Macie problem z kupieniem ciekawego prezentu świątecznego dla fana progrocka? Tak? No to już go nie macie! Bo „Progressive Rock Christmas” nadaje się do tego znakomicie, tym bardziej, że wydawnictwo to jest swoistym ewenementem na polskim rynku. Nigdy bowiem artyści z kręgu polskiego artrocka, nie znaleźli się na składance o takim charakterze. Dzięki niej zatem, miłośnik ambitniejszego grania, nie będzie skazany na kolejne wersje świątecznych pieśni w wykonaniu Krzysztofa Krawczyka, Justyny Steczkowskiej czy Ryszarda Rynkowskiego, bo… będzie miał te z własnego, ulubionego podwórka.
Najistotniejsze jest to, że związani z krakowską Lynx Music artyści zaangażowani do całego przedsięwzięcia podeszli do sprawy poważnie. Co to znaczy? Ano najzwyczajniej to, że nie usłyszymy tu standardowo wykonanych kolęd przez progresywnych muzyków, tylko kolędy przerobione na progresywną modłę – i to niekiedy diametralnie. Pomysł niby prosty i oczywisty, ale czy tak łatwy do wykonania? No bo jak tu wcisnąć tę całą wielowątkowość, solowe popisy klawiszowo – gitarowe i połamaną rytmikę w proste i bardzo ascetycznie zazwyczaj piosenki. Okazało się, że można, choć pewnie momentami z kontrowersyjnym dość skutkiem. Bo trzeba było czasami pogrzebać w melodiach lub inaczej rozłożyć muzyczne akcenty. W efekcie tego „kolędowi puryści”, zakochani w epokowych wersjach, mogą momentami pokręcić nosem na niektóre propozycje pytając z niedowierzaniem: „a cóż to, do diabła, jest?!” Tym bardziej, że faktycznie bywa chyba mniej przystępnie i mniej melodyjnie (chociaż ja już podśpiewuję niektóre z „klasyków”, w tych nowych, „progresywnych” wersjach)… ale za to jakże oryginalnie!!
Przykładem tegoż jest niemalże każda zawarta na tym albumie kompozycja. Najpierw słychać w nich przede wszystkim osobowość i styl zespołu, a dopiero potem kolędę. Zaczynająca całość „millenijna” „Silent Night” oferuje nam w niespełna sześciu minutach tak charakterystyczny wokal Galla, ciepłe dźwięki instrumentów klawiszowych i nastrojową, dopieszczoną gitarę, która jednak potrafi (tak jak na płytach Millenium) zagrać i ostrzej. „Przybieżeli do Betlejem” w wersji Crystal Lake zwraca uwagę wielowątkowością wpisaną w zmieniającą się rytmikę. A klimatyczna wstawka, gdzieś tam w środku utworu, najzwyczajniej urzeka. Z kolei wokalistka Loonypark – Sabina Godula-Zając – mocno poeksperymentowała z linią wokalną, zmieniając wraz z zespołem (ten zresztą też poszalał dochodząc do siedmiu minut) „Jezusa malusieńkiego” w całkiem inną rzecz. Openspace’owa „Mizerna cicha” ma na początku coś z klimatu… „Dziecka Rosemary”, choć później panowie uderzają już w mocne, patetyczne tony osadzone głęboko w latach siedemdziesiątych. Lekko orientalną i psychodeliczną nazwałbym wersję „Wśród nocnej ciszy” w wykonaniu RSC. Świetnie wypada rockowa i energetyczna zarazem „Gore gwiazda Jezusowi” Retrospective. Równie bezkompromisowo podszedł do rzeczy Sinus wkładając „Anioł pasterzom mówił” w progmetalowe ramy. Dla Liquid Shadow charakterystyczny motyw „Triumfów Króla Niebieskiego” posłużył za punkt wyjścia do rozbudowanej, instrumentalnej i delikatnie rozimprowizowanej propozycji. W również instrumentalnej „Mizernej cichej” (tym razem w wykonaniu Moonrise) uderzają: ładnie wygładzone gitarowe solo oraz charakterystyczna już dla zespołu partia saksofonu. Kończący całość „December” nie jest tak naprawdę kolędą, tylko kompozycją, która nie zmieściła się na debiutancki album Grendel. Doskonale jednak tu pasuje i osładza nieco smutek po rozpadzie formacji. Kilka innych utworów ma może bardziej przewidywalny charakter, niemniej zachwyca pięknem tkwiącym w tych prostych utworach (Albion, Nemezis, Mindfields, Uistiti).
Naprawdę wartościowa to rzecz, do tego fajnie wydana (prosta z pozoru okładka, zawiera w literkach słowa „Christmas” okładki płyt artystów występujących na albumie). Warto dla niej znaleźć miejsce w świątecznym budżecie. Zwłaszcza, że część dochodu z jej sprzedaży ma trafić na cele charytatywne.