ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Osada Vida ─ Uninvited Dreams w serwisie ArtRock.pl

Osada Vida — Uninvited Dreams

 
wydawnictwo: Metal Mind Productions 2009
 
1.Uninvited Dreams
2.My Nightmare Is Scared Of Me
3.Childmare (A Goodnight Story)
4.Lack Of Dreams
5.Is This Devil From Spain?
6.Is That Devil From Spain Too?
7.Neverending Dream
Bonus Tracks (CD DG): 8.2304
9.S.L.E.E.P.
10.Uninvited Dreams (chlebow edit)
 
skład:
Łukasz Lisiak - bass guitar, programming, vocal / Bartek Bereska - electric & acoustic guitars / Adam Podzimski - drums & percussion / Rafał "R6" Paluszek - keyboards & synths
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,1
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,2
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,2
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,10
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,22
Arcydzieło.
,9

Łącznie 47, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
21.11.2009
(Recenzent)

Osada Vida — Uninvited Dreams

Pilnie śledzę poczynania piekarskiej Osady począwszy od udanego debiutu „Osada Vida”, który zagościł u nas już w 2004 r. Podobało mi się podejście zespołu do muzyki, drobne eksperymenty z elektroniką, wplątanie elementów stylizowanych na cold fusion, funky czy progmetal. Ostatecznie to właśnie wokół tego ostatniego zespół skupił się na kolejnych swoich produkcjach. O ile cierpliwa praca muzyków przysporzyła im tyle krytyków co miłośników – nie przebierali w nutkach, momentami po wysłuchaniu „Three seats..” czy „The Body Parts” miałem odczucie bycia przytłaczanym nadmierną ilością dźwięków produkowanych przez gitarzystów. Potrafiło to zmęczyć. Stara zasada – tłumić dźwięki, puszczać co 5, może będzie z tego melodia. Jak jest tym razem?

Jest świetnie. Ten mocno niedoceniany na scenie zespół prężnie wyzwala z siebie coraz to nowe pokłady emocji, eksploruje ciekawe obrzeża stylu zwanego progmetalem, zahaczając o mój ulubiony neurotyczny Discipline. Poziom „zaFunky’owania” muzyki jest wysoki, nadal mamy fajne i ciekawe pokazy jazzowych fajerwerków poobkładanych dobrymi klawiszowymi i gitarowymi solówkami, hammondami, stylizowanymi na mellotron klawiszami. I ten niepasujący do wszystkiego wokal Łukasza Lisiaka. Dokładnie taki jak Matthew Parmenter z Discipline! Ta płyta to troszkę i pociągnięcie stylistyki „The Body Parts Party” ale także głębsze sięgnięcie do jazzowego klimatu, jaki Osada Vida doskonale buduje w swoich melodiach. Utwory są dłuższe, bardziej rozbudowane, pełniejsze w brzmieniu i w końcu nie mam wrażenia że dostałem się pod młockarnię. Są fajnie zbudowane momenty dające wytchnienie słuchaczowi, jak choćby 7-10 minuta w "Childmare", gdzie po ostrej funkowej jeździe wchodzi pod rytmikę perkusji i szybkich plam klawiszowych całkiem fajne i melodyjne solo. Tego mi brakowało na poprzednich produkcjach kwartetu z Piekar! Przede wszystkim zespół doskonale chyba znany jest z pomysłowości. Nie ograniczają się tylko do jednego stylu, nie starają się gryźć oklepanego do bólu tematu ale dalej eksplorują. Elektronika w "Lack of Dreams" czy …. Tu może zaskoczę ale mroczny, troszkę trącający o fado i klimaty bardziej znane z debiutu Indukti, podwójny temat „Is that Devie from Spain /Too” to mało spotykane wśród naszych zespołów połączenie. Dwa utwory, jeden pod postacią krótkiego wprowadzenia w temat pod dźwiękami akustycznymi zbliżonymi do flamenco, drugi już bliższy stylowi Indukti przeplatany miłym jazzowym graniem i milusim moogiem na uspokojenie. Ale bez miazgi, nie ma już ścigania się między gitarzystami – który więcej upcha dźwięków w jednym takcie. Skaczą po biegunach, drażnią klimatami, popisują się sporymi możliwościami, które chyba wydają się być jeszcze nie do końca przez sam zespół odkryte.

To w końcu dla kogo nagrali tę płytę? Fani progmetalu omijają ją szerokim łukiem, maniacy jazzu raczej nie odkryją w niej nic interesującego – za ostra. Fani Cold Fusion czyli m.in. Indukti, Spaced Out, Liquid Tension 3/Experiment a także Discipline i innych okolicznych dźwięków będą wprost zachwyceni. Nie można już ich posądzić o zapatrzenie się w Porcupine Tree (kompletnie nie ten styl) ani „riversajdyzm” , który nagle po 2004 r. eksplodował w okolicach progresywnych. Nie – nie w przypadku Osady. To udany album, znacznie lepiej przygotowany muzycznie od poprzednich. Brakuje mi w nim troszkę eksperymentów z debiutu, ale poprawili się w kwestii kompozycji. Nie dość że nie ma się do czego przyczepić, to jeszcze człowiek słucha krążka nie wiedząc czego się spodziewać – muzyka jest nieprzewidywalna – tam, gdzie oczekujemy łamańca – wolna klimatyczna plama, gdzie właśnie miało być spokojnie – jedzie walec przy wtórze maszyn budowlanych.

Ten nowoczesny styl jeszcze w naszym kraju nie znalazł zbyt wielu miłośników, ale wszystko przed grupą …. O ile zmienią swoją strategię promocji i nazwę (koncert w takim mieście jak Wrocław w piątek o 19 ?!??! ktoś się chyba nie wyspał podejmując taką godzinę!). Bardzo chciałem obejrzeć ich na żywo, ale godzina nierealna, by do domu na czas po pracy dojechać. I gdzie tu mówić o koncercie. Generalnie – mocno żałuję, że zespół nie pozwolił mi siebie poznać na żywo. Bo na krążku – sama przyjemność słuchania i recenzowania materiału chyba najbardziej niedocenianego zespołu, który ma szansę tym albumem zrobić sporo zamieszania.

I tu mam dylemat – czy to tylko dla wielbicieli tematu, czy faktycznie obiecujący, czekający na entuzjastyczne przyjęcie materiał.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.