ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu OSI ─ Blood w serwisie ArtRock.pl

OSI — Blood

 
wydawnictwo: InsideOut Music 2009
 
1. The Escape Artist
2. Terminal
3. False Start
4. We Come Undone
5. Radiologue
6. Be The Hero
7. Microburst Alert
8. Stockholm
9. Blood
Special Edition 2nd CD tracklist: 1. No Celebrations
2. Christian Brothers
3. Terminal (endless) extended version of the regular CD track
 
Całkowity czas: 72:41
skład:
Jim Matheos - guitars, keyboards and programming / Kevin Moore - vocals, keyboards and programming / Special guests - Gavin Harrison - drums / Mikael Åkerfeldt - vocals/lyrics on Stockholm / Tim Bowness – vocals
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,2
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,2
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,5
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,13
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,19
Arcydzieło.
,15

Łącznie 57, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
04.06.2009
(Recenzent)

OSI — Blood

Ok., nie pchałem się na afisz przy poprzednich dziełach OSI. Nie jestem wielkim fanem progowych łomotów w rodzaju Dream Theater (errata: wcale nie jestem fanem). Odejścia Kevina Moore’a z wspomnianego zespołu – mimo że zakonotowałem – to nie zauważyłem. Fates Warning też w sumie mnie ani ziębi, ani parzy.
 
A jednak debiut panów „M”: Matheos / Moore w formacji Office of Strategic Influence dopadł mnie bezwzględnie i bezwarunkowo. Oczekiwałem pierwszej płyty inaczej niż wyrokuje w recenzji Free Wojtekk – Wilson mi nie przeszkadzał, pod warunkiem, że panom „M” nie przeszkadzał też… Ale jak się rzekło wcześniej – Office of Strategic Influence zaraził mnie swoim entuzjazmem, elektroniczno – rockowo – tripowym pietyzmem, którego w macierzystych zespołach wymienionych w tym akapicie muzyków ni cholery nie uświadczysz… (tak, tak, wiem de gustibus… itd.,).

Trzeci album duetu (bo za taki można w sumie grupę uznać) pojawił się w kwietniu br. czyli prawie równo po 3 latach od poprzedniego albumu (i 6 od debiutu). Tak trochę z lekką dozą dystansu podchodziłem do omawianego dzieła. Aboto wiadomo, co przyniesie ten kawałek plastiku? Lecisz chłopie do sklepu, buszujesz między półkami, znajdujesz tytuł. Kasa? Kasa! Zrywasz folię, ładujesz najpierw płytkę do odtwarzacza w aucie – zobaczymy jak chłopaki wpasują się w lukę postbachowską. I ?

Z wykopem. Jak Clint Eastwood, walisz buciorem w drzwi i wchodzisz ze spluwą w ręce do zadymionego pokoju, gdzie jeszcze niedawno … zaraz zaraz, dopiero co ruszyłem ze świateł, a tu już złamanie kilku przepisów, prędkość ponad miarę i spalanie jak czołg w marszu pod górę. Niezauważalnie przemyka z głośników brzmienie The Escape Artists – niezauważalnie, a zarazem rzężąc niemiłosiernie gitarami. To się nazywa otwarcie albumu! Klimatycznie, acz ostro, melodyjnie, acz z brudem. Koniec i … zmiana nastroju. Kiedy minęło te kilka minut – trudno powiedzieć, a ja dalej gnam jak nawiedzony, stukając rytmicznie palcami w kierownicę i potrząsając głową zaliczam kolejne kosmiczne dźwięki. To Terminal, a ściślej Kevin Moore jest odpowiedzialny za atmosferę pozycjonującą się pomiędzy filmem grozy a psychologicznym thrillerem. Uff, na razie – myślę sobie – OSI w najlepszej formie. Wcale nie zwalniam, bo False Start łamie uderzeniem gitar i waleniem perkusji schemat ładnego miłego, tripowego popołudnia. Jest znowu ostro, ponownie najlepiej wychodzi nam darcie się w niebogłosy wraz z wokalistą, robienie groźnych min i potrząsanie głową. Kończą i … kolejna zmiana. I tak już do końca…

Owszem, może i takie We come undome  nie różni się zbytnio od nagrań, jakie już wcześniej OSI serwowało nam na swoich płytach (np. Go z albumu Free), ale przecież nie oczekiwaliśmy, że zespół zacznie grać bossanovy. Każdy z utworów zawiera ten znacznik „biurowy”, dzięki któremu jest rozpoznawalny od razu i absolutnie. Radiologue – to wręcz idealny przykład. Balladowy wstęp, pojękiwania gitar tudzież nawet ostre rifffowe granie i wreszcie pojawiający się w środku utworu elektroniczny minimalizm, po czym nawrót choroby zwanej OSI do początków nagrania. Can’t go on / Can’t go back śpiewa wokalista, w szumie syntezatorowych motywów i jest to jeden z jaśniejszych punktów tego albumu.

Finał płyty, najpierw z niesamowitym Stockoholmem Mikaela Åkerfeldta z Opeth, pojawiającego się wokalnie (i kompozytorsko) na albumie jest perfekcyjnym uzupełnieniem pewnego schematu. Kto słuchał Den Ständiga Resan, ten wie, o co chodzi. I całe szczęście. Dzięki temu brzmienie zespołu, wzbogacone o nowy głos (śpiewający normalnie, bez udziwnień, gdyby ktoś pytał) jeszcze bardzie zahacza o tę mroczność, chłód i głębię, jaka towarzyszy słuchaczowi od pierwszych minut albumu. A kończący wszystko, tytułowy Blood podsumowuje nam nowe dzieło OSI w sposób klimatyczno – zakręcony. 

Oczywiście to … jeszcze nie koniec. Wydanie specjalne albumu zawiera dodatkowy krążek CD. A na nim?? M.in. Tim Bowness na wokalu w utworze, przy którym Pigeon Drummer (vide ostatni album No-Man) to mały miki. W każdym razie, ten utwór to spore zaskoczenie. Wiedząc bowiem, że wokalista No-Man bierze udział w nagrywaniu płyty Blood byłem przekonany, że wiem, czego mogę się spodziewać. I bardzo się zdziwiłem. Zresztą, cała bonusowa płytka stanowi świetne uzupełnienie albumu. Panowie „M” stwierdzili niedawno w jednym z wywiadów, że to ich najlepsza płyta. Wiem, każdy artysta tak mówi, ale w przypadku OSI sporo w tym prawdy. Zasłużona ocena.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.