Oto najbardziej progresywna ze wszystkich plyt zespołu w całej dyskografii i chyba najbardziej znana płyta FTV. Jest tu stosunkowo mało ciągotek ku jazz-rockowi i w moim mniemaniu ocena : 7 jest na dzień dzisiejszy trochę naciągnięta. I to nie dla tego że nie lubię rocka progresywnego. W wydaniu FTV jest mało orginalny i patrząc z peryspektywy czasu.... "zgrany".Więc nie "bije" po uszach jak powinien ;).
Przede wszystkim brakuje tu charakterystycznego punktu-nagrania, słucha się tej płyty i wpada ona jednym uchem a wypada drugim. Owszem są tutaj niezłe kombinacje i popisy kolektywne jak i indywidualne.... W mojej opinii wypada to blado. Nie ma już tak mocno drażniących keyboardów jak na "jedynce" ale brakuje gitarowych popisów tak intrygujących jak na debiucie.
W nagraniu otwierającym mamy klimat zbliżony do sceny Centerbury, między innymi za sprawą Deana Zigorisa który na kolejnych plytach pokaże na co go stać. Już tutaj stanowi o sile tego nagrania, które jak większość nagrań FTV zrobiona jest według receptury temat przewodni i na jego tle improwizacje dość krótkie, każdego z instrumentalistów z finałem zapentleniowym tematu który się przewija przez całe nagranie. Co ciekawe nagrania zaczynają się charakterystycznym tematem oczywiście innym dla każdego, i po około 3-4 minutach powraca owy temat by najczęsciej po kilku minutach powrócić bądz zakończyć nagranie. Tak jest skonstruowana tutaj muzyka.
Warte odnotowania są wprowadzające sporego ożywienia skrzypce i trąbka pojawiająca się dośc często. Bardzo intryguje mnie nagranie THE FAMILY THAT OONTS TOGETHER,GROONTS TOGETHER gdzie po 4 minucie pojawia się temat raptem wycięty z LOVE SONG TWELFTH NIGHT. Takie mam odczucie.
Najjaśniejszym punktem płyty jest EMPATE oraz zamykający SLOWLY I TURN... STEP BY STEP... INCH BY INCH... nie zapominając o iście jazzowym rodzynku całkowicie improwizowanym z szalejącym, momentami, saxofonem będący w końcowej improwizacji w interakcji z gitarą która również dodaje smaczku całemu nagraniu pomimo że tylko asystuje tutaj. Natomiast wspomniany EMPATE zaczyna się dość mocno tak iż mamy wrażenie że za chwilę nagranie zacznie instrumentalną galopade.Tak się jednak nie dzieje przynajmniej na wstępie a własciwie to co następuje po kilkunasto sekundowym wstępie i zapętlanie czyli galopada i powrót do częsci spokojniejszej , subtelniejszej. GENIALNE !!!! Naprawde improwizacje i budowanie napięcia w tym nagraniu wypadło perfekcyjnie amerykańskim francuzom z telewizji. Kolejne ze szczytowych wymienionych nagrań jest podobnie zbudowane jednak wszystko dzieje się tu wolniej co nie znaczy gorzej. Mocny punkt plyty, wspaniałe zakończenie zrobione wspaniale technicznie i na dodatek z "jajem" czyli śpiewami Vikingów będących zapewne po konsumpcji piwa bezalkoholowego STRONG ;)
Zalążek progresującej formy.W świetle całości trochę brakło pomysłów i ciekawszych rozwiązań melodyczno-technicznych, ale jest naprawdę nie źle.