ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Crippled Black Phoenix ─ 200 Tons Of Bad Luck w serwisie ArtRock.pl

Crippled Black Phoenix — 200 Tons Of Bad Luck

 
wydawnictwo: Invada 2009
 
1. Burnt Reynolds [08:42]
2. Rise Up And Fight [05:43]
3. Time Of Ye Life [18:37]
4. Wendego [03:50]
5. Littlestep [05:56]
6. Crossing The Bar [07:12]
7. Whissendine [04:58]
8. A Real Bronx Cheer [00:35]
9. 444 [05:48]
10. A Hymn For A Lost Soul [02:25]
11. A Lack Of Common Sense [07:24]
12. I Am Free,Today I Perished [06:03]
 
Całkowity czas: 77:02
skład:
Justin Greaves – bębny, gitara, klawisze, piła / Joe Volk – wokal, gitara akustyczna / Dominic Aitchison – gitara basowa / Andy Semmens – wokal / Kostas Panagiotou – klawisze, akordeon
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,7
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,6
Arcydzieło.
,5

Łącznie 20, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
09.02.2010
(Gość)

Crippled Black Phoenix — 200 Tons Of Bad Luck

Crippled Black Phoenix to grupa interesująca z co najmniej z dwóch względów. Po pierwsze: skład. Figurują w nim takie nazwiska, jak choćby Dominic Aitchison (basista Mogwai), Justin Greaves (były członek Electric Wizard), Andy Semmens (Pantheist), Nial McGaughey (3D House Of Beef), a swego czasu w projekcie, paluchy maczał lider Portishead, Geoff Barrow. Sami przyznacie, że to dość interesująca mieszanka. Po drugie zaś i najważniejsze, ci kolesie tworzą doprawdy wyborne dźwięki.

Wydany w 2007 roku debiutancki album „A Love Of Shared Disaster” był stosunkowo nierówny. Jak na moje ucho, za dużo znalazło się tam nie do końca trafionych ambientowych pasaży z jednej strony, z drugiej, czułem pewną naiwność niektórych melodii. Na całe szczęście, tylko dwóch czy trzech. Pozostałe były piękne. W 2009 roku na rynek trafił kolejny album sygnowany logiem Crippled Black Phoenix – „200 Tons Of Bad Luck”. Album, który bez wątpienia przekonał mnie w stu procentach do sensu istnienia tego projektu.

Na pierwszy, bardzo pobieżny rzut ucha, „200 Tons Of Bad Luck” zdaje się być płytą opartą na podobnym pomyśle, co poprzedniczka. To, chciałoby się rzec, podobna mieszanka ambientu, folku, post-rocka i indie. Na debiutanckim krążku zabrakło jednak nieco kompozytorskiego kunsztu, całość była za bardzo chaotyczna i nie stanowiła monolitu. Tym razem odnoszę wrażenie, że muzycy znacznie staranniej komponowali materiał i więcej uwagi poświęcili ogólnemu charakterowi i stylowi. Dzięki temu uniknięto tej pstrokatości i zapchajdziur obecnych na „A Love Shared Disaster”. Mało tego: do sporego i różnobarwnego przecież już worka dorzucono pewną podniosłość, taką pewność siebie znaną z płyt Pink Floyd („A Lack Of Common Sense" to chyba najbardziej „floydowy” kawałek na tej płycie). Być może właśnie dlatego ten krążek aż tak mi się podoba…

„200 Tons Of Bad Luck” to jednak ciągle płyta raczej trudna w odbiorze i niezwykle wręcz urozmaicona. Największą jej siłą są bardzo dobre, lecz w gruncie rzeczy mało przebojowe, melodie (prym wiodą w tej kategorii „Whissendine”, „Burnt Reynolds” czy „444”). Oprócz tego, praktycznie w każdym utworze słychać folkowe naleciałości (znowu warto wspomnieć, o moim ulubionym zresztą, „444”), zaś tu i ówdzie zakradają się, tym razem niewymuszone, klimaty typowo ambientowe. Nad całością znowu unosi się bardzo charakterystyczny i czarujący klimat, kojarzący mi się z nieistniejącym już Clann Zú (przy okazji warto zaznaczyć, że Crippled Black Phoenix generalnie porusza się w zbliżonych do Clann Zú rejonach). Smaczku całości nadają powtarzające się w paru miejscach chóry.

Ten projekt to doprawdy prawdziwa muzyczna papuga. Plejada różnorakich osobistości, z których każda wnosi do tej układanki kolejne nowe elementy. Wrażenie przesytu? Nie tym razem. „200 Tons Of Bad Luck” to dzieło przemyślane i mądre. Raz subtelne i pełne romantyzmu, kiedy indziej mroczne i ciężkie; potrafiące być pełne radości, jak i momentami niezwykle smutne i nostalgiczne. Urzekające, po prostu. Jedna z lepszych rzeczy, które wyszły w 2009 roku.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.