnie rzecz biorąc to tylko jeszcze jedna cegła w murze".

Cegła do cegły i z tego co wydawało się ledwie eterycznym podmuchem robi się prawdziwy mur skutecznie oddzielający nas od przepaści. Jeżeli w roku 2000 powstają takie dzieła jak Disconnected to może wciąż jeszcze jest jakaś nadzieja dla całej tej progresji, a zwłaszcza gryzącego własny ogon progmetalu. Tylko pamiętajmy, że najsolidniejszy nawet mur nie pomoże, kiedy ocean nudy i sztampy nieustannie wzbiera.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.