ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Glass Hammer ─ Culture of Ascent w serwisie ArtRock.pl

Glass Hammer — Culture of Ascent

 
wydawnictwo: Sound Resources 2007
 
1. South Side Of The Sky (9:24)/ 2. Sun Song (9:33)/ 3. Life By Light (7:29)/ 4. Ember Without Name (16:33)/ 5. Into Thin Air (19:14)/ 6. Rest (6:30)/
 
Całkowity czas: 68:43
skład:
- Fred Schendel / Nord electro 2, NordLead 2, piano, Bela D Media D-synth, organs, electric piano, mellotron, additional synths, loops and programming, acoustic guitar, string arrangements and backing vocals; - Steve Babb / bass guitar, pipe organ, Taurus pedals, the Free Note, assorted percussion, mellotron, piano, harp, loops, programming, Mini-Moog and backing vocals; - Carl Groves / lead and backing vocals ; - Susie Bogdanowicz / lead and backing vocals; - Matt Mendians / drums; - David Wallimann / electric guitars; - Rebecca James / violin; - Susan Whitacre / viola; - Rachel Beckmann / cello

Guest musicians:
- Sarah Snyder/ backing vocals ; - Eric Parker / acoustic guitar; - Robert Streets / backing vocals; - Haley McGuire / backing vocals ; - Jon Anderson / vocals
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,1
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,1
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,4
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,4
Arcydzieło.
,0

Łącznie 12, ocena: Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
21.04.2009
(Recenzent)

Glass Hammer — Culture of Ascent

 

 

 

Kiedy ostatnio pisałem o albumie prog-rockowym? Hm, kilka recenzji wcześniej. Ale kiedy ostatni raz pisałem z własnej, nieprzymuszonej woli? Nie odrabiając pańszczyzny dla Naczelnego, nie glanując wyrobu muzykopodobnego i nie było to pisanie o klasyce? Pure Reason Revolution i Phideaux? No tak, ale to taki prog, jak ja blondyn. PRR nie wiadomo co to jest, ostatnio wystąpili już z prog-rockowego klubu, a Phideaux wziął się w prog-rocku z przypadku, bo lubi lata siedemdziesiąte. Point of View? Zgadza się. Ale to była bardziej polemika z moimi kolegami, którzy moim zdaniem niezbyt docenili ten album. Czyli podpada pod punkt drugi – takie glanowanie a rebours. Wychodzi na to, że Finisterre “In Ogni Luogo”. Dawno – jeszcze w 2007 roku. Ostatni Glass Hammer też jest z 2007 roku (z końca roku) trochę się u mnie odleżał, zanim się do niego konkretnie zabrałem. Płyty Glass Hammer nie mają do mnie zbyt dużego szczęścia jeżeli chodzi o recenzje. Niedokończona poprzedniej “The Incosolable Secret” żółknie już na dysku mojego kompa od dobrych paru lat, do tej też zabierałem się od zeszłej wiosny. Warto by coś o niej napisać, bo to jedna z niewielu, bardzo niewielu płyt prog-rockowych (albo nawet jedyna) wydana przez ostatnie kilkanaście miesięcy, której z czystym sumieniem mogę dać osiem gwiazdek, a jak mam bardziej łaskawy dzień to i nawet dziewięć.

Jaki jest tego powód? Bo to dobra płyta jest. A dlaczego ta płyta jest bardzo dobra? Przynajmniej dla recenzenta? Choćby dlatego , że słucha tego czasami prawie na okrągło.

Glass Hammer, jak ich już trochę znam, nigdy nie był zespołem, który by gonił za jakimiś nowinkami, był w awangardzie gatunku. Zawsze trzymał się tradycji i wszelkie inspiracje czerpał stamtąd. Ale wydaje się, że na tym albumie coś się zmieniło – w samej formie, bo muzyka pozostała taka sama. Chyba stwierdzili, że można pełniej korzystać z możliwości nowoczesnego studia nagraniowego. Zabrali się za to ostrożnie, z umiarem i z głową. Rozsądnie – wzięli z tej technicznej półki akurat tyle, ile im było potrzeba. Tyle, żeby unowocześnić nieco brzmienie. I to była słuszna koncepcja. Płytę rozpoczyna cover klasyka Yes “South Side of The Sky”, dość bliski oryginałowi, a w chórkach słyszymy Jona Andersona. Dobra wersja i bardzo dobry pomysł na rozpoczęcie płyty. Słuchacz dostaje to co zna i lubi, chociaż zagrane “po nowemu”, powinien zainteresować się co tam jest dalej. A dalej przede wszystkim są dwie suity – “Ember Without Name” i “Into Thin Air”, stanowiące praktycznie pół płyty. Czasy , kiedy najdłuższe utwory stanowiły o wartości płyt prog-rockowych raczej już minęły. Na utwór dłuższy niż dziesięć – dwanaście minut patrzę już z pewna podejrzliwością. Na szczęście w wypadku Amerykanów oni w dłuższych formach również się sprawdzają. Chociaż “Ember Without Name” to raczej długa piosenka, trwająca ponad kwadrans, ozdobiona efektownymi partiami instrumentalnymi i zwieńczona dynamicznym finałem. W “Into Thin Air” za to słychać Spock’ Beard z najlepszych czasów, czyli z”The Light” i “Beware of Darkness”. Z krótszych utworów najlepiej wypadają “Life by Light” i finałowy “Rest”.

Zasadniczo nowy album Glass Hammer nie wnosi wiele nowego dla stylu zespołu, nie wnosi też absolutnie nic nowego do prog-rocka, ale jest to ponad godzina najlepszego progresywnego grania, jakie słyszałem od bardzo, ale to bardzo długiego czasu. Dziewięć gwiazdek z niewielkim minusem.

 

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.