Wydany dwa lata temu krążek „(…) perfecto mundo (…)” uważam za jedno z najwspanialszych osiągnięć polskiego symfonicznego heavy metalu (inną faktycznie sprawą jest to, czy zespół ma u nas jakąkolwiek na tym polu konkurencję). Absolutnie nie dziwi mnie zatem to wydawnictwo, będące naturalną konsekwencją drogi jaką wybrał zespół tym albumem.
„Akordy słów”, wydane niedawno w bardzo pięknej szacie, są zapisem niezwykłego występu jaki dała 7 listopada 2008 roku w Kaliszu (tak przy okazji – nigdzie niestety na tym wydawnictwie nie znajdziemy daty zarejestrowanego występu) grupa Grzegorza Kupczyka wraz z kaliskim Chórem PSM I stopnia, Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Kaliskiej oraz gitarzystą Januszem Musielakiem. Zawsze, gdy dochodzi do takiego mezaliansu, pojawia się pytanie: na ile wykorzystanie orkiestry było sensowne i czy cokolwiek wniosło do oblicza muzyki rockowej kapeli. I tu muszę proszę państwa powiedzieć jedno i to z całą odpowiedzialnością. Daj Boże innym takiego wykorzystania symfoników, jak zrobiło to CETI (a w zasadzie Paweł Przezwański, który dokonał aranżacji orkiestrowych na podstawie orkiestracji Marii Wietrzykowskiej). Jednym słowem, orkiestry jest pełno (czasami więcej niż zespołu!) i nie musimy się domyślać dźwięków, które wychodzą spod palców „klasyków”. Do tego te dwa przeciwstawne sobie światy dobrze się uzupełniają i nie dublują. Zresztą sam dobór utworów oraz ich ułożenie okazały się strzałem w dziesiątkę. Już początek koncertu („Like An Eagle”) przywołuje na myśl pierwszą ponoć w historii muzyki popularnej płytę, na której doszło do zestawienia ze sobą muzyki klasycznej i rockowej – „Days Of Future Past”, The Moody Blues. Pomysłodawcy całego przedsięwzięcia (koncert był elementem projektu „Filharmonia nie gryzie”) bardzo spokojnie postanowili wprowadzić słuchacza w zderzenie rockowego żaru z delikatnością skrzypiec, altówek, fletów, klarnetów, kontrabasów czy fagotów. Dlatego też podczas dwóch kolejnych kompozycji („Pragnienie” i „Świece i deszcz”) dalej króluje orkiestra w towarzystwie Kupczyka i Wietrzykowskiej. I nawet, gdy na scenie wreszcie pojawia się cały zespół, w dalszym ciągu raczeni jesteśmy rzeczami jakby stworzonymi dla orkiestry, wzniosłymi i patetycznymi („Time To Fly”, „Epitafium” i „For Those Who Aren’t Here”). Najfajniejsze jest jednak to, że ten czar wcale nie pryska wraz z rozpoczęciem sekwencji, w której CETI daje wreszcie rockowego kopniaka. Wraz z takimi kompozycjami jak „Wiem”, „Stolen Wind”, „The Song Of Desert”, „Lamiastrata” czy „Ride To Light” zyskujemy całkiem ciekawe aranżacyjne smaczki i drobiażdżki. Bo muzyka CETI do takiego grania się po prostu nadaje i nic tu się nie dzieje na siłę. Słówko jeszcze warto powiedzieć o głównym aktorze tego spektaklu – Grzegorzu Kupczyku. Śpiewa wybornie, ale to już banał. Ważne jest jak przeżywa całe to wydarzenie. Mnóstwo ciepłych słów, taktu a czasami wzruszeń i łez – oto po czym poznaje się wielkość artysty.
Niestety, w tej beczce miodu jest i łyżeczka dziegciu. Po pierwsze dźwięk jaki dostajemy na płytach jest delikatnie mówiąc „surowy”. Po drugie, płytkę DVD zawierającą oczywiście ten sam materiał, tyle że w wersji wizualnej, należy potraktować raczej jako bonus, niż pełnoprawny krążek o tym charakterze. Brak menu, choćby z dostępem do poszczególnych utworów i jakichkolwiek dodatków (a można byłoby spróbować pokazać jak rodziło się to przedsięwzięcie, np. poprzez rozmowy z artystami) lekko rozczarowuje. Poza tym sama rejestracja odbiega od standardów, którymi ostatnimi czasy zostaliśmy już mocno rozkapryszeni. Dźwięk jest oczywiście w stereo, ujęcia chwilami nerwowe i rozmazane, jakby przypadkowe, no a cały występ pod względem wizualnym przypomina raczej… próbę generalną. Szkoda, że całość zarejestrowano we wnętrzach Hali Widowiskowo – Sportowej OSiR (które, nie czarujmy się, rażą) a nie w bardziej dostojnych wnętrzach. Ale może i na to kiedyś jeszcze przyjdzie czas.