Parzivals Eye to solowy projekt Chrisa Postla – być może najsympatyczniejszego z muzyków niemieckiej formacji RPWL. Piszę o tym nieprzypadkowo, bowiem basiście tej popularnej w Polsce grupy niemalże nigdy podczas występu nie schodzi z ust ciepły uśmiech. Dobrze mu z oczu patrzy a ten album jest jakby idealnym odbiciem jego miłej powierzchowności. Delikatny, niekiedy nastrojowy, nostalgiczny, rozmarzony, romantyczny, przestrzenny, ciepły… - oto jakie przymiotniki cisną mi się na usta, gdy myślę o „Fragments”, debiutanckim krążku tego projektu.
Fakt pojawiania się licznych gwiazd na płytach progresywnych projektów staje się ostatnio pewną normą, niemniej warto i przy okazji tej płyty słów kilka o tym napisać. Bowiem udało się Postlowi zaprosić tak znamienite nazwiska, jak Christina Booth z Magenty, Alan Reed z Pallas, Yogi Lang z RPWL czy Ian Bairnson z Alan Parsons Project. I co najważniejsze, każda z tych osób wniosła od siebie kawał nietuzinkowej, muzycznej osobowości. Osobowości, którą natychmiast rozpoznajemy…
Żeby nie było niejasności – za daleko od swojej macierzystej formacji Postlowi nie udało się uciec. I od muzyki Pink Floyd, która tak mocno zainspirowała kiedyś grupę z Bawarii. Początek najdłuższej na albumie kompozycji „Longings End” natychmiast wprowadza nas w świat znany z solowych płyt Davida Gilmoura. Powolne tempo i śliczne wokalne harmonie nawiązujące gdzieś z oddali do tych tworzonych przez słynną czwórkę z Liverpoolu, przenoszą jakby w inny świat. Tę sielankę, na krótką chwilę „zakłóca” gitara w stylu… Porcupine Tree. I nie jest to odosobniony przypadek, gdyż duch Stevena Wilsona i jeżozwierzowych klimatów unosi się jeszcze nad tytułowym „Fragments”, w jego drugiej części. W pierwszej bowiem, przenosimy się w lata siedemdziesiąte, na magiczny album „A Trick Of The Tail” Genesis (słyszalny choćby także w siódmym „Skylights”). A między tymi dwiema perełkami mamy „Sings”, zaśpiewany przez Alana Reeda, głębokim, lekko chropawym i jedynym w swoim rodzaju głosem. Te trzy utwory to tak naprawdę początek wszelkich piękności na tej płycie. Czasami są one podane na tacy poprzez najzwyczajniej urocze piosenki, takie jak: „Where Have Your Flowers Gone” czy „Through Your Mind”, innym razem poprzez bardziej rozbudowane formy („Wide World”) czy delikatne solówki („Skylights”). Zaskoczyć może nieco „Disguise”, mroczniejszy, lekko psychodeliczny i po prostu bardziej rockowy. Nie mogę sobie odmówić pochwalnego hymnu na rzecz „Chicago”, klasyka Grahama Nasha, tu zaśpiewanego przez Cristinę Booth w taki sposób, że ten nastrojowy utwór, bez żadnych obróbek, mógłby natychmiast trafić na którąś z płyt Magenty. Jako bonus dodano do albumu rozbudowaną kompozycję „Another Day”, która zadowoli z pewnością wszystkich fanów… RPWL.
Z ręką przyciśniętą mocno do serca polecam „Fragments”. Wyszła bowiem Postlowi ta płyta i mimo, że ciut przydługa, jest o klasę lepsza, niż ostatnia rzecz jego macierzystej grupy.