Ocena:
7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
07.01.2007
(Gość)
OSI — re:free
Dekonstrukcja to termin filozoficzny stworzony przez Jacquesa Derridę w 1960 roku. Odnosi się do wielości możliwych interpretacji i odczytań tekstu i języka, w kontekście tego, co sam tekst i język podkreśla jako istotne, ale także tego, co pomija. Jacques Derrida twierdził, że dekonstrukcja nie jest kierunkiem filozoficznym ani nową szkołą myślenia, a jedynie sposobem odbioru tekstu (uff...wybrnęłam. Wikipedio dziękuję:-). Pojęcia nie mam, czy Kevin Moore zna ten termin. Wydaje mi się jednak, że akurat to pojęcie idealnie pasuje do najnowszej propozycji OSI. Co bardziej spostrzegawczy czytelnicy serwisu wiedzą, że mam wielką słabość do duetu Kevin Moore –Jim Matheos. Muzyczne propozycje duetu (bo ci dwaj panowie rządzą i dzielą w OSI) przyjmuję niemal bez zastrzeżeń. Recenzując kilka miesięcy temu Free napisałam, że jest to w odróżnieniu od debiutu bardziej płyta Moore’a niż Matheosa.
Po tym przydługawym wstępie czas na konkrety. Niniejsza epka to jeszcze większa wycieczka Moore`a w klimaty elektroniczne. Poszczególne utwory, które znamy z Free zostały „poszatkowane”, zdefiniowane, wręcz na nowo odczytane i wykreowane. Na zasadzie patchworku Moore coś dodał, czasami wykreował zupełnie inną jakość. Cudowne, trwające 10 minut Go podobać się może każdemu miłośnikowi elektronicznego grania. Spora w tym zasługa Martina Gretschmanna (aka Console), gwiazdy niemieckiej muzyki elektronicznej, znanego z Notwist. Jak wspomniał w jednym z wywiadów Moore, remix utworu, autorstwa Gretschmanna traktuje jako wyróżnienie. A słuchacz otrzymał świetny, może nie do końca taneczny utwór. Kicking jest jeszcze bardziej kopiące niż w pierwotnej wersji, znanej z Free. Powiedziałabym nawet, że remix tego utworu jest bliższy propozycjom grającego niegdyś w Depeche Mode i Recoil Alana Wildera. Prosty, wręcz spartański beat, dźwiękowe plamy, minimalizm. I ten wciągający nastrój. Znakomite Home Was Good –jeden z najlepszych utworów na Free, został również poddany przeróbce. Leniwe, lejące się dźwięki, oniryczny, ale i cholernie smutny nastrój pasuje w sam raz na deszczową noc tej zimy. Atmosferą, bliżej temu utworowi do dawnych poczynań Stevena Wilsona ( np.: Voyage 34). OSI podryfowało w stronę świetnego elektropopu, mniej w nim ciężkich gitarowych riffów. I nie ukrywam, że ten kierunek rozwoju BARDZO mi się podoba.
Podsumowując: wysokiej klasy ciekawostka. Polecam.