Słuchając „muzyki” rodzimego duetu Extreme Agony czuję się dosłownie jak ryba wyciągnięta z wody. Łukasz Modrzejewski i Adam Mańkowski – obaj pochodzący z Łodzi – są twórcami tej sadomasochistycznej wizji, której sama nazwa wywołuje skurcz soczewek, a treść nieodwracalnie odkształca receptory słuchu w lewym i prawym uchu. Jeśli nie wierzycie, to sięgnijcie po ten srebrny krążek opatrzony szarą okładką z napisem Grains i przekonajcie się sami na własne uszy, że nie przesadzam i nie popadam w skrajność mówiąc o tym projekcie w taki oto plastyczny sposób. Co więcej, jestem winien szerszego spojrzenia na przedmiot mojej uwagi, który już zdążył na tyle zdezorientować moje zmysły – nie wywołując na szczęście najgorszego, czyli paranoi – iż gotów byłbym zdradzić się między wierszami, co do wiarygodności swoich sądów na jego temat.
Grains jest debiutanckim projektem Extreme Agony powstałym w lutym bieżącego roku i nawiązuje do minimalizmu we współczesnej muzyce rozrywkowej. Dosyć zgrabnie łączy ze sobą dwa gatunki muzyczne – drone-ambient i noise – uwypuklając ten drugi przeraźliwymi i przeciągliwymi wrzaskami Łukasza Modrzejewskiego stanowiącymi jedyny naturalistyczny akcent płyty. Być może autor tego prymitywizmu muzycznego utracił na moment zdrowy rozsądek i chciał w ten prosty sposób pokłonić się Eugeniuszowi (por. Careful With That Axe, Eugene by Pink Floyd). Duet wypiera się takowej inspiracji, ale w powyższym przypuszczeniu zapewne tkwi jakieś higroskopijne ziarenko prawdy. Natomiast, bez cienia wątpliwości pozostaje pierwsze kilka sekund otwierających Grains, kiedy to słyszymy akordy gitary akustycznej należącej do śp. Nicka Drake'a – piosenkarza i gitarzysty grającego melancholijny folk, którego muzyka wywarła wpływ na takich artystów jak REM i No-Man. Po ich upływie następuje nieoczekiwany zwrot w muzyce duetu – taki nieskomplikowany artystyczny zgrzyt – przy którym tartaczna tambura z utworów Popol Vuh brzmi jak owadzi chrzęst. Po nim nastaje miarowe jak tętno zdrowego człowieka jednostajne buczenie poprzecinane skowytem gitary i przenikliwym piskiem elektronicznych zabawek. Cała kompozycja Grains składająca się z trzech części opiera się na niespokojnej i mrocznej monofonii dźwięków wygenerowanych za pomocą komputerów i gitar okraszonych nieludzkim krzykiem skierowanym jednak do wąskiej grupy homo mollis.
W zgiełku gitarowych przesterów i matowych elektronicznych sampli majaczą duchy Bass Communion, Merzbow i Nurse With Wound, które, ma się wrażenie, nie rozpływają się zupełnie – niezależnie od ilości decybeli – pozostając integralną częścią tego minimalistycznego kolażu dźwiękowego. Grains nagrane i wyprodukowane w domowych pieleszach wzbudziło w autorze niniejszej recenzji stopniowe zainteresowanie tym niszowym gatunkiem muzyki, ale zapewne potrafi też odstręczyć tych, którzy po lokalnym debiucie oczekują od razu super dzieła ambient w rodzaju Bass Communion II. Zapomnijcie na chwilę o hiperolbrzymach błyszczących jasno na muzycznym firmamencie i spróbujcie wytężyć wzrok by dostrzec na jego peryferiach ledwo migoczące, skromne, blade punkciki drżące niespokojnie w blasku gigantów.