Album „Stars Die” wydany w 2002 przez Porcupine Tree spełnia wszystkie wyżej wymienione kryteria. To dwupłytowe wydawnictwo okraszone zostało świetną (32 stronicową) książeczką z historią zespołu. Na krążkach oprócz utworów znanych z wydawanych w latach 1991 – 1997 zamieszczono kilka „rarytasów”. Są nimi „Man Of Wood” , „Signify II” i „Phantoms”. „Stars Die” zawiera także pełną – 8 minutową – wersję piosenki Synesthesia.
Narzekam na składanki, ale muszę przyznać, że „Stars die” słucha się bardzo przyjemnie. Czasem miło mieć w jednym pakiecie: Radioactive Toy, Voyage 34, The Sky Move Sideways i powiedzmy Sever. Słuchanie tych kawałków w innym otoczeniu, niż ma to miejsce na oryginalnych albumach (które serdecznie polecam) wcale nie przeszkadza w ich odbiorze. Kompilacja „Stars Die” ułożona została bowiem niewątpliwie z ogromnym wyczuciem i klasą. Podczas wysłuchiwania ponad dwóch godzin muzyki Porcupine Tree, żaden fan nie powinien narzekać. Dla osób, które zespół Stevena Wilsona znają tylko z płyt „In Absentia”, czy też „Lightbulb Sun” kompilacja ta może być świetnym przewodnikiem po początkach twórczości tej znakomitej grupy. Trzeba przyznać, że z wymienionymi płytami nie ma ona, aż tak wiele wspólnego (co nie znaczy, że „Lightbulb Sun” to zła płyta). Na Stars Die o wiele więcej jest muzyki instrumentalnej i elektronicznej, można zasłuchać się w „jeżozwierzowym kosmosie” i na te dwie godzinki przenieść się do zupełnie innego świata. Zresztą na początku kariery między nazwą Porcupine Tree a Stevenem Wilsonem można było postawić znak równości, jako że „jeżozwierz był” przez pewien czas jego solowym projektem. Obecnie jest to zespół i opiera się on na bardziej demokratycznych zasadach...
Jeśli ktoś jest ortodoksyjnym maniakiem Porcupine Tree to z pewnością „Stars Die – The Delirium Years” jest pozycją, której zabraknąć na jego półce z płytami nie może. Jeśli ktoś „porków” po prostu lubi, a posiada ich pierwsze 5 studyjnych albumów to zakup tej kompilacji wcale nie musi być jego życiowym celem numer 1. Utwory, które pełnią rolę „rarytasów” nie są, aż tak rewelacyjne, żeby padać podczas ich słuchania na kolana...
Poszukujący nieznanych mu wcześniej brzmień brytyjskiej grupy słuchacz z pewnością będzie wiedział czego spodziewać się po pierwszych dokonaniach Porcupine Tree, jeśli wysłucha wcześniej Stars Die. Właśnie z tego względu kompilacja może być uznana za pomysł udany.
7 lat twórczości Porcupine Tree zamknięte w dwóch krążkach sprawiło, że znów zachciało mi się włączyć The Sky Move Sideways i że kołacze mi gdzieś w głowie rytm Voyage 34. Może o to właśnie chodziło?