ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Porcupine Tree ─ The Incident w serwisie ArtRock.pl

Porcupine Tree — The Incident

 
wydawnictwo: Roadrunner Records 2009
 
1.The Incident i - Occam’s Razor [1:55]
ii - The Blind House [5:47]
iii - Great Expectations [1:26]
iv - Kneel And Disconnect [2:03]
v - Drawing The Line [4:43]
vi - The Incident [5:20]
vii - Your Unpleasant Family [1:48]
viii – The Yellow Windows Of The Evening Train [2:00]
ix - Time Flies [11:40]
x - Degree Zero Of Liberty [1:45]
xi - Octane Twisted [5:03]
xii - The Séance [2:39]
xiii - Circle Of Manias [2:18]
xiv.I Drive The Hearse [6:41]
CD 2: 2. Flicker [3:42]
3. Bonnie The Cat [5:45]
4. Black Dahlia [3:40]
5. Remember Me Lover [7:28]
 
skład:
Steven Wilson - vocals, guitars, piano, keyboards / Richard Barbieri – keyboards, synthesizers / Colin Edwin - bass guitars / Gavin Harrison - drums
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,8
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,2
Album słaby, nie broni się jako całość.
,9
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,9
Album jakich wiele, poprawny.
,11
Dobra, godna uwagi produkcja.
,23
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,33
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,65
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,35
Arcydzieło.
,30

Łącznie 225, ocena: Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
 
 
Ocena: 6 Dobra, godna uwagi produkcja.
27.09.2009
(Recenzent)

Porcupine Tree — The Incident

„O The Incident, Stevenie Wilsonie i tym najważniejszym…” – wywiad z sercem i rozumem.

Na początku, kiedy zabierałem się do pisania tego tekstu, chciałem troszkę pokombinować z formą i napisać tę recenzję w postaci dialogu serca i rozumu. Pewnie wyszłoby trochę naiwnie i jeszcze bardziej kiczowato, ale całkiem zgrabnie oddałoby to, co czuję do tej płyty. Nie byłaby to też do końca fikcja. Podczas słuchania najnowszego albumu Porcupine Tree ciągle toczę ciężki dialog pomiędzy czuciem muzyki, a bardziej racjonalnym do niej podejściem. Rozum wrzeszczy, każe przestać słuchać i nie męczyć się, a serce… Serce, zawsze gotowe bronić Wilsona, choćby nie wiem co, również tym razem nie chce dać za wygraną…

Nie byłem wielkim entuzjastą „Fear Of A Blank Planet”, ale też nie potępiałem jej bardzo. Kiedy słyszałem ostre opinie na temat „FOABP”, zwykle stawałem w jej obronie. Nie można temu albumowi aż tak wiele zarzucić. Ma świetny, mroczny i chłodny klimat. No właśnie – chłodny. Może to właśnie ten mróz zawsze mnie od niego odrzucał… No ale trzeba przyznać, że Steven Wilson troszeczkę kombinował i zmieniał, co nie zaszkodziło wcale. Dwa lata minęły, trzeba było dalej kombinować, choćby z formą: pierwszy dwupłytowy album Porcupine’ów, jedna wielka suita i… I na tym koniec zmian. Na „The Incident” wiele nowego nie znajdziemy. Łatwo można tę płytę (a raczej płyty) umiejscowić w dyskografii P.T. Stylistycznie coś pomiędzy dwoma ostatnimi albumami zespołu – wspominanym wcześniej „Fear Of…” oraz „Deadwing”.

Sam początek Incydentu, Occam’s Razor, już w pierwszych sekundach przywodzi na myśl blackfieldowe Once, a jeszcze bardziej powstańcze Harmony Korine… Z takich zdań ułożyłoby się nie tylko kilka akapitów, ale i całych recenzji. Można by tak szukać nawiązań bez końca, ale na tym skończę. Z dwóch powodów. Pierwszy – byłoby to bez sensu. Drugi – w tym momencie odzywa się coś we mnie i krzyczy „Przestań! Przecież całkiem dobrze się słucha tej płyty”. W sumie racja. Nie jest to najbardziej odkrywczy album Jeżozwierza, ale czy to takie złe? Czy przez następne dekady będziemy już tylko wytykać Wilsonowi, że przestał być odkrywcą, że już to nie to samo, itp.? Czy już zawsze będziemy społeczeństwem nałogowych narzekaczy tylko czyhających na potknięcie się muzyka? No dobra. Może na tę pierwszą płytę wdarło się trochę wypełniaczy, ale takie kawałki jak The Blind House, Drawing The Line, czy tytułowy to naprawdę dobre rzeczy. Znalazło się nawet miejsce na iście no-manowy moment (The Yellow Windows of the Evening Train). Zagra też w głośnikach trainsowy „Time Flies”, czy troszkę opethowy Octane Twisted. Myślę, że ta suita jako całość wyszła znośnie, chociaż jej spójność i „łączność” może budzić kontrowersje. Niektórzy zapewne będą woleli słuchać jej na wyrywki.

Na drugi album też trafiło trochę ciekawych rzeczy. O Flicker jest głośno przez pink floydowe naleciałości (obecne też w Time Flies). Wilson wcale tego nie ukrywa, a ja nie ukrywam, że Flicker strasznie przypadło mi do gustu. Nie nazywałbym takiej sytuacji „rip offem”. Zresztą – czy to ważne? Ważne jak się słucha, a słucha się rewelacyjnie. Również Black Dahlia to bardzo sympatyczny kawałek. Mała rzecz, a cieszy. Właśnie… Paradoksalnie album mający być rzeczą wielką (miałem na myśli, że dwupłytówka, utwór na pięćdziesiąt pieć minut) cieszy takimi małymi chwilami.

Porcupine Tree na „The Incident” wyzbyło się permanentnego chłodu poprzedniego albumu. Znajdą się tu trochę cieplejsze dźwięki i mniej pesymistyczne teksty. Nie oznacza to wcale, że Wilson oparł się pokusie przechodzenia na Ciemną Stronę Muzy. Akustyczne, delikatne momenty równoważone są przez ostre riffy, bądź też bardzo ponure klawisze. Może taki zabieg to faktycznie jakiś krok wstecz, ale jak tu dalej drążyć mroki mroków i chłody chłodów? „Wróc na stare ścieżki, kiedy nie wiesz dokąd iść”, heh:-) P.T. go Home…

Skoro z tą płytą nie jest tak źle, to o co mi chodzi? Już mówię. Otóż wcale nie o klimat, muzykę, teksty, stylistykę, czy kroki w tył. Zabrakło tego, co dla Steve’a zawsze było najważniejsze – emocji. Za nie można było go cenić i wybaczać mu najgorsze grzechy. Niech to, co nagrywa będzie obrzydliwie mroczne, podobne do czegoś z przeszłości, bardziej mainstreamowe, pod publikę... Byle tylko poruszyło człowieka w środku. No i tego brak najbardziej mnie boli na „The Incident”. Myślę, że to ten sam problem, co z najnowszym Archive. Leci muzyka – nikogo nie dotyka. Z tym że Controlling Crowds nie dotykało dużo mocniej.

Bardzo długo nie potrafiłem powiedzieć praktycznie nic o nowym albumie P. Tree. Ciągle z tym mam tak naprawdę problem. Nie można o „The Incident” powiedzieć wiele złego. Dobrego również. Taki trochę zachowawczy to album. Po kilku przesłuchaniach można odczuć wrażenie, że Steven jest uwięziony w swojej własnej formie, zapędzony w ślepą uliczkę. Jakby bał się pójść na całość. Może następnym razem odważy się…

Trochę mało wzbudza we mnie emocji to dzieło, ale muzyka na nim zawarta jest dobra, nawet bardzo. Mimo tego całego mojego czepiania się, znalazłem tu niejeden ciekawy moment i ciągle coś znajduję po wielu przesłuchaniach. Można powiedzieć, że po początkowym zniechęceniu powoli przekonuję się do „The Incident”. Może za jakiś czas będę większym zwolennikiem tego albumu? Kto wie? Zniechęconym po kilku przesłuchaniach radzę jeszcze kilka seansów. A fani… Oni powinni łyknąć to bez problemu i być zadowoleni. Może też będą chcieli się posprzeczać z moją opinią i oceną:) A ocena? Myślę, że sześć oczek będzie najodpowiedniejsze, chociaż rozum wrzeszczy, że 5, a serce 7…

Wcale nie jest tak źle, jak wielu twierdzi...

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.