Dość nieoczekiwanie przypadł mi zaszczyt napisania recenzji płytowych zespolu którego w dziale felietonów starałem się przybliżyć Polskiej prog-rockowej publiczności. Ci co nie czytali serdecznie zachęcam bo to ze wszwchmiar zacny zespół bynajmniej nie pochodzący z Francji lecz ze Stanów Zjednoczonych. Zresztą każdy kto choć chwile słuchał ich płyt tudzież nagrań doskonale wyczuł tendencje charakterystyczne dla tego rejonu progresywnego świata. Jednak FTV nie bazuje wyłącznie na twórcach amerykańskich interesującego nas gatunku muzycznego. Muzyka FTV to wypadkowa wszystkiego co dobre głównie w jazz-rocku jak również w rocku progresywnym, choć te pierwsze przytoczone wpływy są bardziej słyszalne.
Debiut FTV został zainicjowany w roku 1984 niskonakładowym vinilem. Po latach ten materiał zespół postanowił oczyścić i wydać na srebrnym krążku. Przede wszystkim muzyka tu zawarta stanowi piętno czasu w postaci jakże charakterystycznie brzmiących w tamtych czasach kybordów. Po latach brzmią bardzo banalnie wręcz tandetnie. Tak jest w nagraniu THE ARTIST'S HOUSE gdzie przychodzi na myśl zespół Camel i jego plyty "The Single Factor" oraz "I cant See Ypur House From Here". UNDER HEAVEN THERE IS GREAT DISORDER gdzie pomimo wstępu nie rokującego niczego dobrego w dalszej części nagrania objawia jakże znamienne schematy jakimi FTV operuje na tej jak i na następnych płytach świadczące o potencjale improwizatorskim, charyzmie, i tym co najlepsze w sile tego bandu . Poza opisanym wyżej nagraniu takie warunki na tej płycie spełnia jeszcze całkowicie improwizowany EARTH, I WAIT, całkowicie "free" bez konsensusu i upustu napięcia. Taki upust jednak daje jedno z najlepszych a zarazem najstarszych nagrań zespołu. Jest nim SPILL. Imponująco budowane napięcie, bulgoczące kybordy, w tle wolne leniwe akordy gitary elektrycznej aż do drugiej minuty gdzie pojawiają się inne instrumenty zdecydowanie i w innych rolach niźli we wstępie. Zaskakuje motoryka tego nagrania, kybordy ciągle modulowane i powracające do porządku co jakiś czas i wszystko to wieńczą poszczególne improwizacje na tle usystematyzowanego i zaplanowanego pasażu melodyjnego będącego dodatkiem do jakże wspaniałych improwizacji poszczególnych muzyków .
Charakterystyczne i chwytające dopiero po kilku przesłuchaniach są „symulowane” przez keybord cymbałki [;)] (nagranie THE VISIT).Natomiast za pierwszym przesłuchaniem chwyta melodyjny NO CHARGE. Naprawdę trudno się oprzeć temu nagraniu. Zostaje głęboko w pamięci.
Z każdym nowym przesłuchaniem płyta coraz bardziej podoba się. Posiada fragmenty bardzo dobre (SPILL, NO CHARGE, EARTH I WAIT) jak i mniej udane (HAPPY ARMIES FIGHT IN THEIR SLEEP,ARTIST'S HOUSE)
Ale to dopiero prolog, pierwszy krok w światku około progresywnym i progresywnym..